niedziela, 28 października 2012

[7] By­wają dni które nie miały pra­wa się zdarzyć,od­kry­wając ta­jem­nicę której nie było

Ściany były koloru żółtego i zlewały się z promieniami słonecznymi, które wpadały do środka przez szyby. Na stolikach zostały umieszczone ceratowe obrusy, upiększone małymi niebieskimi serwetkami. Przy ladzie stała młoda dziewczyna z czapeczką z daszkiem na głowie, na którym był znak restauracji. Po drugiej stronie, na wysokim stołku siedział jakiś pijaczek, męcząc biedną barmankę. My siedzieliśmy pod oknem, delektując się słoneczną pogodą.
-Nigdy tu nie byłam – stwierdziłam przeczesując bar wzrokiem.
Byliśmy gdzieś na pograniczu Seatle, w knajpce o nazwie „Jazgot”. Josh spoglądał na mnie uważnym wzrokiem.
-Kiedyś był tu las, ale ludzie wszystko zniszczyli.
Pokiwałam głową, nie zwracając uwagi na jego słowa. Babrałam widelcem w talerzu, na którym leżał naleśnik, prawie nietknięty. Musiałam wyciągnąć z Josha prawdę. Dziwny zielony człowiek, który nas zaatakował, rozkazywanie mi w myślach i na dodatek pojawienie się w moim klubie. Wszystko wydawało się zbyt dziwne.
-Nie jesteś głodna?
-Chcę znać prawdę – odparłam nagle, zrzucając z siebie ogromny ciężar.
Myśli plątały się po mojej głowie, a ja miałam wrażenie, że nie zdołam ich wszystkich unieść. Josh spojrzał na mnie zdziwiony, opierając ręce o brodę. Wiedziałam, że wie, o co mi chodzi, ale starał się to odwlekać jak najdłużej.
-To znaczy?
-Chcę wiedzieć, czy czytasz mi w myślach – wbiłam w niego swoje spojrzenie,
ściszając ton głosu – Słyszę głosy w swojej głowie. Właściwie, to tylko jeden i zawsze wtedy, gdy jestem z tobą.
Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Spochmurniał po twarzy, błądząc wzrokiem po barze. Unikał odpowiedzi.
-Josh – położyłam rękę na jego dłoni, mówiąc spokojnie – to niczego nie zmieni.
Muszę tylko wiedzieć, czy nie zwariowałam. – Bo rzeczywiście tak myślałam. Nie wiedziałam, czy to coś ze mną jest nie tak, czy z nim. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak wyraźnie swojego głosu intuicji, by zdać się teraz na niego. To nie mogło być to. On musiał w jakiś sposób przedzierać się do mojej głowy.
-To nie miejsce, ani pora na ujawnianie sekretów z przeszłości – rzekł stanowczo,
patrząc na mnie hardym spojrzeniem. Więc jednak coś w tym było. Widziałam to w jego oczach.
-A kiedy przyjdzie na to czas?
-Wkrótce.

I to by było na tyle, jeśli chodziło o naszą szczerą rozmowę. Josh nic więcej nie
powiedział. Nie wiedziałam, czy mam chodzić wściekła jak osa i się na niego boczyć, czy po prostu go zrozumieć i poczekać. Problem w tym, że nie mogłam czekać, nie miałam na to czasu. Z Bers Soft znikały dziewczyny, ja umawiałam się z chłopakiem, słyszałam jakieś głosy w swojej głowie, a w dodatku widziałam zielonego gościa niczym Hulk. To nie było normalne.
            Kiedy siedzieliśmy w ciszy, do baru wszedł Charlie. Omal nie padłam na zawał, widząc jego twarz. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Charlie ruszył w moją stronę. Miałam ochotę schować się pod stół i udawać, że mnie nie ma.
            -Iv, mogę cię prosić na słówko? – Spytał, wbijając we mnie spojrzenie godne zabójcy. Zmieszana przeprosiłam Josha, który tylko się uśmiechnął i wyszłam za Charliem na zewnątrz.
-Co ty tu robisz? – Ryknęłam pełna złości. Jeszcze tego brakowało, by mnie śledził.  
Bo przecież skąd wiedział, że tu jestem, w dodatku z Joshem? Powoli zaczynałam żałować, że mieszkam w domu publicznym. Niby miałam z tego jakieś korzyści, ale zaczynało mnie to już denerwować. Gdzie bym się nie ruszyła wysyłano za mną Jareda, a teraz zjawił się i Charlie. Tego było za wiele.
-Mówiłem ci, żebyś się z nim nie spotykała. To zły człowiek.
-Charlie – jęknęłam z bezsilności.
W momencie zaczęłam żałować, że nie ma ze mną Jareda, albo Kenny’ego. Wtedy na pewno dałby mi spokój. – Już raz ci powiedziałam, żebyś przestał mnie nachodzić. Czy ja mam ci to literować za każdym razem?
-Ivi zrozum, ten chłopak ma mroczną przeszłość. Nie powinnaś się z nim spotykać.
 Wręcz błagał mnie o to, ale ja miałam to wszystko powyżej uszu. Za nic w świecie nie chciał mi zdradzić skąd zna Josha. Z resztą, Josh by jakoś zareagował na jego widok, a przecież tylko się uśmiechnął. Skoro on może mieć przede mną tajemnice, to ja też mogę.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, wbij to sobie do głowy raz na zawsze!
-Ivi!
-Dość – parsknęłam, gdy złapał mnie za rękę. – Zostaw mnie w spokoju, albo
powiem Larremu, żeby cię już nigdy więcej nie wpuścił do klubu – zagroziłam mu, wchodząc do baru. Wiedziałam, że mój szef i tak nie spełniłby mojej prośby, ale zawsze warto próbować. Poza tym, Charlie nie musi o tym wiedzieć. Gdy szłam w stronę Josha mój telefon zaczął wibrować. Wściekła odebrałam połączenie przychodzące od Very.
-Co masz?
-Chodzi o to nazwisko. Wiem, skąd je znamy.
-To dawaj – odparłam zniecierpliwiona. Wreszcie jakieś pozytywy tego dnia!
-Ivi, Reymond Craft był ojcem Charliego… - i wtedy wszystko zrozumiałam.
Przecież mogłam wcześniej o tym pomyśleć. Gorączkowo obejrzałam się w stronę wyjścia, jednak Charliego już nie było. Musiałam natychmiast wracać do rezydencji. Dlaczego wcześniej nie połączyłam tych faktów i nie skojarzyłam Reymonda?
-Coś się stało? – Zapytał Josh, gdy wróciłam do stolika. Chciałam zabrać się za
naleśnika, który leżał na talerzu. Wszystko zaczęło mi lecieć z rąk. Czy Charlie był odpowiedzialny za zniknięcie Jessici? Czy teraz i ja byłam w niebezpieczeństwie? Może Charlie postanowił kontynuować dzieło ojca i mordować dziewczyny z klubu? Boże! A co, jeśli to on zaatakował mnie pod Płonącą Ostrygą?
-Znasz tego gościa? – Spytałam wprost. Musieli się znać.
-Pierwszy raz na oczy go widzę. To twój chłopak?
-Nie – prychnęłam rozzłoszczona. Kłamał mi w żywe oczy, wiedziałam to. – Muszę wracać do domu.
-Dopiero co tu przyszliśmy.
-Trudno, mam coś do załatwienia.  
Pozbierałam swoje rzeczy i zostawiłam na stole parę dolców za naleśnika, którego i tak nie zjadłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Widziałam zdenerwowanie w oczach Josha i dozę niezrozumienia. Trudno. Nie zamierzałam z nim rozmawiać.
-W takim razie chodźmy – Josh wskazał mi swojego volkswagena, chcąc
zawieźć mnie do domu. Nie miałam najlepszego humoru, byłam na niego wściekła.
-Sama trafię, a ty zastanów się, kiedy przyjdzie odpowiednia pora na ujawnianie sekretów.
-Ivi – poczułam jego lodowatą rękę na swojej dłoni, którą szybko strzepnęłam.
Nie mogłam dać się zwieść. Postanowiłam, że nie będę się do niego odzywać do czasu, aż nie ujawni mi kim tak naprawdę jest.

Niemal wpadłam do pokoju, nawołując Verę. Musiałam z nią jak najszybciej
porozmawiać, wymyślić coś. Sprawy zaszły za daleko. Charlie za często się kręcił wokół mnie i nie podobało mi się to wcale.
            -I co teraz?
            -Nie mam bladego pojęcia, musimy koniecznie porozmawiać z Courtney.
            -Odnośnie czego? – Tuż za mną, do pokoju wleciała Jenna, zainteresowana rozmową. Naprawdę miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie, niżeli użeranie się z nią. Jeszcze tego mi brakowało, by Jenna wsadzała nos w nie swoje sprawy.
            -Nie twój interes – warknęłam chcąc zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Była jednak sprytniejsza ode mnie. Podłożyła nogę sprawiając, że drzwi odskoczyły.
            -Nie radzę, jeśli chcecie poznać najświeższe plotki.
            -Jakie plotki? – Doskoczyła do nas Vera, z ogromnym zapałem w oczach.
Westchnęłam poirytowana. Od kiedy to Vera uwielbiała plotkować z Jenną? Z tego co mi się wydawało, nie darzyły siebie sympatią. Co więcej, wręcz się nienawidziły.
            -Kolejna dziewczyna zniknęła.
            -Że co? – Warknęłam przerażona. Jedyny pożytek z istnienia Jenny był taki, że przez nią plotki szybko się roznosiły. Już nie raz padłam ofiarą jej intryg, przez co cały klub wiedział kiedy mam okres, albo jak śpiewam pod prysznicem. Nigdy nie podarowałam jej tego. Na obecną jednak chwilę, była ona najświeższym źródłem informacji.
            -To Cassie. Wyszła wczoraj na zakupy i do dziś nie wróciła. Słyszałam jak Larry o tym mówił z Margarett. – Spojrzałam wielkimi oczami na Verę i obie puściłyśmy się biegiem na trzecie piętro, zostawiając Jenne samą.
            -Myślisz, że to sprawka Charliego?
            -Nie wiem, co myślę.

Przeskakiwałam co dwa schodki, by skrócić sobie drogę, jaką miałam do pokonania. Nie mieściło mi się w głowie, że za tymi wszystkimi zniknięciami stał mój wybawiciel. Dlaczego, po co? Miało to jakiś sens? A jeśli tak, to jaki? I on miał czelność mi mówić, że to Josh jest tym złym?
Nie pukając do drzwi, wtargnęłam do pokoju Courtney. Już dawno powinnam nauczyć się dobrych manier, jednak na obecną chwilę nie miałam na to czasu. Liczyła się każda sekunda. Musiałam poznać więcej szczegółów.
-Nie nauczono was pukać?
-Zniknęła kolejna dziewczyna – wydyszałam, bez owijania w bawełnę. Courtney wyjrzała spoza książki i poprawiła swoje karmelowe włosy, które okalały jej twarz. Nie wierzyłam, że z tak ważną sprawą pójdę do Courtney. Nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy, a teraz była mi potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
-To zmienia postać rzeczy – dodała zamykając książkę i podnosząc się z łóżka. Głową wskazała, abyśmy zamknęły drzwi i usiadły. Zlekceważyłam jej gest opierając się o parapet.
-W co dokładnie był zamieszany Reymond, co się wtedy wydarzyło? Musisz nam wszystko opowiedzieć.
-Naprawdę chcecie się w to mieszać? Później nie będzie już odwrotu.
-Nie mamy wyjścia – warknęła Vera poważniejąc.
-Skoro tak – Courtney zaczęła szperać w nocnej szafce. Po chwili wyciągnęła z niej małą, drewnianą szkatułkę i położyła ją na biurku. W środku znajdowały się jakieś papiery, które mi wręczyła. – To lista dziewczyn, które wtedy zniknęły. A to, zdjęcia mężczyzn, których widziałam. Może czegoś się z tego dowiecie. – Pochwyciłam w garść zdjęcia oraz zwitek papieru i schowałam do kieszeni. Vera zaczęła krzątać się w kółko, histeryzując pod nosem. Naprawdę uważałam, że jej obawa o życie była stanowczo przesadzona, jednak musiałam to przemilczeć.
-Opowiedz mi o zniknięciu twojej siostry.
Courtney westchnęła, a jej twarz stężała. Opadła na drewniane krzesło, wpatrując się w ramkę na stoliku. Na zdjęciu była mała dziewczynka ubrana w niebieską sukienkę do kolan. Jej śliczne karmelowe włoski opadały na ramiona. Była młodszą wersją Courtney.
-Jaśmin była młoda, zdecydowanie za młoda. Miała 14 lat. Była tu ze mną, ale
nigdy nie występowała na scenie. To przecież było jeszcze dziecko – jęknęła, zamykając oczy. Wiedziałam, że Larry był w stanie zgodzić się na coś takiego. Wbrew pozorom miał dobre serce, wiedziałam o tym doskonale. W końcu i mnie dał wybór, pozwalając tylko tańczyć.
-Jaśmin była maskotką każdej z nas. Potrafiła pocieszyć i równocześnie
rozbawić tylko uśmiechem. Gdy występowałyśmy, ona przesiadywała w garderobie, szykując nam stroje, albo kanapki. Zawsze strzegła jej Margarett – imię naszej opiekunki zostało wypowiedziane w sposób, jakby chciała ją zabić. Widziałam w jej oczach chęć rażącej zemsty i goryczy. – Kiedy dziewczyny zaczęły znikać, jasne było to, że żadna z nas nie jest bezpieczna. Ale Larry postanowił nie zamykać klubu. Twierdził, że w ten sposób pokażemy wrogowi, że się go boimy. Co za absurd! – Warknęła wściekle, z pogardą w głosie. – Pewnego dnia pojechałam do domu jednego z klientów. Margarett miała zająć się małą. Gdybym tylko wiedziała, co się stanie… - Znów zgięła palce w pięści, warcząc wściekle. Było mi jej żal. Tyle lat obwiniała się za zniknięcie siostry. Chciała ją uchronić przed światem, a zamiast tego nieświadomie popchnęła do samej paszczy lwa.
-Kiedy wróciłam, w klubie panował chaos. Wszyscy w kółko biegali, mężczyźni
bili się z obcymi, nie wiedziałam, co się dzieje. I wtedy rozbrzmiał dziwny dźwięk, a wszystko inne ucichło. Od Margarett dowiedziałam się, że Jaśmin zabrano z resztą dziewczyn.
-Co to był za dźwięk? – Spytałam zaciekawiona. Wreszcie jakieś szczegóły, tego nam było trzeba.
-Nie potrafię go zidentyfikować ani porównać do czegokolwiek. Był tak głośny, że aż
zadzwoniło mi w uszach. Sprawił, że połowa bandziorów na moment straciła przytomność. I wtedy nas zabrano do piwnic. Siedziałyśmy tam parę tygodni, nie wychodząc na zewnątrz. Któregoś dnia Larry wznowił działalność klubu i przyjął nowe dziewczyny. Te, które wiedziały co się stało zniknęły. Na straży stanął Kenny oraz Jared, a całe wydarzenie odeszło w zapomnienie. Nikt już o tym nie mówił.
-Dlaczego więc ty zostałaś? – Na twarzy Courtney zaigrał chytry uśmieszek.
-Mam swoje sposoby, o których nie muszę wam mówić – wyprostowała się, zerkając na Verę, która plątała się po pokoju. – Czas już na was.

Leżałam na łóżku czytając listę dziewczyn, którą otrzymałam od Courtney. Nic
mi nie mówiły te nazwiska, a gdy wystukiwałam je w Googlach, nic mi się nie pokazywało. Nie miały żadnych rodzin, zupełnie, jakby nigdy nie istniały. Z nudów zabrałam się za krążenie po stronach internetowych. Szukałam czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. I wtedy przyszedł mi do głowy głupi pomysł. Wystukałam w wyszukiwarce hasło „czytanie w myślach” i kliknęłam. Pojawiło się ponad 500 stron, jednak połowa była bezużyteczna. Dopiero nagłówek „Czytanie w myślach – czy to możliwe?” przyciągnął moją uwagę. Kliknęłam na nią spoconą dłonią i zaczęłam czytać.

Pierwsza faza badań polegała na puszczaniu ochotnikom nagranych 47 pojedynczych wyrazów przy jednoczesnym zapisywaniu odczytów z elektrod. Okazało się, że ludzki mózg posiada skomplikowany mechanizm rozpoznawania pojedynczych sylab i liter. Dzięki analizie aktywności neuronów naukowcom udało się stworzyć kilka modeli matematycznych, pozwalających na zamianę odczytanych impulsów elektrycznych na zapis w formie spektrogramów, które następnie mogły być przetwarzane przez syntezator mowy. Niestety, udowodniono, że żaden człowiek bez pomocy jakiegoś urządzenia nie jest w stanie czytać w ludzkich umysłach. W artykule Johna Sojera, który zajmuje się mitami i wydarzeniami wcześniejszych epok stwierdzono, że tylko anioły mogą czytać w myślach lub istoty z innego świata. Czy jednak takie istoty istniały kiedyś na ziemi i potrafiły porozumiewać się ze sobą telepatycznie…?”  - przeraziłam się czytając ten wycinek z prasy. Dał mi więcej pytań, niżeli odpowiedzi. Czy zatem Josh był aniołem? Czy z jakiś niewiadomych mi przyczyn został upadłym aniołem i potrafił porozumiewać się w myślach?

            -Ivi, spójrz na te zdjęcia. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Very siedzącej po drugiej stronie pokoju. Szybko odtrąciłam myśli o Joshu i jak gdyby nigdy nic przeciągnęłam się, pochwytując fotografię w swe ręce. Rzeczywiście, na jednej z nich znajdował się ojciec Charliego. Pamiętałam jego twarz z gazet, w końcu był bardzo znanym biznesmenem. Nie był jednak stary, wyglądał na osobnika w średnim wieku, co było dziwne, gdyż Charlie miał jakieś 30 lat. Jednak to nie jego postać przykuła moją uwagę, a osoba stojąca gdzieś w oddali, wyłaniająca swoją twarz zza pleców Reymonda. Poznałam go. Tą niezwykłą budowę ciała, mięśnie niczym stal i włosy koloru złota. To był Ethan. Wyglądał dokładnie tak samo jak w dniu, w którym go poznałam. Nie zestarzał się, ani nie odmłodniał, a przecież te zdjęcia były robione 8 lat temu. Czułam, że coś się dzieje o czym ja nie wiem. Nie zdradziłam jednak nic Verze. Jeśli Josh był w jakiś sposób powiązany ze zniknięciami w Sofcie, to musiałam dochować tajemnicy.
            Odczekałam, aż Vera zaśnie i wykradłam się z rezydencji. Nie było to łatwe, gdyż drzwi głównych pilnował Jared. Na całe szczęście wybrałam dość prymitywną drogę ucieczki, schodząc po rynnie, z pierwszego piętra. Natychmiast musiałam poznać prawdę i nie obchodziło mnie to, czy Joshowi będzie się to podobać, czy nie.
            Było po 23.00, gdy weszłam do Płonącej Ostrygi. Byłam przekonana, że spotkam tu Josha, a nawet jeśli nie, to byłam na tyle zdeterminowana, by sprowadzić na siebie kłopoty. Skoro mój wybawiciel potrafił czytać w myślach, to powinien przybyć mi na ratunek. O ile jeśli cokolwiek dla niego znaczyłam; bar o tej porze był zapełniony po brzegi. Łuna dymu tytoniowego unosiła się w powietrzu, przez co rozbolała mnie głowa. Przeczesywałam wzrokiem lokal. Roni stał za barem, obsługując klientów, reszta grała w bilard, lub siedziała w stolikach. Nigdzie jednak nie dostrzegłam charakterystycznych, kruczoczarnych włosów i ciemnych niczym noc, oczu. Zadarłam nos do góry, podchodząc do barmana.
            -Szukam Josha.
            -Nie jestem informacją – odparł z pogardą, wycierając szkło w zapaskudzoną szmatkę.
            -Widziałeś go może?
            -Czy mówię w obcym dla ciebie języku?
Z westchnieniem oddaliłam się od baru. Roni był nieugięty i miał gdzieś moje uroki. Musiałam zatem znaleźć inny sposób na jego znalezienie. W gruncie rzeczy mogłam do niego zadzwonić, ale czy odebrałby po naszej ostatniej kłótni? Wolałam tego nie wiedzieć.
            Z tłumu dostrzegłam trzech wysokich osiłków, grających w karty. Uśmiechnęłam się na samą myśl o Chesterze i jego zgrai nieudaczników. Pora wpakować się w jakieś kłopoty.
            Zrobiłam krok do przodu, jednak drogę zagrodziła mi kobieta o białych włosach, w srebrnej, sięgającej do kostek sukni. Widziałam tutaj już różne dziwadła, ale tego się nie spodziewałam. Białe włosy?
            -Nie radziłabym z nimi zadzierać.
            -Nie twoja sprawa, co robię – prychnęłam, chcąc przedrzeć się do mężczyzn.
            -Tak go do siebie nie ściągniesz.
            -O czym ty mówisz? – Spytałam szybko, stając w miejscu. Kolejny jasnowidz?
            -Słyszałam, że szukasz Josha. Wiem, gdzie możesz go znaleźć, chodź za mną.
            Nie wiedziałam, kim jest ta kobieta i dlaczego mi pomaga. Josh musiał być znany w tym barze, skoro miał takich przyjaciół. Nie wiedząc jednak jak go znaleźć musiałam jej posłuchać. Bez słowa ruszyłam za nieznajomą. Przeszłyśmy na tyły lokalu, po czym weszłyśmy w długi, kręty korytarz, aż wreszcie stanęłyśmy przed drewnianymi drzwiami. Byłam pewna, że za nimi stoi Josh. Milion pytań cisnęło mi się na usta, jednak gdy weszłam do pomieszczenia, rozczarowałam się. Pokój był pusty. Kobieta stanęła na środku, rozkładając ręce.
       -Czegoś się spodziewała? – Rzekła, jakby doskonale wiedziała, co mam na myśli. Wzruszyłam ramionami, niezadowolona.
            -Gdzie jest Josh?
            -Wiem gdzie mieszka i mogę ci to zdradzić.
            -A jaki jest haczyk? – Spytałam podejrzliwie. Wiedziałam, że oczekuje czegoś w
zamian. Każdy czegoś chciał. Kobieta uśmiechnęła się chytrze, a jej białe włosy
zafalowały pod wpływem wiatru, który wtargnął do pomieszczenia przez okno.
-Powiedz mu, że Ferima przesyła swoje pozdrowienia i ma nowe wieści. Będzie
wiedział, co ma zrobić.
-A sama nie możesz mu tego powiedzieć? – Warknęłam, nim ugryzłam się w język.
Przecież nie byłam niczyim posłańcem! Ferima zaczęła ciskać we mnie piorunami z oczu. Cóż, gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno bym nie żyła.

Przełknęłam głośno ślinę w ustach i schowałam zwitek papieru, na którym był
napisany adres Josha, do kieszeni. Już po paru minutach stałam na przystanku, wyczekując nocnego autobusu. Milion myśli kłębiło się w mojej głowie. Nie znałam Ethana zbyt dobrze. Właściwie widziałam go raptem dwa razy na oczy. Jednak myśl o tym, że jego twarz była na zdjęciu, które dała mi Courtney, przerażała mnie. Czy Josh o tym wiedział? A co, jeśli on również był zamieszany w te zniknięcia? Nic już nie rozumiałam. Miałam zbyt wiele elementów układanki, które przede wszystkim do siebie nie pasowały.
            Stanęłam przed wielkim, starym budynkiem betonowym, z ogromnymi okiennicami. Wydawało się, że nikt tam nie mieszkał. Blok był otulony egipską ciemnością. Na samą myśl o wdrapaniu się na ostatnie piętro, przechodziły mnie dreszcze. Chcąc jednak poznać prawdę, musiałam tam wejść. Niepewnymi krokami stąpałam po schodach, wchodząc coraz to wyżej. Zaczęłam się zastanawiać nad Ferimą, jakież też wieści miała dla Josha. Niepokoiło mnie to, że się znają. Ferima miała dość specyficzną urodę i na pewno przyciągała do siebie mężczyzn. Czułam się… zazdrosna? Nie wiedzieć czemu, ale można to tak nazwać.
            Wreszcie stanęłam na ostatnim piętrze, pod czarnymi drzwiami wykonanymi z drewna. Nie było na nich żadnego numeru, ani tabliczki z nazwiskiem. Coś mi jednak mówiło, że to jest właśnie kwatera Josha. Tak ją sobie wyobrażałam. Z dala od miasta, na jakimś odludziu. Miałam zamiar zapukać, jednak patrząc na zegarek stwierdziłam, że jest stanowczo za późno. Josh mógł już spać, równie dobrze mogło go też nie być. Drżącą ręką nacisnęłam na złotą klamkę, która ustąpiła powodując, że drzwi się otworzyły. Stanęłam w ciemnym holu, tylko światło księżyca oraz latarni oświetlało mieszkanie. Nie byłam pewna, czy dobrze robię wchodząc do środka. Przecież to było najzwyklejsze włamanie! Pędzona jednak adrenaliną szłam dalej, a każdy mój kolejny krok upewniał mnie w tym, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Mało tego, wyglądało jakby nikt tu od wieków nie mieszkał. Czyżby Ferima podała mi zły adres? Może zrobiła to specjalnie, by mieć Josha tylko dla siebie? Bo przecież go znała i chyba nawet miała na niego ochotę.
            Ciemny i pusty korytarz prowadził do równie pustej kuchni, której nikt nie używał. Na prawo od korytarza znajdował się pokój o beżowej barwie. Tak mi się przynajmniej zdawało, w mroku niewiele widziałam. Była to sypialnia, gdyż na środku pokoju stało niewielkie łóżko, na które była narzucona ciemna narzuta we wzory. Pod oknem stało drewniane biurko, a po przeciwległej stronie szafa wraz z regałem na książki. Chciałam wymacać palcami włącznik światła, jednak w tym samym momencie usłyszałam głosy i czyjeś kroki. Jak głupia wskoczyłam do szafy by się schować i udawać, że mnie nie ma. Nie wiem, czy to strach przejął nade mną władzę, czy może po prostu instynkt nakazał się schować. Do pomieszczenia weszło trzech mężczyzn, których starałam się zidentyfikować po głosach. Pech chciał, że najwidoczniej nie przeszkadzała im ciemność, bo nie zaświecili nawet światła.
-Jak długo to jeszcze potrwa? – Usłyszałam niski baryton, dość ochrypły. Nie
mogłam określić, do kogo należał. Ponadto, przez szparkę w drzwiach szafy nic nie widziałam. Tylko marne cienie, które ruszały się co jakiś czas.
-Nie wiem, wszystko zależy od tego, jak się sprawy potoczą.
-To musi się skończyć. Niebawem wszyscy będą wiedzieli o czarnej armii – odparł drugi głos, wysoki sopran. Ach, gdybym tylko mogła cokolwiek
zobaczyć.
-Hermerowie długo nie pociągną, zwłaszcza, jeśli Dezmel skończy swój żywot.
Rozszarpię go na strzępy własnymi rękami!
-Spokojnie, trzeba to zrobić po cichu Gordaku. Prawda, Joshua? – Usłyszałam
imię i już wiedziałam, kto był w pokoju. Z resztą, wcale mnie to nie zdziwiło, w końcu byłam w mieszkaniu Josha. Nie rozumiałam jednak, o czym oni mówią. Jacy Hermerowie i jaki Dezmel?
-Nie możemy ignorować Dezmy, bo popełnimy ten sam błąd, co kiedyś. Czas
jeszcze pokaże, na co go stać – odpowiedział Josh, rozważnym głosem. Naprawdę nie rozumiałam, o co im chodziło. Chcieli kogoś zabić, a co najgorsze, już nie pierwszy raz. Aż krew zmroziło mi w żyłach. Czy Charlie zatem mówił prawdę? Josh był zły?
-A co z dziewczyną? – Na moment zapadła cisza, której się nie spodziewałam.
-Jest niegroźna.
-Przeciwnie – odparował mężczyzna z ochrypłym głosem. Czułam jego
zdenerwowanie. – Może stanowić dla nas ogromne zagrożenie. Nigdy nie widziałem takiej linii połączenia. To coś niespotykanego od stu tysięcy lat! Trzeba trzymać ją z dala od sprawy, a najlepiej zgładzić!
-Nie tak szybko Gordaku, Ethan ma rację. Póki nic nie wie, jest niegroźna –
tym razem głos należał do Josha. Na przekór swojego kolegi, był opanowany i spokojny. Za spokojny. Zastanawiałam się, o jaką dziewczynę im chodzi i czy nie rozmawiają przypadkiem o mnie. Ale dlaczego mieliby o mnie mówić? Z jednej strony w pewnym stopniu związałam się z Joshem, z drugiej strony nie było to nic poważnego, by rozmawiano o mojej osobie. Ponadto mówili coś o jakiejś linii połączenia. O czymś niespotykanym od stuleci, a ja przecież byłam całkiem normalną kobietą.
-Przez kogoś może się dowiedzieć i nie muszę ci mówić, przez kogo!
-Gordak! – Wrzasnął Ethan, a ja przyległam do małej szparki. Naprawdę
chciałam zobaczyć cokolwiek.

Nie ładnie tak podsłuchiwać, Aniele

Aż podskoczyłam, gdy do mojej głowy wdarł się czyjś głos. Wszystko to
spowodowało oczywiście, że uderzyłam się głową o górną półkę, robiąc trochę hałasu. Natychmiast odskoczyłam od drzwi, zagłębiając się w najdalszy kąt szafy.
            -Co to było?
            -Wredne szczury, już dawno powinienem się ich pozbyć – usłyszałam ironiczny
śmiech mego wybawcy. Więc wiedział, że tu jestem.
            -Odprowadzę Gordaka, bo zaraz nam tu eksploduje, a ty pozbądź się pasożyta, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Szuranie butami o posadzkę upewniło mnie w tym, że goście opuścili mieszkanie. Wiedziałam jednak, że jeden osobnik został w środku i tego bałam się najbardziej.

-Możesz już wyjść.



***

Rozdział 7 za nami. Nie wiem, co mam powiedzieć. Postaram się dodawać jakieś soundtracki do poszczególnych postów. Ostatnio jestem stale zmęczona i mam problemy. Nie pytajcie nawet jakie. Chciałabym coś tu zmienić, jakieś pomysły?

11 komentarzy:

  1. Jestem w stanie powiedzieć tylko : WOW!!! Ten rozdział jest niesamowity. Nawet nei wiem keidy go przeczytałam. Ta akcja w domu Josha jest wprost zajebista! Pisz szybko chce się dowiedzieć co zrobi Josh... Uhh wpakowała się Iv w tarapaty. Dobrze, że ten gość nie dowiedział się, że ona tam jest...
    Czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie dodałaś rozdział! Ale warto było czekać, bo wyszedł Ci niesamowicie. Naprawdę. Długi i bardzo ciekawy. W ogóle się nie nudziłam. Robi się coraz ciekawiej, tajemniczo i strasznie. Ten ostatni moment najlepszy! Josh bronił Ivi. To chyba coś znaczy? :D Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! :D Musisz teraz szybko wstawić ósmy rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spokojnie, kolejny planuję za jakieś 2 tygodnie jak dobrze pójdzie ;) No musiałam w takim momencie, bo inaczej byłoby nudno. Następny rozdział odsłoni prawdziwe oblicze Josha ;)

      Usuń
  3. No, no. Coraz ciekawiej ;)
    Linia połączenia? Zaintrygowałaś mnie, naprawdę , tym bardziej, że nie czytałam książki "Szeptem", a możliwe, ze to jest stamtąd ;) Akcja z szafą najlepsza i tak właśnie myślałam jak czytałam, ze kiedy on się jej odezwie w tej główce. Tym bardziej czekam na kolejny rozdział jak mówisz, ze odkryje się jego oblicze. Jestem tez ciekawa kiedy odkryjesz oblicze Iv ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że miałam drobne zaległości, ale to... jest mega! Na serio, czytałam każde słowko uwaznie by niczego nie pominąć. Ciekawa jestem, co teraz Josh będzie miał do powiedzenia. Uwielbiam twoje opisy, do tej pory serce mi bije jak szalone. Odpowiadam na twoje pytanie: tak, nadal czytam twojego bloga, więc informuj mnie o NN :) (dzien-dobry-renesmee)
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej jej jej! To było genialne, szczególnie ostatni fragment.
    Zdecydowanie chcę wiecej i już nie mogę się doczekać aż zdradzisz nam jakiś sekret!

    PS. Odpowiedziałam na twój komentarz u siebie :)

    [pamietniki-napisane-krwia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe to się nieźle wkopała..;P a Johs jest taki słodki.xD ciekawi mnie co ukrywa i co to za czarna armia? mam nadzieję że dowiem się tego jak najszybciej w najbliższych odcinkach ;p i na prawdę nic nie musisz zmieniać! jest idealnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. W związku z faktem, że z oceniającą, którą wybrałaś - Felice, nie możemy nawiązać kontaktu, chciałybyśmy Cię poprosić, żebyś wybrała nową oceniającą i napisała o tym w zakładce "ZGŁOŚ SIĘ". Jako iż jest to z winy oceniającej, umieścimy Twojego bloga w kolejce innej oceniającej pomiędzy blogami, które czasowo zgłosiły się przed i po Tobie, żebyś nie była stratna aż tyle czasu.
    Bardzo przepraszamy, ale liczymy na zrozumienie - nie jest to nasza wina i naprawdę jesteśmy zdenerwowane zachowaniem Felice.

    [osla-lawka.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze? Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.Musze przyznać, że idzie Ci coraz lepiej. Jestem ciekawa o czym rozmawiał Josh, kiedy Iivi była w szafie. Robi się coraz ciekawiej i bardzo przyjemnie czytało mi się ostatni rozdział. Także pisz następny! :) Pozdrawiam, Luiza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim problemem jest, że często mam przeczucie co będzie dalej, albo kim są postacie, czasem trafiam czasem nie :) tu już mam małą teorię i mam nadzieję, że choć po części się sprawdzi. Uwielbiam, tego Joshuę! Ach jaka szkoda, że nie ma takich gości na świecie ;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Czarna armia? nie ogarniam, ale jest ciekawe.
    Nie wiem jak to robisz, ale akcja się zagęszcza i jest coraz ciekawiej.
    Napięcie emocjonalne wzrasta oraz ciekawość przed dalszymi losami bohaterów.
    Wyczuwam romans i idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń