Serce biło
mi jak młot, łomocząc w piersiach. Byłam przerażona, choć nie wiedziałam,
czemu. Wygramoliłam się z ponurej szafy, stając oko w oko z Joshem. Byłam
zmieszana, a on wręcz przeciwnie. Opierał się o ścianę z założonymi rękami na
piersi oraz szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Jak zwykle miał na
sobie ciemną, skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Jego wzrok mnie piorunował.
-Ferima przesyła
pozdrowienia – wydukałam z siebie, nie patrząc mu w oczy.
Widziałam, jak podniósł do góry brwi i mlasnął ustami,
odrywając się od ściany.
-A zatem są nowe
wieści – ceremonialnie przeszedł się po pokoju, stając tuż za mną.
Ciarki przeszły mnie po plecach i to zdecydowanie ze
strachu. Josh był zły, chciał kogoś zabić. Matko, w co ja się wpakowałam?
-Nie chcesz o nic
zapytać?
-Mam mnóstwo pytań –
wydukałam, nie śmiąc się nawet odwrócić.
Poczułam jego oddech na karku, ten chłód. Byłam gotowa wiać
z mieszkania gdzie pieprz rośnie i to z prędkością światła.
-Od którego chcesz
zacząć?
-Chcesz mnie zabić? –
Śmiech. Taka była jego reakcja.
Spojrzał w moje oczy, palcami wodząc po moim barku. Byłam
przerażona i to śmiertelnie. Nagle zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie znam
Josha i jego przeszłości. Równie dobrze mógł być seryjnym mordercą, albo
gorzej.
-Kusząca propozycja,
jednak wolałbym mieć cię żywą. Będziesz bardziej rozmowna.
-Czytasz mi w
myślach?
-Nie czytam – odparł,
odrywając ręce od mojego ciała – słyszę je.
-To jest to samo –
rzekłam bardziej pewnie. – Jesteś w
mojej głowie, słyszę twój głos!
-To telepatyczny
przekaz, często go używam.
Josh zwierzał mi się jak na spowiedzi, a ja nie potrafiłam
przyjąć tego do siebie. To było o wiele za dużo, jak na jedną noc. Nie chciałam
w to wszystko wierzyć. Przecież nie można czytać komuś w myślach i nie da się
ich słyszeć. Przynajmniej tak twierdziłam do chwili, gdy usłyszałam pierwszy
raz cudzy głos w swojej głowie.
-Nie wierzę ci.
-Wierzysz –
odpowiedział, a ja wiedziałam, że to prawda.
Chciałam jej, łaknęłam jak wody do picia, a gdy przyszedł
czas, bym dowiedziała się wszystkiego, nie potrafiłam nic powiedzieć.
-Kim jesteś, albo
raczej czym?
-Przecież wiesz. –
Stanęłam niebezpiecznie blisko niego, przyglądając się jego
sylwetce. Wiedziałam. Już dawno moja podświadomość
podejrzewała, kim jest Josh. To ja nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli.
Bo przecież była absurdalna, niedorzeczna i dziwna. Nie umiałam wykrztusić z
siebie tych słów. Tych dziwnie prawdziwych słów, które wydawały się nierealne.
Ale musiałam to zrobić. To mnie przypadła odpowiedź, nie jemu.
-Jesteś aniołem.
-Bingo! – I wtedy do
pokoju wszedł Ethan. Oparł się o framugę w drzwiach,
przeczesując długie, jasne włosy. Uśmiech nie schodził mu z
twarzy. Wyglądał na ucieszonego, choć jeszcze przed chwilą roznosił go gniew.
-To co w takim razie
robisz na ziemi, skoro jesteś aniołem? – Sama nie wierzyłam, że coś takiego
przeszło mi przez gardło. Przecież to było śmieszne. Anioły były w Biblii, nie
istniały. – Jesteś upadłym aniołem?
-Jak ona mnie
zaskakuje! – Wrzasnął radośnie Ethan, podchodząc do naszej dwójki.
Był pełen podziwu mojego rozumowania. – Różnie nas nazywają.
Upadli, demony, wygnańcy, wędrowcy. Choć ja zdecydowanie wolę tą pierwszą
formę. – Złotowłosy chłopak był pełen zachwytu oraz ironii. Nie wiedziałam, czy
sobie ze mnie żartują, czy mówią poważnie. Nigdy nie wierzyłam w bajki. Już
jako przedszkolak wiedziałam, że Mikołaj nie istnieje, choć mój opiekun z domu
dziecka usilnie starał się mnie nabrać. Ja nie wierzyłam w żadne elfy, gnomy,
wampiry, a już na pewno nie w upadłe anioły.
-Macie z głową,
prawda? Uciekliście z domu wariatów? – Rzekłam niewiele myśląc.
Przerazili mnie, oboje. Ta pewność Ethana oraz milczenie
Josha.
Postanowiłam wiać i to czym prędzej.
Wykorzystałam moment nieuwagi chłopaków i czmychnęłam na korytarz, w panice
zbiegając po schodach. Nim się zorientowałam, Josh już gnał za mną, wykrzykując
moje imię. Nie zamierzałam się zatrzymywać. Najgorsze w tym wszystkim było to,
że nie wiedziałam, co mnie czeka. Gdy byłam w połowie drogi schody nagle
zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się wielka, czarna dziura. Zdumiona tym
widokiem zatrzymałam się sprawiając, że Josh mnie dogonił i stanął tuż za mną.
-Co to jest? – Ryknęłam
bardziej wściekła, niżeli przerażona. Dogonił nas również Ethan, któremu
uśmiech spełzł z twarzy, a zastąpił go grymas.
-Mówiłem ci już, że
ona nie zrozumie – ryknął w stronę Josha, ale on tylko machnął ręką.
-Ivi, musisz mi uwierzyć.
-Nie potrafię. Upadłe
anioły nie istnieją – Wydukałam przez zaciśnięte zęby.
Gdybym tylko mogła ominąć jakoś tą dziurę, już dawno bym
uciekła. Nie mogłam pojąć, że Josh był upadłym. To nie mieściło się w mojej
głowie.
-Wierzysz
w Boga, prawda? Więc wierzysz też w anioły – dotknął mojej ręki, spoglądając
prosto w oczy. Jego czarne włosy opadały na czoło, które wciąż przecierał. – Ja
też jestem aniołem, tylko stąpam po ziemi, a nie bujam w chmurach –
zironizował, jakby doskonale wiedział, co wyprawia się w niebiosach. Nie mogłam
go dłużej słuchać. Naprawdę myślałam, że mu odbiło, albo może mnie.
-Mówiłeś, że te obrazy
w głowie… - Zaczęłam niepewnie wyrywając dłoń z jego
uścisku. Nogi mi drżały, a co dopiero usta. Czułam się jak
jąkała. – Są tylko moją wyobraźnią, tak? W rzeczywistości ich nie ma?
Przybliżyłam się do
gigantycznej dziury, a kiedy Josh pokiwał głową,
zamknęłam oczy. Zrobiłam krok do przodu będąc pewna, że
wkrótce stracę grunt pod nogami. Tak się jednak nie stało. Uchyliłam powieki i
zorientowałam się, że dziura zniknęła, a klatka schodowa powróciła do
normalnych kształtów. Usatysfakcjonowana przybrałam pełny uśmiech na ustach i
ruszyłam pędem do wyjścia. Za cel najwyższy obrałam sobie wołanie o pomoc.
Miałam tylko nadzieję, że ktokolwiek mnie usłyszy na takim odludziu.
Biegłam
przed siebie, co chwilę zerkając wstecz. Serce biło mi jak szalone i chyba miało
zamiar wyskoczyć z piersi. Właściwie, nie wiedziałam, czego się boję. Josh
przeraził mnie śmiertelnie. Upadłe anioły, jakaś czarna armia, dziwne obrazy w
głowie. To wszystko było ponad moje siły. Nie wiedziałam już, co myśleć.
Chciałam ratować siebie, nic więcej. Jednak podświadomość mówiła mi, że jest
jeszcze coś, czego powinnam się bać.
Wbiegłam w
ciemną uliczkę sądząc, że nikt mnie nie zauważy. Ba! Nie chciałam, by oni mnie
zobaczyli! Bóg jeden wiedział, do czego byli zdolni. Słyszałam krzyki Josha,
które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Załamana i
panicznie przerażona chwyciłam się ostatniej deski ratunku. Chcąc ocalić
siebie, zaczęłam nawoływać o pomoc. Wiedziałam, że Josh to usłyszy i szybko
zlokalizuje moje położenie, ale co miałam do stracenia? Przecież nie zabije
mnie przy kimś!
Nagle z
zaułka wyłonił się wysoki chłopak w czapce. Wyglądał groźnie, ale w obecnej
chwili to Josha bałam się bardziej.
-Ratunku,
niech mi pan pomoże! Oni chcą mnie zabić! – Wrzasnęłam podbiegając do chłopaka.
Boże, te słowa brzmiały jak w filmie. Jakbym była w jakimś horrorze. I jak na
dobry horror przystało, wpakowałam się w jeszcze większe tarapaty. Oczy
przybysza zapłonęły czerwienią, a wyraz twarzy przerodził się w cyniczny
uśmiech. Szybko pojęłam, że zrobiłam ogromny błąd. Zapamiętać: nie prosić o
pomoc podejrzanych typów.
-To ty!
Chwycił
mnie za ramiona, by podciągnąć do góry. I gdy ujrzałam jego twarz odbijającą
się w świetle latarni zrozumiałam, kim był mężczyzna. To on mnie napadł i obezwładnił
pod Płonącą Ostrygą w dzień, gdy poznałam Josha. Serce znów podeszło mi do
gardła, a żołądek przewrócił się kilka razy. Szarpałam się, ale on był
silniejszy. Po raz kolejny zakleszczył swoje łapy na moim ciele i przywarł mnie
do muru.
-Teraz mi
nie uciekniesz – warknął jadowicie, szarpiąc mną. To był Gordak, rozpoznałam
jego głos. Jeszcze chwilę temu kłócił się w mieszkaniu Josha o jakąś
dziewczynę. Oszalałam. Nie dość, że goniła mnie banda szaleńców myślących, że
są aniołami, to w dodatku jakiś psychopata postanowił zabawić się moim kosztem.
Cudownie!
-Nie
powinnaś żyć – ryknął, a ja poczułam, jak przez moje ciało przechodzą dreszcze.
Tym jednak razem postanowiłam nie stać jak głupia, tylko się bronić. A
najlepszą obroną jest atak. Ręce miałam unieruchomione, jednak nogi były
swobodne. Z całych sił kopnęłam go w krocze, ale on się uchylił. Moja walka
poległa klęską.
Z oddali
słychać było powrzaskiwania Ethana oraz Josha. Mordercy, czy nie, w tej
sytuacji byli lepsi od tego gościa. Zaczęłam panicznie wrzeszczeć mając
nadzieję, że mnie usłyszą. I tak też się stało. Oboje jakby zmaterializowali
się tuż obok mnie, z przerażonymi minami.
-Gordak, co
ty robisz?
-Ona musi
zginąć!
Gordak zaatakował mnie celowo. Tylko
czemu? Czy miałam coś wspólnego z dziewczyną, o której mówili? Dlaczego, do
jasnej Anielki wmieszałam się w to wszystko?
Ethan odciągnął
ode mnie Gordaka i wdał się z nim w bójkę. Ja natomiast znalazłam się w
ramionach Josha, który uporczywie głaskał mnie po głowie, uspokajając.
-Nic ci nie
jest?
-Nie –
szepnęłam, tracąc siły. Poczułam się bezpiecznie. Znów ta dziwna energia, która
przepłynęła przez moje ciało. Byłam niemal pewna, że Josh manipuluje w moim umyśle.
Tylko jak? Co tu się właściwie dzieje, do cholery!
-Musimy się
stąd wynosić.
Ledwo
usłyszałam jego słowa, a wokół zapanował chaos. Zerwał się uporczywy wiatr, a
na niebie, zaledwie kilka centymetrów nad ziemią pojawiła się ona. Kobieta o
srebrzystych włosach, stojących na wszystkie strony niczym Burza z X Menów. Jej
oczy były całe białe, zupełnie, jakby nie miała tęczówek. Ferima.
-Dosyć tych
bójek – ryknęła strzelając białą smugą dymu z oczu wprost w Gordaka. Ten upadł
na ziemie, a całe jego ciało zaczęło drgać. Po chwili rozsypał się w drobny
mak, pozostawiając po sobie jedynie kupkę popiołu. Nie wierzyłam w to, co
widzę.
-Ethanie,
dopilnuj żeby ten plugawiec nie powstał zza światów – odparła, a Ethan nagle
zniknął, a wraz z nim kupka popiołu, którą jeszcze przed chwilą był Gordak.
Ferima stanęła na ziemi, a ja schowałam się za plecami Josha. Nie potrafiłam
określić, kogo w obecnej chwili bałam się bardziej.
-Widzę, że
wiadomość do ciebie dotarła – uśmiechnęła się pod nosem, a jej oczy z powrotem
stały się normalne.
-Wieści
szybko się roznoszą.
-Przydatna
jest ta mała. Niezły z niej posłaniec.
Wyprostowałam
się, wychodząc z ukrycia. Nie byłam niczyim posłańcem i nie miałam zamiaru być
tak traktowana. Już chciałam coś powiedzieć, pokazać, że się nie boję, gdy Josh
wystąpił z szeregu.
-Pokaż mi
te wieści.
-Nic za darmo.
Pamiętasz chyba o naszej umowie?
-Oczywiście
– odpowiedział, po czym zbliżył się do Ferimy. – Najpierw chcę je
zobaczyć.
Ferima
chwyciła Josha za ręce, a jej oczy znów stały się całe białe, jakby pozbawione
tęczówek. Wokół nich pojawiła się dziwna, jasna nić, przez którą przechodziły
jakieś wiązki. Przez dłuższą chwilę stali nieruchomo, wyglądali jakby byli w
transie. Myślałam, że nic mnie już w życiu nie zdziwi, a jednak myliłam się.
Kim byli ci ludzie i czy rzeczywiście nimi byli? Naprawdę zaczęłam się poważnie
zastanawiać nad istnieniem istot nadnaturalnych. W przeciągu ostatniego
tygodnia zobaczyłam ich, aż nazbyt wiele.
Nagle
połączenie się przerwało, a na twarz Josha wpełzł słaby grymas. Coś mi się
zdaje, że to, co pokazała mu Ferima, nie było zadowalające.
-Teraz
umowa.
Josh
zamknął oczy i napiął mięśnie. Wyglądał, jakby się nad czymś skupiał i to
bardzo poważnie. Po chwili z jego pleców wyrosły ogromne, czarne skrzydła.
Sięgnął ręką do tyłu, po czym wyrwał sobie jedno krucze pióro, wręczając
kobiecie w srebrnej sukni.
-Nie
zmarnuj go, więcej nie będzie.
-Dobrze je
wykorzystam – odpowiedziała odrywając się od ziemi. Jej włosy znów zafalowały
na wietrze, po czym zniknęła w przestworzach. Zostaliśmy sami w ciemnym zaułku.
Ja i on, upadły anioł.
-Teraz mi
wierzysz?
-Nie mam
wyjścia – rzekłam podziwiając mistyczne skrzydła, prawie tak czarne, jak u kruka.
-Nie boisz
się mnie?
-Już nie –
Przestałam się bać. Poczułam się bardziej bezpiecznie, niż gdziekolwiek
indziej. Znów nie wiedziałam, czy to Josh przypadkiem nie manipuluje jakoś
moimi emocjami. Wszystko przecież było możliwe. Skoro miał skrzydła, to mógł
też posiadać różne dziwne umiejętności. Skąd mogłam wiedzieć, co on jeszcze
potrafi?
-Więc
naprawdę nim jesteś, upadłym?
-Owszem.
-I naprawdę
czytasz mi w myślach?
-Tak –
przyznał bez cienia skruchy.
-Muszą
sporo ważyć, prawda? – Wskazałam na ogromne skrzydła wyrastające zza jego
pleców. Myślałam, że upadli aniołowie nie mają skrzydeł, że są im wyrywane.
-Przywykłem.
W niebie nie czuć ciężaru, tutaj jest inaczej. Bóg zadbał o to,
abyśmy cierpieli.
-Ale, jak
ty je ukrywasz? Przecież nie schowasz czegoś tak ogromnego pod kurtką! – Spytałam
zaciekawiona. Na każdym naszym spotkaniu Josh zachowywał się całkiem normalnie
i nic nie wskazywało na to, że na plecach ma ogromne, zapewne kilkutonowe
skrzydła.
-Myślisz, że Bóg
pozwoliłby na ujawnienie demonów? Nie odebrał nam
skrzydeł, tylko ukrył w magiczny sposób. Skrzydła nie są
dostrzegalne dla zwykłego, ludzkiego oka. Naprawdę wcale ich nie ukrywam, cały
czas mam je na plecach. Uwierz, czuję ich ciężar.
-Brawo, brawo!
Z daleka usłyszałam
czyjeś klaskanie w dłonie. Po chwili w ciemnej uliczce
pojawił się Ethan. Jego złote włosy falowały na wietrze.
Jego biała koszula została pozbawiona kilku guzików przez Gordaka, dzięki czemu
widziałam jego idealnie wyrzeźbioną sylwetkę. Wyglądał jak prawdziwy anioł,
gdyby nie te skrzydła. Również były czarnego koloru, choć nieco większych
rozmiarów, niż u Josha. Wbrew wszystkim moim poprzednim uwagom na jego temat,
wydawał się być sympatyczny.
-Cieszę
się, że wreszcie zmądrzałaś i przestałaś uciekać.
-Co się
stało z Gordakiem? – Wyrwało mi się, nim zdążyłam pomyśleć.
-Cóż,
Ferima posłała go do piekła – odparł swobodnie, podrzucając kamyk w dłoni. – Na
pewno się tam odnajdzie.
-Czyli nie
żyje?
-Nie w tym
świecie. Wrócił do domu, gdzie jego miejsce.
-Nie tylko
jego – dodał Josh urywając nagle temat. Dziwił mnie fakt, że tak swobodnie
rozmawiają o Gordaku. W końcu coś ich chyba łączyło, mieli jakieś tam plany.
Być może byli przyjaciółmi? Dlaczego więc nie ubolewali nad jego stratą? Czy
byli pozbawieni uczuć?
-Odprowadzę Ivi do
domu, a ty czekaj na mnie w klubie. Mamy jeszcze parę spraw do załatwienia.
-Nie chcę jeszcze
wracać – zaprotestowałam, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
To wszystko było dla mnie nowe, fascynujące. Poznałam inny
świat, o którym nigdy nie słyszałam. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego na
temat upadłych aniołów.
-Ivi, za godzinę
wzejdzie słońce.
Spojrzałam na niebo,
gdzie ciemne chmury ustępowały miejsca dniu. Josh miał
rację, musiałam wracać do rezydencji. Gdyby Larry się
dowiedział, że nie ma mnie w łóżku, nie chcę nawet pomyśleć, jaką bym dostała
karę. Westchnęłam zrezygnowana, będąc zmuszona wracać.
-Latałaś już kiedyś?
-Zawsze musi być ten
pierwszy raz – uśmiechnęłam się niepewnie.
Josh chwycił mnie pod
pachy i wzniósł się ponad ziemię. Nigdy nie latałam
samolotem, a co dopiero na skrzydłach anioła. Uczucie było
nieziemskie. Czułam się tak lekko, jak piórko. Widziałam całą panoramę Seatle, jakby to była wielka, szaro-zielona mapa.
Skrzydła Josha muciły powietrze jak ramiona olbrzymiego wiatraka. Wzbijaliśmy
się coraz wyżej, aż w końcu lecieliśmy wśród lodowato zimnych strzępów chmur. Nie
byłam już w stanie wypatrzeć kolorowych kropek, którymi były samochody. Ręce
zdrętwiały mi z zimna, ale nie śmiałam zwolnić uścisku, ani nawet się poruszyć.
Cień ogromnych skrzydeł prześlizgiwał się po powierzchni ziemi jak wielki,
ciemny obłok.
Po chwili
zorientowałam się, że się zniżamy. W krajobrazie dostrzegałam coraz więcej
szczegółów. Wkrótce poczułam grunt pod nogami.
-Jesteśmy
na miejscu.
Oprzytomniałam,
gdy spostrzegłam gdzie się znajdujemy. Przed moimi oczami rozpościerał się
ogromny budynek. Piękna, harmonijna rezydencja z bardzo regularną,
uporządkowaną elewacją. Najbardziej stonowana i delikatna w ramach zespołu.
Posiadała największą przestrzeń ogrodową wśród wszystkich posiadłości na ulicy.
Od frontu witał nas portyk z podwojoną liczbą kolumn oraz tajemnicze drzwi -
poza doświetleniem w górnej części nie posiadały przeszkleń jak w innych
rezydencjach. Dostojny charakter rezydencji podkreślał jej niezależne,
dyskretne położenie względem pozostałych posiadłości.
-To nie
jest mój dom – dało się wyczuć panikę w moim głosie. Nic dziwnego,
wylądowaliśmy wprost przed klubem Bers Soft.
-Ivi, kogo
chcesz oszukać?
-Nie wiem o
czym mówisz.
-Doprawdy?
Spojrzałam
w otchłań jego ciemnych oczu, uderzając się ręką w twarz. Zrozumiałam, że Josh
słyszy moje myśli, więc doskonale wiedział, kim jestem. Za każdym razem, gdy
pomyślałam o klubie w jego obecności, on to słyszał. Poczułam, że tracę
równowagę.
-Josh, to
nie tak – język splótł mi się w gardle sprawiając, że nie mogłam z siebie nic
więcej wykrztusić. Na samą myśl o tym, że Josh znał prawdę, robiło mi się
niedobrze. Więc po co ja się tak starałam? Po co ukrywałam swoją tożsamość?
Dlaczego on nic nie powiedział?
-Hej,
uspokój się Aniele – odpowiedział, chwytając mnie za podbródek i przyciągając
do siebie. – Nie ma dla mnie znaczenia to, co robisz. Wy, ludzie macie dużo
uprzedzeń, jeżeli chodzi o reputację. Wiem, że liczą się dla was pieniądze i
jakoś trzeba sobie radzić.
-Ale
mieszkam w domu publicznym! Nie przeszkadza ci to? – Jęknęłam rozpaczliwie.
Josh otarł moje łzy, które nawet nie wiem kiedy zaczęły płynąc z mych oczu.
-Robisz to,
co musisz. I tak jesteś wyjątkowa. Idź już, za chwilę będzie świtać.
-Mam tyle
pytań…
-Odpowiem
na nie następnym razem.
-Josh? –
Znów zatopiłam się w jego ciemnych oczach. Czułam jak przyśpiesza mi puls.
-Czy to
jest dobry moment na pocałunek? – Odparłam niepewnie z nadzieją, że się zgodzi.
Pragnęłam tego już od bardzo dawna. Przyciągał mnie niczym magnez. Był to
jedyny chłopak, do którego żywiłam takie uczucie. A może raczej demon? Może
dlatego był taki niezwykły, bo był z innego świata? Był odmieńcem, tak jak ja.
Z
nieodgadnioną miną podszedł do mnie, a sekundę później usłyszałam kojący głos w
głowie.
Idealny
***
Tak, wiem. Długo nie było nowości. Może dlatego, że brakuje mi motywacji. Brakuje mi czytelników, choć to nie najważniejsze. Ale warto też mieć dla kogo pisać. Rozdział krótki, bo miał skończyć się właśnie w takim momencie. Tajemnice nareszcie wyszły na jaw owej dwójki, ale to dopiero początek. W planach mam jeszcze parę wątków ;) Do następnej kochani i zapisujcie się do obserwatorów ;)
Czytałam ten rozdział z zapartym tchem. Jest wspaniały!
OdpowiedzUsuńDużo emocji i strachu, ale także poczucie bezpieczeństwa i pocaunek. Zakochałam się w twoim opowiadaniu. Mimo że wiele tajemnic się wyjaśniło to nadal jestem ciekawa co pokazała Ferima Joskowi?
Czekam na nowy rozdział.
Życzę weny i pozdrawiam ;*
no wreszcie zagadka została rozwiązana! cieszę się że nie odwróciła się od niego... czekam na nexta ;P
OdpowiedzUsuńJak słodko się zakończyło! No, ale po kolei. Rozdział wcale nie jest krótki. Cieszę się, że wreszcie wyjaśniło się kim jest Josh. Już nie mogłam wytrzymać z tej niewiedzy. :D Jednak dużo rzeczy zostaje jednak niewyjaśnionych. O co chodzi z tą całą czarną armią? I co zamierza zrobić Josh? No, ale dobrze, że on jest dobry... dla Ivi. Było trochę strasznie. Udało Ci zrobić napięcie, które było tu bardzo potrzebne. Wszystko świetnie opisałaś, bo wszystko mogłam sobie dokładnie wyobrazić. Dobrze, że Josh zaakceptował to gdzie mieszka i gdzie pracuje Ivi. Cudny był ten ostatni moment! Szybko pisz kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie. ;)
Pozdrawiam :*
[zabita--nadzieja]
No to czekamy na te nowe wątki.
OdpowiedzUsuńPrzepiekny rozdział i przeczytałam go z kołatającym sercem. Twoje rozdziały tak na mnie działają. Czuję się jakbym czytała profesjonalną książkę.
Jestem ciekawa co się będzie teraz działo, kiedy Ivi już wie kim jest i zna jego moc. Poza tym ładna z nich para.
Najbardziej lubię sceny z Ivi i Joshem, bo wtedy tylko czekam... "Co będzie dlaje? Jak potoczy sie rozmowa? Co zrobi Josh?" Wiesz jakie to uzależniające? :)
Życze weny i czekam na NN :)
Wspaniale ;) Jestem tylko ciekawa tej więzi całej z Iv, ale pewnie to się tak szybko nie wyjaśni. I dobrze, może wymyślę swoją teorię.
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym tak polatać !! ;D hehe ;D Wybacz, że napisze tak krótki komentarz, ale wszystko jest tak wspaniałe, że nie wiem co pisać ;)
Ja to jakbym dowiedziała się o upadłym demonie, to pierwsze lub drugie co przyszło mi do głowy to czemu jest upadły, a Ive nie zapytała, ciekawe czy to się wyjaśni.
PS "-Macie z głową, prawda? Uciekliście z domu wariatów?" Powinno być chyba Macie coś z głową albo coś w podobie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZapomniałam dodać, że jestem bardzo ciekawa co Ferima pokazała Joshowi oraz rewelacyjna końcówka ;)
UsuńOn to zawsze wie co powiedzieć, by być zajebistym ;D i do tego w jej myślach, to tak jakby szeptał jej do ucha, normalnie ;D
PS Dodałam Cię już dawno do obserwowanych to nie musisz mnie właśnie informować o nowościach ;) (nie musisz na blogu dodawać opcji Obserwatorzy, można też skopiować adrsz bloga i dodać na swoim koncie)
Agatka to moja koleżanka z grupy dziekańskiej i tak rozmawiałyśmy o fajnych opowiadaniach, to poleciłam ;)
UsuńPS Właśnie myślałam nad poprawieniem rozdziałów, ale nie wiem kiedy to zrobię, bo to nie jest łatwa sprawa ;)
Moment rzeczywiście Idealny! Opowiadanie super, tak mnie wciągnęło, że nadrobiłam całość w jeden wieczór ;) Qinsia dzięki za polecenie było warto! Czekam na kolejny rozdział ;)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAch ten Josh!
Nominowałam tego bloga do Liebster Awards. Więcej informacji na: http://zapomniana-legenda.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest super, dlatego go nie kończ. Mam tu dużo do nadrobienia, ale już widzę, że jest świetne.
Powtarzasz słowa w zdaniach następujących po sobie np: słowo "jego" - gdyby chodziło Ci o hiperbolizację...
OdpowiedzUsuńZ krytyki to tyle, treść jest ciekawa, czyta się płynnie, słownictwo bez zastrzeżeń. O ile wciąż będziesz dopierać tak trafnie muzykę, zamierzam czytać dalej (żartuję oczywiście:3)
Gdybyś miała czas i ochotę http://intheblackrain.blogspot.com/
W sumie, to pierwszy rozdział z podkładem ;) Co do wcześniejszego, ach, zawsze miałam z tym problem ;D
UsuńŚwietne ^^ Naprawdę świetne :D Z chęcią będe czytać dalej ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę zapiera dech :) Twoje postacie są intrygujące, ciekawie budujesz napięcie. Cóż mogę dodać - czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBoże, wpędzisz mnie do grobu.
OdpowiedzUsuńNie ogarniam faktu, że ledwo zaczynam czytać i już koniec rozdziału.
Strasznie szybko się go czyta. Dlaczego?
Bo jest tak dobry.
Pochłonęłam tego bloga...
Masakra.
Ale jestem podekscytowana ^ .^