środa, 14 listopada 2012

[8] Pow­stań z mro­ku upadły Aniele...




Serce biło mi jak młot, łomocząc w piersiach. Byłam przerażona, choć nie wiedziałam, czemu. Wygramoliłam się z ponurej szafy, stając oko w oko z Joshem. Byłam zmieszana, a on wręcz przeciwnie. Opierał się o ścianę z założonymi rękami na piersi oraz szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Jak zwykle miał na sobie ciemną, skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Jego wzrok mnie piorunował.

-Ferima przesyła pozdrowienia – wydukałam z siebie, nie patrząc mu w oczy.
Widziałam, jak podniósł do góry brwi i mlasnął ustami, odrywając się od ściany.
-A zatem są nowe wieści – ceremonialnie przeszedł się po pokoju, stając tuż za mną.
Ciarki przeszły mnie po plecach i to zdecydowanie ze strachu. Josh był zły, chciał kogoś zabić. Matko, w co ja się wpakowałam?
-Nie chcesz o nic zapytać?
-Mam mnóstwo pytań – wydukałam, nie śmiąc się nawet odwrócić.
Poczułam jego oddech na karku, ten chłód. Byłam gotowa wiać z mieszkania gdzie pieprz rośnie i to z prędkością światła.

-Od którego chcesz zacząć?
-Chcesz mnie zabić? – Śmiech. Taka była jego reakcja.
Spojrzał w moje oczy, palcami wodząc po moim barku. Byłam przerażona i to śmiertelnie. Nagle zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie znam Josha i jego przeszłości. Równie dobrze mógł być seryjnym mordercą, albo gorzej.
-Kusząca propozycja, jednak wolałbym mieć cię żywą. Będziesz bardziej rozmowna.
-Czytasz mi w myślach?
-Nie czytam – odparł, odrywając ręce od mojego ciała – słyszę je.
-To jest to samo – rzekłam bardziej pewnie.  – Jesteś w mojej głowie, słyszę twój głos!
-To telepatyczny przekaz, często go używam.  
Josh zwierzał mi się jak na spowiedzi, a ja nie potrafiłam przyjąć tego do siebie. To było o wiele za dużo, jak na jedną noc. Nie chciałam w to wszystko wierzyć. Przecież nie można czytać komuś w myślach i nie da się ich słyszeć. Przynajmniej tak twierdziłam do chwili, gdy usłyszałam pierwszy raz cudzy głos w swojej głowie.
-Nie wierzę ci.
-Wierzysz – odpowiedział, a ja wiedziałam, że to prawda.
Chciałam jej, łaknęłam jak wody do picia, a gdy przyszedł czas, bym dowiedziała się wszystkiego, nie potrafiłam nic powiedzieć.
-Kim jesteś, albo raczej czym?
-Przecież wiesz. – Stanęłam niebezpiecznie blisko niego, przyglądając się jego
sylwetce. Wiedziałam. Już dawno moja podświadomość podejrzewała, kim jest Josh. To ja nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Bo przecież była absurdalna, niedorzeczna i dziwna. Nie umiałam wykrztusić z siebie tych słów. Tych dziwnie prawdziwych słów, które wydawały się nierealne. Ale musiałam to zrobić. To mnie przypadła odpowiedź, nie jemu.
-Jesteś aniołem.
-Bingo! – I wtedy do pokoju wszedł Ethan. Oparł się o framugę w drzwiach,
przeczesując długie, jasne włosy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wyglądał na ucieszonego, choć jeszcze przed chwilą roznosił go gniew.
-To co w takim razie robisz na ziemi, skoro jesteś aniołem? – Sama nie wierzyłam, że coś takiego przeszło mi przez gardło. Przecież to było śmieszne. Anioły były w Biblii, nie istniały. – Jesteś upadłym aniołem?
-Jak ona mnie zaskakuje! – Wrzasnął radośnie Ethan, podchodząc do naszej dwójki.
Był pełen podziwu mojego rozumowania. – Różnie nas nazywają. Upadli, demony, wygnańcy, wędrowcy. Choć ja zdecydowanie wolę tą pierwszą formę. – Złotowłosy chłopak był pełen zachwytu oraz ironii. Nie wiedziałam, czy sobie ze mnie żartują, czy mówią poważnie. Nigdy nie wierzyłam w bajki. Już jako przedszkolak wiedziałam, że Mikołaj nie istnieje, choć mój opiekun z domu dziecka usilnie starał się mnie nabrać. Ja nie wierzyłam w żadne elfy, gnomy, wampiry, a już na pewno nie w upadłe anioły.
-Macie z głową, prawda? Uciekliście z domu wariatów? – Rzekłam niewiele myśląc.
Przerazili mnie, oboje. Ta pewność Ethana oraz milczenie Josha.
Postanowiłam wiać i to czym prędzej. Wykorzystałam moment nieuwagi chłopaków i czmychnęłam na korytarz, w panice zbiegając po schodach. Nim się zorientowałam, Josh już gnał za mną, wykrzykując moje imię. Nie zamierzałam się zatrzymywać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam, co mnie czeka. Gdy byłam w połowie drogi schody nagle zniknęły, a na ich miejscu pojawiła się wielka, czarna dziura. Zdumiona tym widokiem zatrzymałam się sprawiając, że Josh mnie dogonił i stanął tuż za mną.
-Co to jest? – Ryknęłam bardziej wściekła, niżeli przerażona. Dogonił nas również Ethan, któremu uśmiech spełzł z twarzy, a zastąpił go grymas.
-Mówiłem ci już, że ona nie zrozumie – ryknął w stronę Josha, ale on tylko machnął ręką.
-Ivi, musisz mi uwierzyć.
-Nie potrafię. Upadłe anioły nie istnieją – Wydukałam przez zaciśnięte zęby.
Gdybym tylko mogła ominąć jakoś tą dziurę, już dawno bym uciekła. Nie mogłam pojąć, że Josh był upadłym. To nie mieściło się w mojej głowie.
 -Wierzysz w Boga, prawda? Więc wierzysz też w anioły – dotknął mojej ręki, spoglądając prosto w oczy. Jego czarne włosy opadały na czoło, które wciąż przecierał. – Ja też jestem aniołem, tylko stąpam po ziemi, a nie bujam w chmurach – zironizował, jakby doskonale wiedział, co wyprawia się w niebiosach. Nie mogłam go dłużej słuchać. Naprawdę myślałam, że mu odbiło, albo może mnie.
-Mówiłeś, że te obrazy w głowie… - Zaczęłam niepewnie wyrywając dłoń z jego
uścisku. Nogi mi drżały, a co dopiero usta. Czułam się jak jąkała. – Są tylko moją wyobraźnią, tak? W rzeczywistości ich nie ma?
Przybliżyłam się do gigantycznej dziury, a kiedy Josh pokiwał głową,
zamknęłam oczy. Zrobiłam krok do przodu będąc pewna, że wkrótce stracę grunt pod nogami. Tak się jednak nie stało. Uchyliłam powieki i zorientowałam się, że dziura zniknęła, a klatka schodowa powróciła do normalnych kształtów. Usatysfakcjonowana przybrałam pełny uśmiech na ustach i ruszyłam pędem do wyjścia. Za cel najwyższy obrałam sobie wołanie o pomoc. Miałam tylko nadzieję, że ktokolwiek mnie usłyszy na takim odludziu.
            Biegłam przed siebie, co chwilę zerkając wstecz. Serce biło mi jak szalone i chyba miało zamiar wyskoczyć z piersi. Właściwie, nie wiedziałam, czego się boję. Josh przeraził mnie śmiertelnie. Upadłe anioły, jakaś czarna armia, dziwne obrazy w głowie. To wszystko było ponad moje siły. Nie wiedziałam już, co myśleć. Chciałam ratować siebie, nic więcej. Jednak podświadomość mówiła mi, że jest jeszcze coś, czego powinnam się bać.
            Wbiegłam w ciemną uliczkę sądząc, że nikt mnie nie zauważy. Ba! Nie chciałam, by oni mnie zobaczyli! Bóg jeden wiedział, do czego byli zdolni. Słyszałam krzyki Josha, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Załamana i panicznie przerażona chwyciłam się ostatniej deski ratunku. Chcąc ocalić siebie, zaczęłam nawoływać o pomoc. Wiedziałam, że Josh to usłyszy i szybko zlokalizuje moje położenie, ale co miałam do stracenia? Przecież nie zabije mnie przy kimś!
            Nagle z zaułka wyłonił się wysoki chłopak w czapce. Wyglądał groźnie, ale w obecnej chwili to Josha bałam się bardziej.
            -Ratunku, niech mi pan pomoże! Oni chcą mnie zabić! – Wrzasnęłam podbiegając do chłopaka. Boże, te słowa brzmiały jak w filmie. Jakbym była w jakimś horrorze. I jak na dobry horror przystało, wpakowałam się w jeszcze większe tarapaty. Oczy przybysza zapłonęły czerwienią, a wyraz twarzy przerodził się w cyniczny uśmiech. Szybko pojęłam, że zrobiłam ogromny błąd. Zapamiętać: nie prosić o pomoc podejrzanych typów.
            -To ty!
            Chwycił mnie za ramiona, by podciągnąć do góry. I gdy ujrzałam jego twarz odbijającą się w świetle latarni zrozumiałam, kim był mężczyzna. To on mnie napadł i obezwładnił pod Płonącą Ostrygą w dzień, gdy poznałam Josha. Serce znów podeszło mi do gardła, a żołądek przewrócił się kilka razy. Szarpałam się, ale on był silniejszy. Po raz kolejny zakleszczył swoje łapy na moim ciele i przywarł mnie do muru.
            -Teraz mi nie uciekniesz – warknął jadowicie, szarpiąc mną. To był Gordak, rozpoznałam jego głos. Jeszcze chwilę temu kłócił się w mieszkaniu Josha o jakąś dziewczynę. Oszalałam. Nie dość, że goniła mnie banda szaleńców myślących, że są aniołami, to w dodatku jakiś psychopata postanowił zabawić się moim kosztem. Cudownie!
            -Nie powinnaś żyć – ryknął, a ja poczułam, jak przez moje ciało przechodzą dreszcze. Tym jednak razem postanowiłam nie stać jak głupia, tylko się bronić. A najlepszą obroną jest atak. Ręce miałam unieruchomione, jednak nogi były swobodne. Z całych sił kopnęłam go w krocze, ale on się uchylił. Moja walka poległa klęską.
            Z oddali słychać było powrzaskiwania Ethana oraz Josha. Mordercy, czy nie, w tej sytuacji byli lepsi od tego gościa. Zaczęłam panicznie wrzeszczeć mając nadzieję, że mnie usłyszą. I tak też się stało. Oboje jakby zmaterializowali się tuż obok mnie, z przerażonymi minami.
            -Gordak, co ty robisz?
            -Ona musi zginąć!
Gordak zaatakował mnie celowo. Tylko czemu? Czy miałam coś wspólnego z dziewczyną, o której mówili? Dlaczego, do jasnej Anielki wmieszałam się w to wszystko?
            Ethan odciągnął ode mnie Gordaka i wdał się z nim w bójkę. Ja natomiast znalazłam się w ramionach Josha, który uporczywie głaskał mnie po głowie, uspokajając.
            -Nic ci nie jest?
            -Nie – szepnęłam, tracąc siły. Poczułam się bezpiecznie. Znów ta dziwna energia, która przepłynęła przez moje ciało. Byłam niemal pewna, że Josh manipuluje w moim umyśle. Tylko jak? Co tu się właściwie dzieje, do cholery!
            -Musimy się stąd wynosić.
            Ledwo usłyszałam jego słowa, a wokół zapanował chaos. Zerwał się uporczywy wiatr, a na niebie, zaledwie kilka centymetrów nad ziemią pojawiła się ona. Kobieta o srebrzystych włosach, stojących na wszystkie strony niczym Burza z X Menów. Jej oczy były całe białe, zupełnie, jakby nie miała tęczówek. Ferima.
            -Dosyć tych bójek – ryknęła strzelając białą smugą dymu z oczu wprost w Gordaka. Ten upadł na ziemie, a całe jego ciało zaczęło drgać. Po chwili rozsypał się w drobny mak, pozostawiając po sobie jedynie kupkę popiołu. Nie wierzyłam w to, co widzę.
            -Ethanie, dopilnuj żeby ten plugawiec nie powstał zza światów – odparła, a Ethan nagle zniknął, a wraz z nim kupka popiołu, którą jeszcze przed chwilą był Gordak. Ferima stanęła na ziemi, a ja schowałam się za plecami Josha. Nie potrafiłam określić, kogo w obecnej chwili bałam się bardziej.
            -Widzę, że wiadomość do ciebie dotarła – uśmiechnęła się pod nosem, a jej oczy z powrotem stały się normalne.
            -Wieści szybko się roznoszą.
            -Przydatna jest ta mała. Niezły z niej posłaniec.
            Wyprostowałam się, wychodząc z ukrycia. Nie byłam niczyim posłańcem i nie miałam zamiaru być tak traktowana. Już chciałam coś powiedzieć, pokazać, że się nie boję, gdy Josh wystąpił z szeregu.
            -Pokaż mi te wieści.
            -Nic za darmo. Pamiętasz chyba o naszej umowie?
            -Oczywiście – odpowiedział, po czym zbliżył się do Ferimy. – Najpierw chcę je
zobaczyć.
            Ferima chwyciła Josha za ręce, a jej oczy znów stały się całe białe, jakby pozbawione tęczówek. Wokół nich pojawiła się dziwna, jasna nić, przez którą przechodziły jakieś wiązki. Przez dłuższą chwilę stali nieruchomo, wyglądali jakby byli w transie. Myślałam, że nic mnie już w życiu nie zdziwi, a jednak myliłam się. Kim byli ci ludzie i czy rzeczywiście nimi byli? Naprawdę zaczęłam się poważnie zastanawiać nad istnieniem istot nadnaturalnych. W przeciągu ostatniego tygodnia zobaczyłam ich, aż nazbyt wiele.
            Nagle połączenie się przerwało, a na twarz Josha wpełzł słaby grymas. Coś mi się zdaje, że to, co pokazała mu Ferima, nie było zadowalające.
            -Teraz umowa.
            Josh zamknął oczy i napiął mięśnie. Wyglądał, jakby się nad czymś skupiał i to bardzo poważnie. Po chwili z jego pleców wyrosły ogromne, czarne skrzydła. Sięgnął ręką do tyłu, po czym wyrwał sobie jedno krucze pióro, wręczając kobiecie w srebrnej sukni.
            -Nie zmarnuj go, więcej nie będzie.
            -Dobrze je wykorzystam – odpowiedziała odrywając się od ziemi. Jej włosy znów zafalowały na wietrze, po czym zniknęła w przestworzach. Zostaliśmy sami w ciemnym zaułku. Ja i on, upadły anioł.
            -Teraz mi wierzysz?
            -Nie mam wyjścia – rzekłam podziwiając mistyczne skrzydła, prawie tak czarne, jak u kruka.
            -Nie boisz się mnie?
            -Już nie – Przestałam się bać. Poczułam się bardziej bezpiecznie, niż gdziekolwiek indziej. Znów nie wiedziałam, czy to Josh przypadkiem nie manipuluje jakoś moimi emocjami. Wszystko przecież było możliwe. Skoro miał skrzydła, to mógł też posiadać różne dziwne umiejętności. Skąd mogłam wiedzieć, co on jeszcze potrafi?
            -Więc naprawdę nim jesteś, upadłym?
            -Owszem.
            -I naprawdę czytasz mi w myślach?
            -Tak – przyznał bez cienia skruchy.
            -Muszą sporo ważyć, prawda? – Wskazałam na ogromne skrzydła wyrastające zza jego pleców. Myślałam, że upadli aniołowie nie mają skrzydeł, że są im wyrywane.
            -Przywykłem. W niebie nie czuć ciężaru, tutaj jest inaczej. Bóg zadbał o to,
abyśmy cierpieli.
            -Ale, jak ty je ukrywasz? Przecież nie schowasz czegoś tak ogromnego pod kurtką! – Spytałam zaciekawiona. Na każdym naszym spotkaniu Josh zachowywał się całkiem normalnie i nic nie wskazywało na to, że na plecach ma ogromne, zapewne kilkutonowe skrzydła.
-Myślisz, że Bóg pozwoliłby na ujawnienie demonów? Nie odebrał nam
skrzydeł, tylko ukrył w magiczny sposób. Skrzydła nie są dostrzegalne dla zwykłego, ludzkiego oka. Naprawdę wcale ich nie ukrywam, cały czas mam je na plecach. Uwierz, czuję ich ciężar.
-Brawo, brawo!
Z daleka usłyszałam czyjeś klaskanie w dłonie. Po chwili w ciemnej uliczce
pojawił się Ethan. Jego złote włosy falowały na wietrze. Jego biała koszula została pozbawiona kilku guzików przez Gordaka, dzięki czemu widziałam jego idealnie wyrzeźbioną sylwetkę. Wyglądał jak prawdziwy anioł, gdyby nie te skrzydła. Również były czarnego koloru, choć nieco większych rozmiarów, niż u Josha. Wbrew wszystkim moim poprzednim uwagom na jego temat, wydawał się być sympatyczny.
            -Cieszę się, że wreszcie zmądrzałaś i przestałaś uciekać.
            -Co się stało z Gordakiem? – Wyrwało mi się, nim zdążyłam pomyśleć.
            -Cóż, Ferima posłała go do piekła – odparł swobodnie, podrzucając kamyk w dłoni. – Na pewno się tam odnajdzie.
            -Czyli nie żyje?
            -Nie w tym świecie. Wrócił do domu, gdzie jego miejsce.
            -Nie tylko jego – dodał Josh urywając nagle temat. Dziwił mnie fakt, że tak swobodnie rozmawiają o Gordaku. W końcu coś ich chyba łączyło, mieli jakieś tam plany. Być może byli przyjaciółmi? Dlaczego więc nie ubolewali nad jego stratą? Czy byli pozbawieni uczuć?
-Odprowadzę Ivi do domu, a ty czekaj na mnie w klubie. Mamy jeszcze parę spraw do załatwienia.
-Nie chcę jeszcze wracać – zaprotestowałam, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
To wszystko było dla mnie nowe, fascynujące. Poznałam inny świat, o którym nigdy nie słyszałam. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego na temat upadłych aniołów.
-Ivi, za godzinę wzejdzie słońce.
Spojrzałam na niebo, gdzie ciemne chmury ustępowały miejsca dniu. Josh miał
rację, musiałam wracać do rezydencji. Gdyby Larry się dowiedział, że nie ma mnie w łóżku, nie chcę nawet pomyśleć, jaką bym dostała karę. Westchnęłam zrezygnowana, będąc zmuszona wracać.
-Latałaś już kiedyś?
-Zawsze musi być ten pierwszy raz – uśmiechnęłam się niepewnie.

Josh chwycił mnie pod pachy i wzniósł się ponad ziemię. Nigdy nie latałam
samolotem, a co dopiero na skrzydłach anioła. Uczucie było nieziemskie. Czułam się tak lekko, jak piórko. Widziałam całą panoramę Seatle,  jakby to była wielka, szaro-zielona mapa. Skrzydła Josha muciły powietrze jak ramiona olbrzymiego wiatraka. Wzbijaliśmy się coraz wyżej, aż w końcu lecieliśmy wśród lodowato zimnych strzępów chmur. Nie byłam już w stanie wypatrzeć kolorowych kropek, którymi były samochody. Ręce zdrętwiały mi z zimna, ale nie śmiałam zwolnić uścisku, ani nawet się poruszyć. Cień ogromnych skrzydeł prześlizgiwał się po powierzchni ziemi jak wielki, ciemny obłok.
            Po chwili zorientowałam się, że się zniżamy. W krajobrazie dostrzegałam coraz więcej szczegółów. Wkrótce poczułam grunt pod nogami.
            -Jesteśmy na miejscu.
            Oprzytomniałam, gdy spostrzegłam gdzie się znajdujemy. Przed moimi oczami rozpościerał się ogromny budynek. Piękna, harmonijna rezydencja z bardzo regularną, uporządkowaną elewacją. Najbardziej stonowana i delikatna w ramach zespołu. Posiadała największą przestrzeń ogrodową wśród wszystkich posiadłości na ulicy. Od frontu witał nas portyk z podwojoną liczbą kolumn oraz tajemnicze drzwi - poza doświetleniem w górnej części nie posiadały przeszkleń jak w innych rezydencjach. Dostojny charakter rezydencji podkreślał jej niezależne, dyskretne położenie względem pozostałych posiadłości.
            -To nie jest mój dom – dało się wyczuć panikę w moim głosie. Nic dziwnego, wylądowaliśmy wprost przed klubem Bers Soft.
            -Ivi, kogo chcesz oszukać?
            -Nie wiem o czym mówisz.
            -Doprawdy?
            Spojrzałam w otchłań jego ciemnych oczu, uderzając się ręką w twarz. Zrozumiałam, że Josh słyszy moje myśli, więc doskonale wiedział, kim jestem. Za każdym razem, gdy pomyślałam o klubie w jego obecności, on to słyszał. Poczułam, że tracę równowagę.
            -Josh, to nie tak – język splótł mi się w gardle sprawiając, że nie mogłam z siebie nic więcej wykrztusić. Na samą myśl o tym, że Josh znał prawdę, robiło mi się niedobrze. Więc po co ja się tak starałam? Po co ukrywałam swoją tożsamość? Dlaczego on nic nie powiedział?
            -Hej, uspokój się Aniele – odpowiedział, chwytając mnie za podbródek i przyciągając do siebie. – Nie ma dla mnie znaczenia to, co robisz. Wy, ludzie macie dużo uprzedzeń, jeżeli chodzi o reputację. Wiem, że liczą się dla was pieniądze i jakoś trzeba sobie radzić.
            -Ale mieszkam w domu publicznym! Nie przeszkadza ci to? – Jęknęłam rozpaczliwie. Josh otarł moje łzy, które nawet nie wiem kiedy zaczęły płynąc z mych oczu.
            -Robisz to, co musisz. I tak jesteś wyjątkowa. Idź już, za chwilę będzie świtać.
            -Mam tyle pytań…
            -Odpowiem na nie następnym razem.
            -Josh? – Znów zatopiłam się w jego ciemnych oczach. Czułam jak przyśpiesza mi puls.
            -Czy to jest dobry moment na pocałunek? – Odparłam niepewnie z nadzieją, że się zgodzi. Pragnęłam tego już od bardzo dawna. Przyciągał mnie niczym magnez. Był to jedyny chłopak, do którego żywiłam takie uczucie. A może raczej demon? Może dlatego był taki niezwykły, bo był z innego świata? Był odmieńcem, tak jak ja.
            Z nieodgadnioną miną podszedł do mnie, a sekundę później usłyszałam kojący głos w głowie.


            Idealny
***
Tak, wiem. Długo nie było nowości. Może dlatego, że brakuje mi motywacji. Brakuje mi czytelników, choć to nie najważniejsze. Ale warto też mieć dla kogo pisać. Rozdział krótki, bo miał skończyć się właśnie w takim momencie. Tajemnice nareszcie wyszły na jaw owej dwójki, ale to dopiero początek. W planach mam jeszcze parę wątków ;) Do następnej kochani i zapisujcie się do obserwatorów ;)

15 komentarzy:

  1. Czytałam ten rozdział z zapartym tchem. Jest wspaniały!
    Dużo emocji i strachu, ale także poczucie bezpieczeństwa i pocaunek. Zakochałam się w twoim opowiadaniu. Mimo że wiele tajemnic się wyjaśniło to nadal jestem ciekawa co pokazała Ferima Joskowi?
    Czekam na nowy rozdział.
    Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. no wreszcie zagadka została rozwiązana! cieszę się że nie odwróciła się od niego... czekam na nexta ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słodko się zakończyło! No, ale po kolei. Rozdział wcale nie jest krótki. Cieszę się, że wreszcie wyjaśniło się kim jest Josh. Już nie mogłam wytrzymać z tej niewiedzy. :D Jednak dużo rzeczy zostaje jednak niewyjaśnionych. O co chodzi z tą całą czarną armią? I co zamierza zrobić Josh? No, ale dobrze, że on jest dobry... dla Ivi. Było trochę strasznie. Udało Ci zrobić napięcie, które było tu bardzo potrzebne. Wszystko świetnie opisałaś, bo wszystko mogłam sobie dokładnie wyobrazić. Dobrze, że Josh zaakceptował to gdzie mieszka i gdzie pracuje Ivi. Cudny był ten ostatni moment! Szybko pisz kolejny rozdział! :)
    Zapraszam do siebie. ;)
    Pozdrawiam :*
    [zabita--nadzieja]

    OdpowiedzUsuń
  4. No to czekamy na te nowe wątki.
    Przepiekny rozdział i przeczytałam go z kołatającym sercem. Twoje rozdziały tak na mnie działają. Czuję się jakbym czytała profesjonalną książkę.
    Jestem ciekawa co się będzie teraz działo, kiedy Ivi już wie kim jest i zna jego moc. Poza tym ładna z nich para.
    Najbardziej lubię sceny z Ivi i Joshem, bo wtedy tylko czekam... "Co będzie dlaje? Jak potoczy sie rozmowa? Co zrobi Josh?" Wiesz jakie to uzależniające? :)
    Życze weny i czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale ;) Jestem tylko ciekawa tej więzi całej z Iv, ale pewnie to się tak szybko nie wyjaśni. I dobrze, może wymyślę swoją teorię.
    Też chciałabym tak polatać !! ;D hehe ;D Wybacz, że napisze tak krótki komentarz, ale wszystko jest tak wspaniałe, że nie wiem co pisać ;)
    Ja to jakbym dowiedziała się o upadłym demonie, to pierwsze lub drugie co przyszło mi do głowy to czemu jest upadły, a Ive nie zapytała, ciekawe czy to się wyjaśni.
    PS "-Macie z głową, prawda? Uciekliście z domu wariatów?" Powinno być chyba Macie coś z głową albo coś w podobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, że jestem bardzo ciekawa co Ferima pokazała Joshowi oraz rewelacyjna końcówka ;)
      On to zawsze wie co powiedzieć, by być zajebistym ;D i do tego w jej myślach, to tak jakby szeptał jej do ucha, normalnie ;D
      PS Dodałam Cię już dawno do obserwowanych to nie musisz mnie właśnie informować o nowościach ;) (nie musisz na blogu dodawać opcji Obserwatorzy, można też skopiować adrsz bloga i dodać na swoim koncie)

      Usuń
    3. Agatka to moja koleżanka z grupy dziekańskiej i tak rozmawiałyśmy o fajnych opowiadaniach, to poleciłam ;)
      PS Właśnie myślałam nad poprawieniem rozdziałów, ale nie wiem kiedy to zrobię, bo to nie jest łatwa sprawa ;)

      Usuń
  6. Moment rzeczywiście Idealny! Opowiadanie super, tak mnie wciągnęło, że nadrobiłam całość w jeden wieczór ;) Qinsia dzięki za polecenie było warto! Czekam na kolejny rozdział ;)Pozdrawiam!

    Ach ten Josh!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam tego bloga do Liebster Awards. Więcej informacji na: http://zapomniana-legenda.blogspot.com

    Opowiadanie jest super, dlatego go nie kończ. Mam tu dużo do nadrobienia, ale już widzę, że jest świetne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powtarzasz słowa w zdaniach następujących po sobie np: słowo "jego" - gdyby chodziło Ci o hiperbolizację...
    Z krytyki to tyle, treść jest ciekawa, czyta się płynnie, słownictwo bez zastrzeżeń. O ile wciąż będziesz dopierać tak trafnie muzykę, zamierzam czytać dalej (żartuję oczywiście:3)
    Gdybyś miała czas i ochotę http://intheblackrain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, to pierwszy rozdział z podkładem ;) Co do wcześniejszego, ach, zawsze miałam z tym problem ;D

      Usuń
  9. Świetne ^^ Naprawdę świetne :D Z chęcią będe czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, naprawdę zapiera dech :) Twoje postacie są intrygujące, ciekawie budujesz napięcie. Cóż mogę dodać - czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, wpędzisz mnie do grobu.
    Nie ogarniam faktu, że ledwo zaczynam czytać i już koniec rozdziału.
    Strasznie szybko się go czyta. Dlaczego?
    Bo jest tak dobry.
    Pochłonęłam tego bloga...
    Masakra.
    Ale jestem podekscytowana ^ .^

    OdpowiedzUsuń