Ściany były koloru żółtego i zlewały się
z promieniami słonecznymi, które wpadały do środka przez szyby. Na stolikach
zostały umieszczone ceratowe obrusy, upiększone małymi niebieskimi serwetkami.
Przy ladzie stała młoda dziewczyna z czapeczką z daszkiem na głowie, na którym
był znak restauracji. Po drugiej stronie, na wysokim stołku siedział jakiś
pijaczek, męcząc biedną barmankę. My siedzieliśmy pod oknem, delektując się
słoneczną pogodą.
-Nigdy tu nie byłam –
stwierdziłam przeczesując bar wzrokiem.
Byliśmy gdzieś na pograniczu Seatle, w knajpce o nazwie
„Jazgot”. Josh spoglądał na mnie uważnym wzrokiem.
-Kiedyś był tu las,
ale ludzie wszystko zniszczyli.
Pokiwałam głową, nie zwracając uwagi na jego słowa. Babrałam
widelcem w talerzu, na którym leżał naleśnik, prawie nietknięty. Musiałam
wyciągnąć z Josha prawdę. Dziwny zielony człowiek, który nas zaatakował,
rozkazywanie mi w myślach i na dodatek pojawienie się w moim klubie. Wszystko
wydawało się zbyt dziwne.
-Nie jesteś głodna?
-Chcę znać prawdę –
odparłam nagle, zrzucając z siebie ogromny ciężar.
Myśli plątały się po mojej głowie, a ja miałam wrażenie, że
nie zdołam ich wszystkich unieść. Josh spojrzał na mnie zdziwiony, opierając
ręce o brodę. Wiedziałam, że wie, o co mi chodzi, ale starał się to odwlekać
jak najdłużej.
-To znaczy?
-Chcę wiedzieć, czy czytasz
mi w myślach – wbiłam w niego swoje spojrzenie,
ściszając ton głosu – Słyszę głosy w swojej głowie.
Właściwie, to tylko jeden i zawsze wtedy, gdy jestem z tobą.
Jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
Spochmurniał po twarzy, błądząc wzrokiem po barze. Unikał odpowiedzi.
-Josh – położyłam
rękę na jego dłoni, mówiąc spokojnie – to niczego nie zmieni.
Muszę tylko wiedzieć, czy nie zwariowałam. – Bo rzeczywiście
tak myślałam. Nie wiedziałam, czy to coś ze mną jest nie tak, czy z nim. Nigdy
wcześniej nie słyszałam tak wyraźnie swojego głosu intuicji, by zdać się teraz
na niego. To nie mogło być to. On musiał w jakiś sposób przedzierać się do
mojej głowy.
-To nie miejsce, ani
pora na ujawnianie sekretów z przeszłości – rzekł stanowczo,
patrząc na mnie hardym spojrzeniem. Więc jednak coś w tym było.
Widziałam to w jego oczach.
-A kiedy przyjdzie na
to czas?
-Wkrótce.
I to by było na tyle,
jeśli chodziło o naszą szczerą rozmowę. Josh nic więcej nie
powiedział. Nie wiedziałam, czy mam chodzić wściekła jak osa
i się na niego boczyć, czy po prostu go zrozumieć i poczekać. Problem w tym, że
nie mogłam czekać, nie miałam na to czasu. Z Bers Soft znikały dziewczyny, ja
umawiałam się z chłopakiem, słyszałam jakieś głosy w swojej głowie, a w dodatku
widziałam zielonego gościa niczym Hulk. To nie było normalne.
Kiedy
siedzieliśmy w ciszy, do baru wszedł Charlie. Omal nie padłam na zawał, widząc
jego twarz. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, Charlie ruszył w moją stronę.
Miałam ochotę schować się pod stół i udawać, że mnie nie ma.
-Iv, mogę
cię prosić na słówko? – Spytał, wbijając we mnie spojrzenie godne zabójcy.
Zmieszana przeprosiłam Josha, który tylko się uśmiechnął i wyszłam za Charliem
na zewnątrz.
-Co ty tu robisz? – Ryknęłam
pełna złości. Jeszcze tego brakowało, by mnie śledził.
Bo przecież skąd wiedział, że tu jestem, w dodatku z Joshem?
Powoli zaczynałam żałować, że mieszkam w domu publicznym. Niby miałam z tego
jakieś korzyści, ale zaczynało mnie to już denerwować. Gdzie bym się nie
ruszyła wysyłano za mną Jareda, a teraz zjawił się i Charlie. Tego było za
wiele.
-Mówiłem ci, żebyś
się z nim nie spotykała. To zły człowiek.
-Charlie – jęknęłam z
bezsilności.
W momencie zaczęłam żałować, że nie ma ze mną Jareda, albo
Kenny’ego. Wtedy na pewno dałby mi spokój. – Już raz ci powiedziałam, żebyś
przestał mnie nachodzić. Czy ja mam ci to literować za każdym razem?
-Ivi zrozum, ten
chłopak ma mroczną przeszłość. Nie powinnaś się z nim spotykać.
Wręcz błagał mnie o
to, ale ja miałam to wszystko powyżej uszu. Za nic w świecie nie chciał mi zdradzić
skąd zna Josha. Z resztą, Josh by jakoś zareagował na jego widok, a przecież
tylko się uśmiechnął. Skoro on może mieć przede mną tajemnice, to ja też mogę.
-Nie obchodzi mnie
twoje zdanie, wbij to sobie do głowy raz na zawsze!
-Ivi!
-Dość – parsknęłam,
gdy złapał mnie za rękę. – Zostaw mnie w spokoju, albo
powiem Larremu, żeby cię już nigdy więcej nie wpuścił do
klubu – zagroziłam mu, wchodząc do baru. Wiedziałam, że mój szef i tak nie
spełniłby mojej prośby, ale zawsze warto próbować. Poza tym, Charlie nie musi o
tym wiedzieć. Gdy szłam w stronę Josha mój telefon zaczął wibrować. Wściekła
odebrałam połączenie przychodzące od Very.
-Co masz?
-Chodzi o to
nazwisko. Wiem, skąd je znamy.
-To dawaj – odparłam
zniecierpliwiona. Wreszcie jakieś pozytywy tego dnia!
-Ivi, Reymond Craft
był ojcem Charliego… - i wtedy wszystko zrozumiałam.
Przecież mogłam wcześniej o tym pomyśleć. Gorączkowo
obejrzałam się w stronę wyjścia, jednak Charliego już nie było. Musiałam
natychmiast wracać do rezydencji. Dlaczego wcześniej nie połączyłam tych faktów
i nie skojarzyłam Reymonda?
-Coś się stało? –
Zapytał Josh, gdy wróciłam do stolika. Chciałam zabrać się za
naleśnika, który leżał na talerzu. Wszystko zaczęło mi
lecieć z rąk. Czy Charlie był odpowiedzialny za zniknięcie Jessici? Czy teraz i
ja byłam w niebezpieczeństwie? Może Charlie postanowił kontynuować dzieło ojca
i mordować dziewczyny z klubu? Boże! A co, jeśli to on zaatakował mnie pod Płonącą
Ostrygą?
-Znasz tego gościa? –
Spytałam wprost. Musieli się znać.
-Pierwszy raz na oczy
go widzę. To twój chłopak?
-Nie – prychnęłam
rozzłoszczona. Kłamał mi w żywe oczy, wiedziałam to. – Muszę wracać do domu.
-Dopiero co tu
przyszliśmy.
-Trudno, mam coś do
załatwienia.
Pozbierałam swoje rzeczy i zostawiłam na stole parę dolców
za naleśnika, którego i tak nie zjadłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Widziałam
zdenerwowanie w oczach Josha i dozę niezrozumienia. Trudno. Nie zamierzałam z
nim rozmawiać.
-W takim razie
chodźmy – Josh wskazał mi swojego volkswagena, chcąc
zawieźć mnie do domu. Nie miałam najlepszego humoru, byłam
na niego wściekła.
-Sama trafię, a ty
zastanów się, kiedy przyjdzie odpowiednia pora na ujawnianie sekretów.
-Ivi – poczułam jego
lodowatą rękę na swojej dłoni, którą szybko strzepnęłam.
Nie mogłam dać się zwieść. Postanowiłam, że nie będę się do
niego odzywać do czasu, aż nie ujawni mi kim tak naprawdę jest.
Niemal wpadłam do
pokoju, nawołując Verę. Musiałam z nią jak najszybciej
porozmawiać, wymyślić coś. Sprawy zaszły za daleko. Charlie
za często się kręcił wokół mnie i nie podobało mi się to wcale.
-I co
teraz?
-Nie mam
bladego pojęcia, musimy koniecznie porozmawiać z Courtney.
-Odnośnie
czego? – Tuż za mną, do pokoju wleciała Jenna, zainteresowana rozmową. Naprawdę
miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie, niżeli użeranie się z nią. Jeszcze
tego mi brakowało, by Jenna wsadzała nos w nie swoje sprawy.
-Nie twój
interes – warknęłam chcąc zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Była jednak sprytniejsza
ode mnie. Podłożyła nogę sprawiając, że drzwi odskoczyły.
-Nie radzę,
jeśli chcecie poznać najświeższe plotki.
-Jakie
plotki? – Doskoczyła do nas Vera, z ogromnym zapałem w oczach.
Westchnęłam poirytowana. Od kiedy to Vera uwielbiała
plotkować z Jenną? Z tego co mi się wydawało, nie darzyły siebie sympatią. Co
więcej, wręcz się nienawidziły.
-Kolejna
dziewczyna zniknęła.
-Że co? –
Warknęłam przerażona. Jedyny pożytek z istnienia Jenny był taki, że przez nią
plotki szybko się roznosiły. Już nie raz padłam ofiarą jej intryg, przez co
cały klub wiedział kiedy mam okres, albo jak śpiewam pod prysznicem. Nigdy nie
podarowałam jej tego. Na obecną jednak chwilę, była ona najświeższym źródłem
informacji.
-To Cassie.
Wyszła wczoraj na zakupy i do dziś nie wróciła. Słyszałam jak Larry o tym mówił
z Margarett. – Spojrzałam wielkimi oczami na Verę i obie puściłyśmy się biegiem
na trzecie piętro, zostawiając Jenne samą.
-Myślisz,
że to sprawka Charliego?
-Nie wiem,
co myślę.
Przeskakiwałam co dwa schodki, by
skrócić sobie drogę, jaką miałam do pokonania. Nie mieściło mi się w głowie, że
za tymi wszystkimi zniknięciami stał mój wybawiciel. Dlaczego, po co? Miało to
jakiś sens? A jeśli tak, to jaki? I on miał czelność mi mówić, że to Josh jest
tym złym?
Nie pukając do drzwi, wtargnęłam do
pokoju Courtney. Już dawno powinnam nauczyć się dobrych manier, jednak na
obecną chwilę nie miałam na to czasu. Liczyła się każda sekunda. Musiałam
poznać więcej szczegółów.
-Nie nauczono was pukać?
-Zniknęła kolejna dziewczyna –
wydyszałam, bez owijania w bawełnę. Courtney wyjrzała spoza książki i poprawiła
swoje karmelowe włosy, które okalały jej twarz. Nie wierzyłam, że z tak ważną
sprawą pójdę do Courtney. Nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy, a teraz była mi
potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
-To zmienia postać rzeczy – dodała
zamykając książkę i podnosząc się z łóżka. Głową wskazała, abyśmy zamknęły
drzwi i usiadły. Zlekceważyłam jej gest opierając się o parapet.
-W co dokładnie był
zamieszany Reymond, co się wtedy wydarzyło? Musisz nam wszystko opowiedzieć.
-Naprawdę chcecie się w to mieszać?
Później nie będzie już odwrotu.
-Nie mamy wyjścia – warknęła Vera
poważniejąc.
-Skoro tak – Courtney zaczęła szperać w
nocnej szafce. Po chwili wyciągnęła z niej małą, drewnianą szkatułkę i położyła
ją na biurku. W środku znajdowały się jakieś papiery, które mi wręczyła. – To
lista dziewczyn, które wtedy zniknęły. A to, zdjęcia mężczyzn, których
widziałam. Może czegoś się z tego dowiecie. – Pochwyciłam w garść zdjęcia oraz
zwitek papieru i schowałam do kieszeni. Vera zaczęła krzątać się w kółko,
histeryzując pod nosem. Naprawdę uważałam, że jej obawa o życie była stanowczo
przesadzona, jednak musiałam to przemilczeć.
-Opowiedz mi o
zniknięciu twojej siostry.
Courtney westchnęła, a jej twarz stężała. Opadła na drewniane
krzesło, wpatrując się w ramkę na stoliku. Na zdjęciu była mała dziewczynka
ubrana w niebieską sukienkę do kolan. Jej śliczne karmelowe włoski opadały na
ramiona. Była młodszą wersją Courtney.
-Jaśmin była młoda,
zdecydowanie za młoda. Miała 14 lat. Była tu ze mną, ale
nigdy nie występowała na scenie. To przecież było jeszcze
dziecko – jęknęła, zamykając oczy. Wiedziałam, że Larry był w stanie zgodzić
się na coś takiego. Wbrew pozorom miał dobre serce, wiedziałam o tym doskonale.
W końcu i mnie dał wybór, pozwalając tylko tańczyć.
-Jaśmin była maskotką
każdej z nas. Potrafiła pocieszyć i równocześnie
rozbawić tylko uśmiechem. Gdy występowałyśmy, ona
przesiadywała w garderobie, szykując nam stroje, albo kanapki. Zawsze strzegła
jej Margarett – imię naszej opiekunki zostało wypowiedziane w sposób, jakby
chciała ją zabić. Widziałam w jej oczach chęć rażącej zemsty i goryczy. – Kiedy
dziewczyny zaczęły znikać, jasne było to, że żadna z nas nie jest bezpieczna.
Ale Larry postanowił nie zamykać klubu. Twierdził, że w ten sposób pokażemy
wrogowi, że się go boimy. Co za absurd! – Warknęła wściekle, z pogardą w
głosie. – Pewnego dnia pojechałam do domu jednego z klientów. Margarett miała
zająć się małą. Gdybym tylko wiedziała, co się stanie… - Znów zgięła palce w
pięści, warcząc wściekle. Było mi jej żal. Tyle lat obwiniała się za zniknięcie
siostry. Chciała ją uchronić przed światem, a zamiast tego nieświadomie popchnęła
do samej paszczy lwa.
-Kiedy wróciłam, w
klubie panował chaos. Wszyscy w kółko biegali, mężczyźni
bili się z obcymi, nie wiedziałam, co się dzieje. I wtedy
rozbrzmiał dziwny dźwięk, a wszystko inne ucichło. Od Margarett dowiedziałam
się, że Jaśmin zabrano z resztą dziewczyn.
-Co to był za dźwięk?
– Spytałam zaciekawiona. Wreszcie jakieś szczegóły, tego nam było trzeba.
-Nie potrafię go
zidentyfikować ani porównać do czegokolwiek. Był tak głośny, że aż
zadzwoniło mi w uszach. Sprawił, że połowa bandziorów na
moment straciła przytomność. I wtedy nas zabrano do piwnic. Siedziałyśmy tam
parę tygodni, nie wychodząc na zewnątrz. Któregoś dnia Larry wznowił
działalność klubu i przyjął nowe dziewczyny. Te, które wiedziały co się stało zniknęły.
Na straży stanął Kenny oraz Jared, a całe wydarzenie odeszło w zapomnienie.
Nikt już o tym nie mówił.
-Dlaczego więc ty
zostałaś? – Na twarzy Courtney zaigrał chytry uśmieszek.
-Mam swoje sposoby, o
których nie muszę wam mówić – wyprostowała się, zerkając na Verę, która plątała
się po pokoju. – Czas już na was.
Leżałam na łóżku
czytając listę dziewczyn, którą otrzymałam od Courtney. Nic
mi nie mówiły te nazwiska, a gdy wystukiwałam je w Googlach,
nic mi się nie pokazywało. Nie miały żadnych rodzin, zupełnie, jakby nigdy nie
istniały. Z nudów zabrałam się za krążenie po stronach internetowych. Szukałam
czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. I wtedy przyszedł mi do głowy głupi pomysł.
Wystukałam w wyszukiwarce hasło „czytanie w myślach” i kliknęłam. Pojawiło się
ponad 500 stron, jednak połowa była bezużyteczna. Dopiero nagłówek „Czytanie w
myślach – czy to możliwe?” przyciągnął moją uwagę. Kliknęłam na nią spoconą
dłonią i zaczęłam czytać.
„Pierwsza faza badań polegała na
puszczaniu ochotnikom nagranych 47 pojedynczych wyrazów przy jednoczesnym
zapisywaniu odczytów z elektrod. Okazało się, że ludzki mózg posiada
skomplikowany mechanizm rozpoznawania pojedynczych sylab i liter. Dzięki
analizie aktywności neuronów naukowcom udało się stworzyć kilka modeli
matematycznych, pozwalających na zamianę odczytanych impulsów elektrycznych na
zapis w formie spektrogramów, które następnie mogły być przetwarzane przez
syntezator mowy. Niestety, udowodniono, że żaden człowiek bez
pomocy jakiegoś urządzenia nie jest w stanie czytać w ludzkich umysłach. W
artykule Johna Sojera, który zajmuje się mitami i wydarzeniami wcześniejszych
epok stwierdzono, że tylko anioły mogą czytać w myślach lub istoty z innego
świata. Czy jednak takie istoty istniały kiedyś na ziemi i potrafiły
porozumiewać się ze sobą telepatycznie…?”
- przeraziłam się czytając ten wycinek z prasy. Dał mi więcej pytań,
niżeli odpowiedzi. Czy zatem Josh był aniołem? Czy z jakiś niewiadomych mi
przyczyn został upadłym aniołem i potrafił porozumiewać się w myślach?
-Ivi,
spójrz na te zdjęcia. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Very siedzącej po drugiej
stronie pokoju. Szybko odtrąciłam myśli o Joshu i jak gdyby nigdy nic przeciągnęłam
się, pochwytując fotografię w swe ręce. Rzeczywiście, na jednej z nich
znajdował się ojciec Charliego. Pamiętałam jego twarz z gazet, w końcu był
bardzo znanym biznesmenem. Nie był jednak stary, wyglądał na osobnika w średnim
wieku, co było dziwne, gdyż Charlie miał jakieś 30 lat. Jednak to nie jego
postać przykuła moją uwagę, a osoba stojąca gdzieś w oddali, wyłaniająca swoją
twarz zza pleców Reymonda. Poznałam go. Tą niezwykłą budowę ciała, mięśnie
niczym stal i włosy koloru złota. To był Ethan. Wyglądał dokładnie tak samo jak
w dniu, w którym go poznałam. Nie zestarzał się, ani nie odmłodniał, a przecież
te zdjęcia były robione 8 lat temu. Czułam, że coś się dzieje o czym ja nie
wiem. Nie zdradziłam jednak nic Verze. Jeśli Josh był w jakiś sposób powiązany
ze zniknięciami w Sofcie, to musiałam dochować tajemnicy.
Odczekałam,
aż Vera zaśnie i wykradłam się z rezydencji. Nie było to łatwe, gdyż drzwi
głównych pilnował Jared. Na całe szczęście wybrałam dość prymitywną drogę ucieczki,
schodząc po rynnie, z pierwszego piętra. Natychmiast musiałam poznać prawdę i
nie obchodziło mnie to, czy Joshowi będzie się to podobać, czy nie.
Było po
23.00, gdy weszłam do Płonącej Ostrygi. Byłam przekonana, że spotkam tu Josha,
a nawet jeśli nie, to byłam na tyle zdeterminowana, by sprowadzić na siebie
kłopoty. Skoro mój wybawiciel potrafił czytać w myślach, to powinien przybyć mi
na ratunek. O ile jeśli cokolwiek dla niego znaczyłam; bar o tej porze był
zapełniony po brzegi. Łuna dymu tytoniowego unosiła się w powietrzu, przez co
rozbolała mnie głowa. Przeczesywałam wzrokiem lokal. Roni stał za barem,
obsługując klientów, reszta grała w bilard, lub siedziała w stolikach. Nigdzie
jednak nie dostrzegłam charakterystycznych, kruczoczarnych włosów i ciemnych
niczym noc, oczu. Zadarłam nos do góry, podchodząc do barmana.
-Szukam
Josha.
-Nie jestem
informacją – odparł z pogardą, wycierając szkło w zapaskudzoną szmatkę.
-Widziałeś
go może?
-Czy mówię
w obcym dla ciebie języku?
Z westchnieniem oddaliłam się od baru. Roni był nieugięty i
miał gdzieś moje uroki. Musiałam zatem znaleźć inny sposób na jego znalezienie.
W gruncie rzeczy mogłam do niego zadzwonić, ale czy odebrałby po naszej
ostatniej kłótni? Wolałam tego nie wiedzieć.
Z tłumu
dostrzegłam trzech wysokich osiłków, grających w karty. Uśmiechnęłam się na
samą myśl o Chesterze i jego zgrai nieudaczników. Pora wpakować się w jakieś
kłopoty.
Zrobiłam
krok do przodu, jednak drogę zagrodziła mi kobieta o białych włosach, w
srebrnej, sięgającej do kostek sukni. Widziałam tutaj już różne dziwadła, ale
tego się nie spodziewałam. Białe włosy?
-Nie
radziłabym z nimi zadzierać.
-Nie twoja
sprawa, co robię – prychnęłam, chcąc przedrzeć się do mężczyzn.
-Tak go do
siebie nie ściągniesz.
-O czym ty
mówisz? – Spytałam szybko, stając w miejscu. Kolejny jasnowidz?
-Słyszałam,
że szukasz Josha. Wiem, gdzie możesz go znaleźć, chodź za mną.
Nie
wiedziałam, kim jest ta kobieta i dlaczego mi pomaga. Josh musiał być znany w
tym barze, skoro miał takich przyjaciół. Nie wiedząc jednak jak go znaleźć
musiałam jej posłuchać. Bez słowa ruszyłam za nieznajomą. Przeszłyśmy na tyły
lokalu, po czym weszłyśmy w długi, kręty korytarz, aż wreszcie stanęłyśmy przed
drewnianymi drzwiami. Byłam pewna, że za nimi stoi Josh. Milion pytań cisnęło
mi się na usta, jednak gdy weszłam do pomieszczenia, rozczarowałam się. Pokój
był pusty. Kobieta stanęła na środku, rozkładając ręce.
-Czegoś się
spodziewała? – Rzekła, jakby doskonale wiedziała, co mam na myśli. Wzruszyłam
ramionami, niezadowolona.
-Gdzie jest
Josh?
-Wiem gdzie
mieszka i mogę ci to zdradzić.
-A jaki
jest haczyk? – Spytałam podejrzliwie. Wiedziałam, że oczekuje czegoś w
zamian. Każdy czegoś chciał. Kobieta uśmiechnęła się
chytrze, a jej białe włosy
zafalowały pod wpływem wiatru, który wtargnął do
pomieszczenia przez okno.
-Powiedz mu, że
Ferima przesyła swoje pozdrowienia i ma nowe wieści. Będzie
wiedział, co ma zrobić.
-A sama nie możesz mu
tego powiedzieć? – Warknęłam, nim ugryzłam się w język.
Przecież nie byłam niczyim posłańcem! Ferima zaczęła ciskać
we mnie piorunami z oczu. Cóż, gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno bym
nie żyła.
Przełknęłam głośno
ślinę w ustach i schowałam zwitek papieru, na którym był
napisany adres Josha, do kieszeni. Już po paru minutach
stałam na przystanku, wyczekując nocnego autobusu. Milion myśli kłębiło się w
mojej głowie. Nie znałam Ethana zbyt dobrze. Właściwie widziałam go raptem dwa
razy na oczy. Jednak myśl o tym, że jego twarz była na zdjęciu, które dała mi
Courtney, przerażała mnie. Czy Josh o tym wiedział? A co, jeśli on również był
zamieszany w te zniknięcia? Nic już nie rozumiałam. Miałam zbyt wiele elementów
układanki, które przede wszystkim do siebie nie pasowały.
Stanęłam
przed wielkim, starym budynkiem betonowym, z ogromnymi okiennicami. Wydawało
się, że nikt tam nie mieszkał. Blok był otulony egipską ciemnością. Na samą
myśl o wdrapaniu się na ostatnie piętro, przechodziły mnie dreszcze. Chcąc
jednak poznać prawdę, musiałam tam wejść. Niepewnymi krokami stąpałam po
schodach, wchodząc coraz to wyżej. Zaczęłam się zastanawiać nad Ferimą, jakież
też wieści miała dla Josha. Niepokoiło mnie to, że się znają. Ferima miała dość
specyficzną urodę i na pewno przyciągała do siebie mężczyzn. Czułam się…
zazdrosna? Nie wiedzieć czemu, ale można to tak nazwać.
Wreszcie
stanęłam na ostatnim piętrze, pod czarnymi drzwiami wykonanymi z drewna. Nie
było na nich żadnego numeru, ani tabliczki z nazwiskiem. Coś mi jednak mówiło,
że to jest właśnie kwatera Josha. Tak ją sobie wyobrażałam. Z dala od miasta,
na jakimś odludziu. Miałam zamiar zapukać, jednak patrząc na zegarek
stwierdziłam, że jest stanowczo za późno. Josh mógł już spać, równie dobrze
mogło go też nie być. Drżącą ręką nacisnęłam na złotą klamkę, która ustąpiła
powodując, że drzwi się otworzyły. Stanęłam w ciemnym holu, tylko światło
księżyca oraz latarni oświetlało mieszkanie. Nie byłam pewna, czy dobrze robię
wchodząc do środka. Przecież to było najzwyklejsze włamanie! Pędzona jednak
adrenaliną szłam dalej, a każdy mój kolejny krok upewniał mnie w tym, że w
mieszkaniu nikogo nie ma. Mało tego, wyglądało jakby nikt tu od wieków nie
mieszkał. Czyżby Ferima podała mi zły adres? Może zrobiła to specjalnie, by
mieć Josha tylko dla siebie? Bo przecież go znała i chyba nawet miała na niego
ochotę.
Ciemny i
pusty korytarz prowadził do równie pustej kuchni, której nikt nie używał. Na
prawo od korytarza znajdował się pokój o beżowej barwie. Tak mi się
przynajmniej zdawało, w mroku niewiele widziałam. Była to sypialnia, gdyż na
środku pokoju stało niewielkie łóżko, na które była narzucona ciemna narzuta we
wzory. Pod oknem stało drewniane biurko, a po przeciwległej stronie szafa wraz
z regałem na książki. Chciałam wymacać palcami włącznik światła, jednak w tym
samym momencie usłyszałam głosy i czyjeś kroki. Jak głupia wskoczyłam do szafy
by się schować i udawać, że mnie nie ma. Nie wiem, czy to strach przejął nade
mną władzę, czy może po prostu instynkt nakazał się schować. Do pomieszczenia
weszło trzech mężczyzn, których starałam się zidentyfikować po głosach. Pech
chciał, że najwidoczniej nie przeszkadzała im ciemność, bo nie zaświecili nawet
światła.
-Jak długo to jeszcze
potrwa? – Usłyszałam niski baryton, dość ochrypły. Nie
mogłam określić, do kogo należał. Ponadto, przez szparkę w
drzwiach szafy nic nie widziałam. Tylko marne cienie, które ruszały się co
jakiś czas.
-Nie wiem, wszystko
zależy od tego, jak się sprawy potoczą.
-To musi się skończyć. Niebawem
wszyscy będą wiedzieli o czarnej armii – odparł drugi głos, wysoki sopran. Ach,
gdybym tylko mogła cokolwiek
zobaczyć.
-Hermerowie długo nie
pociągną, zwłaszcza, jeśli Dezmel skończy swój żywot.
Rozszarpię go na strzępy własnymi rękami!
-Spokojnie, trzeba to
zrobić po cichu Gordaku. Prawda, Joshua? – Usłyszałam
imię i już wiedziałam, kto był w pokoju. Z resztą, wcale
mnie to nie zdziwiło, w końcu byłam w mieszkaniu Josha. Nie rozumiałam jednak,
o czym oni mówią. Jacy Hermerowie i jaki Dezmel?
-Nie możemy ignorować
Dezmy, bo popełnimy ten sam błąd, co kiedyś. Czas
jeszcze pokaże, na co go stać – odpowiedział Josh, rozważnym
głosem. Naprawdę nie rozumiałam, o co im chodziło. Chcieli kogoś zabić, a co
najgorsze, już nie pierwszy raz. Aż krew zmroziło mi w żyłach. Czy Charlie
zatem mówił prawdę? Josh był zły?
-A co z dziewczyną? –
Na moment zapadła cisza, której się nie spodziewałam.
-Jest niegroźna.
-Przeciwnie – odparował
mężczyzna z ochrypłym głosem. Czułam jego
zdenerwowanie. – Może stanowić dla nas ogromne zagrożenie.
Nigdy nie widziałem takiej linii połączenia. To coś niespotykanego od stu
tysięcy lat! Trzeba trzymać ją z dala od sprawy, a najlepiej zgładzić!
-Nie tak szybko
Gordaku, Ethan ma rację. Póki nic nie wie, jest niegroźna –
tym razem głos należał do Josha. Na przekór swojego kolegi,
był opanowany i spokojny. Za spokojny. Zastanawiałam się, o jaką dziewczynę im
chodzi i czy nie rozmawiają przypadkiem o mnie. Ale dlaczego mieliby o mnie
mówić? Z jednej strony w pewnym stopniu związałam się z Joshem, z drugiej
strony nie było to nic poważnego, by rozmawiano o mojej osobie. Ponadto mówili
coś o jakiejś linii połączenia. O czymś niespotykanym od stuleci, a ja przecież
byłam całkiem normalną kobietą.
-Przez kogoś może się
dowiedzieć i nie muszę ci mówić, przez kogo!
-Gordak! – Wrzasnął
Ethan, a ja przyległam do małej szparki. Naprawdę
chciałam zobaczyć cokolwiek.
Nie ładnie tak podsłuchiwać, Aniele
Aż podskoczyłam, gdy
do mojej głowy wdarł się czyjś głos. Wszystko to
spowodowało oczywiście, że uderzyłam się głową o górną
półkę, robiąc trochę hałasu. Natychmiast odskoczyłam od drzwi, zagłębiając się
w najdalszy kąt szafy.
-Co to
było?
-Wredne
szczury, już dawno powinienem się ich pozbyć – usłyszałam ironiczny
śmiech mego wybawcy. Więc wiedział, że tu jestem.
-Odprowadzę
Gordaka, bo zaraz nam tu eksploduje, a ty pozbądź się pasożyta, jeśli wiesz, co
mam na myśli.
Szuranie butami o posadzkę upewniło
mnie w tym, że goście opuścili mieszkanie. Wiedziałam jednak, że jeden osobnik
został w środku i tego bałam się najbardziej.
-Możesz już wyjść.
***
Rozdział 7 za nami. Nie wiem, co mam powiedzieć. Postaram się dodawać jakieś soundtracki do poszczególnych postów. Ostatnio jestem stale zmęczona i mam problemy. Nie pytajcie nawet jakie. Chciałabym coś tu zmienić, jakieś pomysły?
Jestem w stanie powiedzieć tylko : WOW!!! Ten rozdział jest niesamowity. Nawet nei wiem keidy go przeczytałam. Ta akcja w domu Josha jest wprost zajebista! Pisz szybko chce się dowiedzieć co zrobi Josh... Uhh wpakowała się Iv w tarapaty. Dobrze, że ten gość nie dowiedział się, że ona tam jest...
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam ;*
Nareszcie dodałaś rozdział! Ale warto było czekać, bo wyszedł Ci niesamowicie. Naprawdę. Długi i bardzo ciekawy. W ogóle się nie nudziłam. Robi się coraz ciekawiej, tajemniczo i strasznie. Ten ostatni moment najlepszy! Josh bronił Ivi. To chyba coś znaczy? :D Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! :D Musisz teraz szybko wstawić ósmy rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny. :*
spokojnie, kolejny planuję za jakieś 2 tygodnie jak dobrze pójdzie ;) No musiałam w takim momencie, bo inaczej byłoby nudno. Następny rozdział odsłoni prawdziwe oblicze Josha ;)
UsuńNo, no. Coraz ciekawiej ;)
OdpowiedzUsuńLinia połączenia? Zaintrygowałaś mnie, naprawdę , tym bardziej, że nie czytałam książki "Szeptem", a możliwe, ze to jest stamtąd ;) Akcja z szafą najlepsza i tak właśnie myślałam jak czytałam, ze kiedy on się jej odezwie w tej główce. Tym bardziej czekam na kolejny rozdział jak mówisz, ze odkryje się jego oblicze. Jestem tez ciekawa kiedy odkryjesz oblicze Iv ;)
Przyznam, że miałam drobne zaległości, ale to... jest mega! Na serio, czytałam każde słowko uwaznie by niczego nie pominąć. Ciekawa jestem, co teraz Josh będzie miał do powiedzenia. Uwielbiam twoje opisy, do tej pory serce mi bije jak szalone. Odpowiadam na twoje pytanie: tak, nadal czytam twojego bloga, więc informuj mnie o NN :) (dzien-dobry-renesmee)
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Jej jej jej! To było genialne, szczególnie ostatni fragment.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie chcę wiecej i już nie mogę się doczekać aż zdradzisz nam jakiś sekret!
PS. Odpowiedziałam na twój komentarz u siebie :)
[pamietniki-napisane-krwia.blogspot.com]
hehe to się nieźle wkopała..;P a Johs jest taki słodki.xD ciekawi mnie co ukrywa i co to za czarna armia? mam nadzieję że dowiem się tego jak najszybciej w najbliższych odcinkach ;p i na prawdę nic nie musisz zmieniać! jest idealnie ;*
OdpowiedzUsuńW związku z faktem, że z oceniającą, którą wybrałaś - Felice, nie możemy nawiązać kontaktu, chciałybyśmy Cię poprosić, żebyś wybrała nową oceniającą i napisała o tym w zakładce "ZGŁOŚ SIĘ". Jako iż jest to z winy oceniającej, umieścimy Twojego bloga w kolejce innej oceniającej pomiędzy blogami, które czasowo zgłosiły się przed i po Tobie, żebyś nie była stratna aż tyle czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszamy, ale liczymy na zrozumienie - nie jest to nasza wina i naprawdę jesteśmy zdenerwowane zachowaniem Felice.
[osla-lawka.blogspot.com]
Szczerze? Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.Musze przyznać, że idzie Ci coraz lepiej. Jestem ciekawa o czym rozmawiał Josh, kiedy Iivi była w szafie. Robi się coraz ciekawiej i bardzo przyjemnie czytało mi się ostatni rozdział. Także pisz następny! :) Pozdrawiam, Luiza.
OdpowiedzUsuńMoim problemem jest, że często mam przeczucie co będzie dalej, albo kim są postacie, czasem trafiam czasem nie :) tu już mam małą teorię i mam nadzieję, że choć po części się sprawdzi. Uwielbiam, tego Joshuę! Ach jaka szkoda, że nie ma takich gości na świecie ;(
OdpowiedzUsuńCzarna armia? nie ogarniam, ale jest ciekawe.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to robisz, ale akcja się zagęszcza i jest coraz ciekawiej.
Napięcie emocjonalne wzrasta oraz ciekawość przed dalszymi losami bohaterów.
Wyczuwam romans i idę czytać dalej.