piątek, 10 sierpnia 2012

[1] Miłość to także troska o to co in­ne w dru­gim człowieku...


Każda dziewczyna marzy o tym, by skończyć osiemnaście lat. Wtedy otwiera się przed nią świat, o jakim marzy i śni nocami. Wydawać by się mogło, że wkraczając w wiek pełnoletności można wszystko. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy, jak ciężkie życie prowadzą dorośli.
            Ja również czekałam na ten upragniony dzień. Kiedy w końcu nadszedł, zrozumiałam jak bardzo chciałabym cofnąć czas i znów być czternastolatką. Otrzymując dokument tożsamości, potwierdzający moją pełnoletność otworzyła się dla mnie nowa droga, którą nie koniecznie powinnam iść. Jednak wolałam ruszyć do przodu niżeli pozostać w miejscu. Dom przestał być już moim domem. Z resztą, skąd pewność, że kiedykolwiek nim był? Nie zaznałam matczynej troski, ani opieki ojca. Nie doczekałam się też rodzeństwa. Najwyraźniej nie było mi to pisane.
            W sierocińcu zasady były proste: przetrwali tylko najsilniejsi. Nie było mowy o tym, by zostać tam chociażby minutę dłużej. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Nikt nie chciałby trafić do sierocińca, a ja mieszkałam tam całe życie. Nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego moi rodzice mnie tu zostawili. Czy miałam w ogóle rodziców? Nie wiedziałam tego. Przychodziły takie dni, gdy zastanawiałam się nad własną matką. Jak wygląda, co robi i czy żyje. Bywały takie dni gdzie jej nienawidziłam za wszystko i za nic. Nie chciałam jej szukać. Skoro całe życie byłam dla niej obojętna, to dlaczego w wieku mojej pełnoletności miałabym rozpocząć poszukiwania osoby, która powinna być dla mnie wszystkim, a jest niczym?
I tak trafiłam do Larrego – siwego, łysiejącego mężczyzny, który postanowił się mną zaopiekować. Dał mi dach nad głową, ciepły posiłek oraz rodzinę. Wielką rodzinę, składającą się przeważnie z samych kobiet. Chciał tylko jednego w zamian, a ja się na to zgodziłam. Dostawałam pieniądze, drogie ciuchy, można by rzec, że miałam wszystko, o czym marzyłam będąc w domu dziecka. Brakowało mi tylko jednego: szacunku do samej siebie.
            -Myślisz, że będzie na jutrzejszym występie?
            -Niby kto?
            -Jackson! A, któż by inny?
Vera poruszyła się niespokojnie na krześle, wpatrując w swoje odbicie w lustrze. Jej kręcone, długie włosy spoczywały na cherlawych ramionach, zasłaniając pucą twarz.
            -Nie uważasz, że jest za stary dla ciebie?
            -Larry też jest stary.
            -Myślę jednak, że to wielka różnica – stwierdziłam czesząc swoje brązowe włosy. – Sprzedałaś się za marny bukiet kwiatów i czekoladki, które zapewne kosztowały mniej niż moja spinka do włosów.
            -Nieprawda! – Oburzyła się, robiąc złośliwą minę. Kiedy się złościła, jej policzki od razu stawały się różowe, jakby w środku niej, aż się gotowało. – Codziennie się sprzedajemy i jakoś nie masz z tym problemu.
            -Słuchaj to, że pokazujemy siebie i swoje ciała na występach nie oznacza, że mamy się sprzedawać za czekoladki.
Vera miała zamiar coś odpowiedzieć, jednak niedane było jej dojść do słowa. Naszą rozmowę zakłóciła Courtney, która bez pardonu weszła do pomieszczenia, siadając obok na kozetce. Obie umilkłyśmy i odmaszerowałyśmy do najdalszego kąta w garderobie. Nie wiedzieć, czemu ta dziewczyna o krótkich, kręconych włosach koloru niczym karmel, siała postrach. Nie odzywała się do nikogo, nigdy nie jadła z nami kolacji, ani też nie miała wspólnych występów. Stażem była od nas starsza, bardziej doświadczona niż każda inna dziewczyna w Bers Soft. Jej ciemna karnacja mówiła, że jest mulatką. Dyskutowałyśmy już na ten temat z Verą, jednak nigdy nie doszłyśmy do wniosku, czy jest ciemnoskóra, czy nie. Była nijaka, jednak to właśnie ona zgarniała największe brawa. To o nią pytali ludzie i to właśnie jej się spodziewali każdego sobotniego wieczora. Była najjaśniejszą gwiazdą estrady, która przynosiła Larremu spory zysk.
            Po obiedzie każda z nas siedziała w pokoju i stroiła się do pokazu. Zewsząd słychać było powrzaskiwania Jenny, która w zwyczaju lubiła zwracać na siebie uwagę. Nigdy nie rozumiałam Larrego, dlaczego trzymał takie beztalencie jak ona. W Sofcie było o wiele więcej ładniejszych dziewczyn, które potrafiły się wykazać. Najwidoczniej Jenna miała głęboko ukryty talent, który bardzo spodobał się naszemu opiekunowi. Pytanie tylko, jaki to był talent i czy przyciągał klientów?
            -Posłuchaj, rozmawiałam z Larrym i zgodził się.
            -Na co? – Zapytałam zdezorientowana. Moja przyjaciółka niemal co wieczór
wyskakiwała z jakimiś niestworzonymi pomysłami. Czasem bałam się nawet zapytać, co siedzi w tej blond głowie.
-Zgodził się na wypad z Jacksonem. Oczywiście za kasę, ale to przecież nie problem.
-Czekaj – stanęłam wryta, zastanawiając się, co jej odbiło. – Masz zamiar jechać do niego, do domu?
-A, co w tym dziwnego?
-To, że Jackson jest naszym klientem, a klientów przyjmujemy w klubie.
-Larry się zgodził – rzuciła niedbale przekładając nogę na nogę. Aż uderzyłam się w czoło, z jej bezgranicznej głupoty.
-Vera, ty chyba postradałaś zmysły. Ten człowiek ma 42 lata. Bez problemu mógłby być twoim ojcem.
-Zawsze chciałam przelecieć tatusia – zachichotała, podskakując na krześle.
Nie mogłam uwierzyć, że Larry się na to zgodził. Ciekawa byłam, ile ten cały Jackson musiał mu zapłacić. Oferta na pewno przebiła stawkę, w innym wypadku nasz opiekun nie pozwoliłby na coś takiego. Zawsze wszystko odbywało się tutaj, w Bers Soft. W razie jakichkolwiek kłopotów miałyśmy ochronę. Kenny oraz Jared nigdy nie pozwoliliby stało się nam coś złego. Byli jak starsi bracia, których nigdy nie miałam.
-Co takiego jest w domu Jacksona, czego nie ma tutaj?
-No nie wiem, wanna z hydromasażem, ogromny basen… Już wiem! Łóżko z
baldachimem!
-Ty tania dziwko!
-Nie tania, sporo zapłacił – uśmiechnęła się, zamieniając moją obelgę w żart.
Vera zawsze miała poczucie humoru, którego mi czasem brakowało. Czasem jednak myślałam, że to tylko zasłona dymna przed tym, co kryje w środku. Kiedy przybyłam do Larrego, ona już tu była. Jako pierwsza pomogła mi stanąć na nogi i oswobodzić się z sytuacją. Po krótkim czasie dowiedziałam się, że uciekła z domu mając 13 lat. Jej ojciec był alkoholikiem, który lubił używać przemocy. Matka była nie lepsza. Nic więc dziwnego, że uciekła z domu i postanowiła żyć na własny rachunek. Tułała się po świecie, była nawet tirówką. Sprzedawała się tanim kosztem obleśnym kierowcą samochodów dostawczych, którzy czasem nawet nie płacili. Pewnego dnia spotkała Larrego, który zaproponował jej dokładnie to samo, co mnie. I tak zostało do tej chwili. Miałyśmy wybór. Mogłyśmy tańczyć przed zagorzałymi mężczyznami, którzy ślinią się na nasz widok, albo żyć własnym życiem i nie wiedzieć, jaką obrać ścieżkę życiową. Nikt nigdy mną nie kierował, nikt nie interesował się moim życiem. Nie miałam nad sobą opiekuńczej matki, która chciała żebym została lekarzem czy prawnikiem. Sama decydowałam o swoim życiu, dlatego czasem podejmowałam niemądre decyzje. Jedną z nich było wstąpienie do Bers Soft – klubu tańca erotycznego dla panów oraz usług matrymonialnych.

-Ivi, ja tego chcę – poczułam jej lodowatą rękę na swojej dłoni. Szybko ją strzepnęłam i pomaszerowałam do okna. Słońce już zachodziło, co oznaczało, że wkrótce w Bers Soft zjawią się goście. W tym czasie my będziemy miały sporo roboty. I już współczułam innym dziewczyną, które będą miały jej jeszcze więcej. Na całe szczęście ja tylko tańczyłam. Nie sprzedawałam swojego ciała jak inne dziewczęta.
Zaczęłam przebierać ciuchami w szafie, aż w końcu natrafiłam na zielony kostium, mieniący się brokatem. Gdy miałam go na sobie po raz pierwszy, byłam bardzo skrępowana. Nie chciałam pokazywać się publicznie, a już na pewno nie w tak skąpym stroju. Zdawało mi się, że moje ciało nie ma odpowiednich proporcji ani walorów. Jednak oklaski po występie upewniły mnie w tym, że jestem dobra. Cholernie dobra.
-Co o tym myślisz? – Spytałam stając w stroju przed Verą.
-Boże, pamiętam jak miałaś go pierwszy raz na sobie – westchnęła, przykładając sobie ręce do ust. Speszyłam się na samo wspomnienie owego dnia. Tuż po brawach poznałam Jenne, która była na tyle sympatyczna, że pożyczyła mi potknięcia lub jakiejś wpadki. Gdyby nie moja determinacja oraz to, że wychowałam się w sierocińcu, popadłabym w rozpacz. Jednak bidul nauczył mnie wytrwałości, nakazał walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać.
-Dziewczęta, czas na pokaz
W progu stanęła Margarett. Wysoka kobieta o pełnych ustach i talią osy klasnęła w dłonie, a my jak na baczność ruszyłyśmy za nią.
Z każdego pokoju wychodziły inne dziewczyny ubrane w przepiękne fatałaszki.
Wszystkie traktowałyśmy Margarett jak własną ciotkę, która służyła mądrą radą. Nikt
tak naprawdę nie wiedział, ile miała lat, choć obstawiałam koło czterdziestki. Margarett była niczym prawa ręka Larrego, który i tak rzadko pojawiał się w rezydencji. A jeśli już był, to zamykał się w swoim pokoju z dziwnymi typami i nie wychodził. Nie obchodziło nas to, co tam robił. Dla każdej z nas ważny był występ, który miał przyciągnąć widzów z wypchanymi portfelami.
            Cały pokaz otwierała Isabell, która zaraz potem znikała za drzwiami czerwonego pokoju. Większość dziewczyn zaciągała tam swoich klientów. To, co działo się w tych pomieszczeniach, tam pozostawało. Liczyły się tylko pieniądze po wspólnie spędzonej godzinie, które od razu trafiały do Larrego na biurko. Ufałyśmy mu bezgranicznie, więc nie bałyśmy się o nasze zyski. Kiedy poprosiłyśmy o pieniądze, zawsze je dostawałyśmy. Niezależnie od kwoty, w granicach rozsądku oczywiście.
            Spocona, a zarazem zadowolona zeszłam ze sceny, słysząc salwę wiwatów i braw. Wiedziałam, że taniec się wszystkim podobał. Długo ćwiczyłam, by stać się tak dobrą „tancerką”.
            -Wrócę nad ranem, nie czekaj na mnie.
            -A, co z występem?
            -Courtney ma drugi układ. Trzymaj się – Vera pocałowała mnie w policzek i zniknęła za drzwiami klubu. Oparłam się o filar, wzdychając przeciągle. Nie mogłam pojąć, po co ona to robi.
Podczas imprezy zakradłam się do biura szefa. Musiałam z nim porozmawiać na temat Very. Siedział jak zwykle w swoim skórzanym fotelu sącząc whisky i paląc cygaro. O dziwo, był sam.
-Larry, musimy pogadać o Verze.
-Nie zaczynaj, sama chciała jechać.
-Ale czy to bezpieczne? Nikt jej nie obroni gdyby coś się działo – zaszlochałam łapiąc się ostatniej deski ratunku. Larry przybrał poważny wyraz twarzy. Kilka bruzd pojawiło się na jego czole.
-Wie, że jest zdana na siebie. Poza tym, nie oceniajmy zbyt pochopnie pana Fort ‘a. Znam go już trochę – zapewnił mnie, jednak to wciąż było za mało. Ta idiotka mogła się wpakować w jakieś problemy przez swoją głupotę. Zawsze chroniłyśmy siebie nawzajem, więc logiczne było to, że będę się stawiać. Verze nie było sposób przemówić do rozumu jednak sądziłam, że z Larrym pójdzie mi o wiele prościej. A skoro i Larry nie był do ugięcia to oznaczało, że Jackson Fort musiał zapłacić podwójnie. Pytanie tylko, dlaczego tak bardzo mu zależało?
-Myślałam, że się o nas troszczysz – oskarżyłam go, zakładając ręce na piersi. Larry miał złotą cierpliwość, więc mogłam spróbować negocjacji. W gruncie rzeczy zawsze bardziej logicznie podchodziłam do problemów i starałam się unikać przemocy. Owszem, mieszkałam w domu publicznym, ale wcale nie traktowałam siebie jako prostytutki. Miałam klasę, trzeba było mi to przyznać. Starałam się nie przeklinać, choć czasem nerwy każdego ponosiły. Pomijając występy ubierałam się całkiem normalnie, jak na każdą dziewczynę przystało.
-Sugerujesz, że postąpiłem nieodpowiedzialnie puszczając ją samą?
-Dokładnie tak – zmarszczyłam brwi, by uwierzył w moją złość. Już widziałam,  jak ściąga brwi i robi się czerwony na twarzy. Nie spodobała mu się moja postawa.
-Nie zapominaj, że wszystkie jesteście moje i mogę decydować o waszym losie.
Dałem ci wolną wolę, którą wykorzystałaś. Więc proszę, nie przekraczaj granicy, której i tak nie przekroczysz nigdy.
           
Zdecydowanie przegięłam mówiąc te słowa. Nadszarpnęłam jego nerwy i mimo spokoju, jaki zachował na twarzy, czułam jego wściekły ton głosu. Wycofałam się z pola walki opuszczając pokój Larrego.

            Nazajutrz oczekiwałam przybycia Very. Chodziłam z kąta w kąt, pstrykając paznokciami jak głupia. Pomału odchodziłam od zmysłów. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie opuściła rezydencji sama, dlatego tak bardzo się bałam. Vera była naiwna, wierzyła we wszystko, co się jej powie. Dlaczego Larry nie sprawdził tego gościa? Dlaczego pozwolił opuścić jej rezydencję? Wciąż zadawałam sobie pytania bez odpowiedzi. Krzątałam się w kółko, gdy nadeszło południe. A po Verze nie było ani śladu. Co gorsza, nikogo to nie obchodziło. Próbowałam rozmawiać z Margarett jednak i ona mnie zbywała. Wszystko wyglądało dziwnie podejrzanie. Czemu nikt nie przejął się jej zniknięciem? A może to ja histeryzowałam? Może wyolbrzymiałam sprawę? Nieprawda, tu dzieje się coś nie tak, pomyślałam natychmiast. We własnych domysłach upewniał mnie telefon, na który próbowałam się dodzwonić od rana. A ona nie odbierała.
-Musimy natychmiast tam jechać – wtargnęłam do pokoju Larrego bez
pukania. Nie obchodziło mnie to, co sobie pomyśli. Tu chodziło o bezpieczeństwo mojej przyjaciółki. Miałam tylko ją. Była mi jak siostra, więc się martwiłam. Larry złożył ręce w pacierz, wzdychając leniwie. Pewnie miał mnie już po dziurki w nosie i marzył, abym wreszcie się zamknęła. Ale ja nie zamierzałam odpuścić. Poza Verą nie miałam nikogo, nie mogłam znów zostać sama.
-Czy ty kiedyś nauczysz się pukać?
-Przepraszam – wydukałam szybko, podchodząc do jego biurka. – Vera
powiedziała, że będzie z samego rana. Mamy już południe.
-Ivi, odpuść sobie. Twoja przyjaciółka świetnie się bawi, a ja pobieram kasę za
każdą godzinę.
-Więc to tak? – Niemal wybuchłam, gdy mi o tym powiedział. Chodziło o kasę,
jakież to prostackie. Dlatego Larry był taki spokojny.
-Wiem, jaka ona jest. Zadzwoniłaby do mnie, a nawet nie odbiera. Coś się stało.
-Niby, co? Zgwałcił ją? – zironizował, podchodząc do okna. No tak, nie mógł
tego zrobić. Prawda była taka, że dziwki nie da się zgwałcić, jeśli się zapłaci. Niestety, taką ponosiłyśmy cenę za przyjemności.
-Larry – odparłam łagodnie, zmieniając taktykę. – Proszę, wyślij tam chociaż
Jareda.
-Nie ma mowy. Skończyłem temat. – Siwy mężczyzna zasiadł na swoim
skórzanym fotelu i odpalił cygaro. Przegrałam. Wyglądało na to, że wszystko musiałam załatwić sama, po swojemu.
-Dasz mi trochę kasy?
-Po co? – Spojrzał na mnie spod byka, jakby coś podejrzewał. Nie był głupi.
Doskonale wiedział, że sama wybiorę się do mieszkania Jacksona.
-Kupię sobie nową sukienkę. To dasz? – Larry wyciągnął z kieszeni zwitek
pieniędzy i rzucił na stół.
-Jeśli się dowiem, że byłaś u Fort ‘a, to spotka cię nie miła kara – ostrzegł mnie. Pokiwałam głową zgarniając kasę z biurka i wyszłam z pomieszczenia. Nie
przejęłam się jego groźbą. O mnie za mnie, mogłam nawet głodować przez tydzień, a i tak postawiłabym na swoim.

Wsiadłam do czerwonego autobusu, który zawiózł mnie do danego miejsca. Jackson Fort mieszkał w dzielnicy willowej. Był grubą rybą wśród ludzi show-
biznesu. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego tacy ludzie zdradzają swoje żony. Czy przez nawał pracy one ich zaniedbywały? Chyba nigdy tego nie pojmę.
           
Bez problemu dostałam się za ogrodzenie, wprost do ogródka. Nie miałam zamiaru wchodzić do środka, w końcu miałam pozostać niezauważona. Ukryłam się w gęstych zaroślach, które rosły tuż pod oknem dwupiętrowego domu. Stamtąd miałam doskonały widok na wszystko, co działo się dookoła. Zaglądnęłam przez okno w głąb mieszkania, szukając wzrokiem przyjaciółki. Byłam tak skoncentrowana, że nie zauważyłam dość istotnej rzeczy. W krzakach plątało się mnóstwo małych robaków. Pech chciał, że wdepnęłam w ich gniazdo, więc nie minęła chwila, a zostałam oblężona przez coś śliskiego. Z wrzaskiem wyskoczyłam na ścieżkę i zaczęłam się wszędzie drapać.
-Ivi? – Dobiegł mnie znajomy głos. W mgnieniu oka zapomniałam o wstrętnych robalach i porwałam Verę w ramiona.
-Boże, ty żyjesz, nic ci nie jest!
-A, co by mi miało być? W ogóle, co ty tu robisz? – Moja przyjaciółka stanęła jak wryta, z podejrzaną miną. Skruszyłam się, spuszczając głowę w dół.
-Miałaś wrócić nad ranem – wymamrotałam.
-Wiem, kiedy miałam wrócić. Trochę się przedłużyło. Szpiegowałaś mnie?
-Nie, skądże znowu! Martwiłam się – odparłam wyrzucając karty na stół. Poczułam się głupio. Wyszło na to, że martwiłam się niepotrzebnie. Vera świetnie się bawiła i przy okazji zgarniała świetną kasę, a ja wyszłam na histeryczną idiotkę.
-Wybacz, że się nie odezwałam, Bateria mi padła, sama rozumiesz.
-To ja już może sobie pójdę.
-Tak będzie najlepiej. Jackson pewnie mnie już szuka – rozejrzała się po całej okolicy, po czym położyła mi rękę na ramieniu. – Iv, nie martw się. Nic mi nie jest. –
Pokiwałam głową i zawróciłam w powrotną stronę. Jak zwykle wyszłam na
przewrażliwioną. Och Ivi, jesteś chora!


            Zrezygnowana i skruszona ruszyłam do najbliższego sklepu. Musiałam przecież kupić sukienkę, aby uśpić czujność Larrego.
***
Na razie tyle. Jak się podoba pierwszy rozdział? Proszę, piszcie!

26 komentarzy:

  1. Spamem czytelników nie zdobędziesz, tylko z góry ich zniechęcisz do kosztowania swojego dzieła. Skoro 'jesteś na siebie zła za spam', to po co to robisz? Chyba że idziesz tą drogą, to ok, może jakimś cudem znajdzie się paru czytelników, ale to na krótką metę. W blogowaniu bowiem chodzi o to, że jeśli chcesz, by ktoś przeczytał i skomentował coś Twojego, to najpierw powinnaś przeczytać i szczerze ocenić Jego.
    Z poważaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam zatem jeśli cię uraziłam, nie chciałam. Nie jestem w stanie przeczytać wszystkich blogów

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż w pewnym sensie zgadzam się z Khaari. Ale rozumiem cię również, bo jeśli ktoś ma ograniczony czas, to trudno jest czytac i komentować. Ja naprzykład nieraz bardzo długo siedzę nocą przed monitorem, by nadrobić zaległości w czytaniu^^
    Trochę się dziwie, że nikt nie komentuje u ciebie i musisz się zmuszać do SPAM-u, bo twoje opowiadanie jest naprawdę interesujące. Ciekawi i barwni bohaterowi, fabuła bardzo tajemnicza.
    Mam dla ciebie radę, spróbuj przeczytać parę blogów i znaleźć coś co ciebie zainteresuje. Napisz szczerze co myślisz o danym opowiadaniu i dopiero wtedy zareklamuj swoje. Możesz mi wierzyc, autorki się odwdzięcza^^ Nie mówię, żebyś przeczytała wszystkie, ale tyle, na ile masz czas:)
    Ale się rozpisałam, dobra kończę^^
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Dodaję do linków^^ Naprawdę mnie zaintrygowałaś^^

      Usuń
  4. JEZU SZEPTEMMMM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kocham tą książkę, więc wchodząc na Twoją stronę na samym początku zachęcił mnie cytat i tło. Coś niesamowitego. Przechodząc do opowiadania, jest niesamowite, fabuła bardzo ciekawa. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i dodaję Cibie do linków na mojej stronie :) Zapraszam także do siebie, poczytaj,komentuj, wolny wybór.
    Buziaki!!!
    http://a-years-withouth-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Weszłam na bloga i po przeczytaniu jestem zdziwiona. Dlaczego nie masz czytelników? Nie wiem. Twoje opowiadanie jest intrygujące, tajemnicze. Dobrze mi się je czytało, dlatego dodaję do linków i proszę o informowanie na: http://dancer-death.blogspot.com/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze moje skojarzenie? "Sucker Punch" nie wiem czy się inspirowałaś choć trochę czy po prostu tak wyszło ale mi się kojarzy.
    No tak Khaari ma trochę racji jednak ja doskonale rozumiem brak czasu na przeczytania wszystkich opowiadań. Mam jednak nadzieje że w wolnej chwili zajrzysz na chwile do mnie.
    W każdym razie bardzo mnie zaciekawiłaś i niecierpliwie czekam na dalsze rozdziały bo bardzo chce wiecej!!!
    Ciekawi mnie jak wprowadzisz wątek fantasy.

    Pozdrawiam
    [pamietniki-napisane-krwia]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Khaari. W blogowaniu nie chodzi o to, aby zdobyć 2398734686 'czytelników', którzy bez czytania ocenią to, co piszesz słowami typu "Świetnie <3333" etc. Dużo lepiej oczekiwać opinii osób, których zdanie naprawdę Cię interesuje (a można to ocenić czytając ich teksty) i które podzielą się prawdziwymi wrażeniami. Widzę jednak, że liczysz na takie właśnie bezwartościowe opinie - lepszych się nie spodziewaj, jeśli nie poświęcisz ani chwili na inne blogi.
    Pozdrawiam
    PS Spam spamem, ale bardzo nie lubię, gdy trafia pod post, kiedy na blogu znajduje się miejsce specjalnie do tego przeznaczone.

    OdpowiedzUsuń
  8. Za spam nie jestem zła, ale wolałabym, abyś informowałam mnie o takich rzeczach w przeznaczonym na to miejscu.
    Przeczytałam prolog i jestem bardzo ciekawa, jak to dalej wszystko będzie wyglądać. Na razie nie przeczytałam 1 rozdziału, ale za chwilę to zrobię, obiecuję ;)
    Kocham książkę "Szeptem". Właśnie skończyłam wczoraj czytać "Cisza" no i kocham Patcha! <3
    Mam nadzieję, że tutaj pojawi się postać Scotta ! :D Uwielbiam tego Nefiala ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja za to naprawdę lubię czasem dostać SPAM zwłaszcza jeśli mnie zaintryguje;) ,,Szeptem'' <3 kocham tę książkę! Dlatego jestem u ciebie. Bardzo spodobało mi się twoje opowiadanie i jestem ciekawa kiedy pojawi się tajemniczy chłopak z Prologu.
    Nie martw się brakiem czytelników. To dopiero początek opowiadania, pewnie szybko znajdziesz osoby, które z zapartym tchem będą czekać na kolejną notkę i wygląda na to, że ja się znajdę wśród nich.
    Jeśli będziesz miała chwilę to zapraszam na moje blogi ;p
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie tylko to, bo jak widzę równiez kochasz "Szeptem". co również jest wspólną cechą. Pochłonęłam wszystkie dotychczasowe części^^ Nie wiem, czy informujesz, ale jesli tak, to napisz jak dodasz coś nowego:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja za to jestem tu przypadkiem i powiem, że bardzo mi się spodobał Twój blog. Zarówno wygląd jak i tekst. Na pewno dodam Cię do ulubionych.

    Zapraszam do siebie,
    marsz-mendelsona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem. I tak coś mi nie pasuje z tą całą grubą szychą, czuję, że i tak coś ukrywa i on i Vera. Wstawiam do linków i jeżeli masz ochotę zajrzyj do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ciekawy i wciągający rozdział
    akcja się rozkręca i jestem ciekawa co dalej
    informuj mnie oraz zapraszam równiez do siebie
    zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Z takim pomysłem jeszcze się nie spotkałam, dlatego jestem bardzo ciekawa co wymyślisz w dalszych rozdziałach. Pierwszy jest udany i wciągający. Na początku trochę się bałam o Verę, ale dobrze, że nic jej się nie stało. Możesz informować mnie o nowych rozdziałach? A przy okazji zapraszam do siebie. :) [zabita--nadzieja.blogspot.com]
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam i jestem zadowolona :D Masz świetny pomysł i dobrze go wykorzystujesz. Czasami pojawiają się literówki, ale to nic wielkiego.
    Zapraszam do czytania moich blogów.
    Informuj mnie o nn :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałam tylko napisać, że zostawiłaś na moim blogu reklamę o swoim opowiadaniu, ale pewnie nie zauważyłaś, że ja już je czytam. ;D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział naprawdę świetny ! A całe opowiadanie oryginalne, bardzo mi się podoba . Chciałabym, abyś informowała mnie o NN ;) I dodaję Cię do "Czytanych" . Wpadnij do mnie, a może Ci się spodoba moje opowiadanie . . . ;)
    Pozdrawiam ! ;***

    [ http://angels--versus--demons.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  18. Pisałaś, że wzorujesz się na "Szeptem", a to jest moja ulubiona książka, więc na samym wejściu miałaś ode mnie juz duzy plus. Ciekawy pomysł na opowiadanie i nie moge sie doczekac jego rozwinięcia. Pojawi sie tu ktoś taki jak Patch? Powodzenia!
    Będę wdzięczna jak wejdziesz na mojego bloga moje-zycie-moje-wybory.blogspot.com bo pojawil sie tam nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Wedle prośby informuje o nowej notce znajdującej się na blogu
    a-years-withouth-you.blogspot.com
    Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. Cudowne opowiadanie! Takie poważne, ale zarazem lekkie. I bardzo, bardzo głębokie. Naprawdę świetnie piszesz. Rozdziały są długie... prawie takie jak w prawdziwej książce. Nie zastanawiałaś się może żeby jakąś wydać na podstawie tego opowiadania? ;> Ivy nie miała łatwego życia... Z sierocińca trafiła pod opiekę faceta który zaproponował jej pracę w burdelu. To ona w końcu tylko tam tańczy czy oddaję też ciało swoim klientom? Strasznie podoba mi się charakter dziewczyny. Przekłada dobro swoich przyjaciół ponad własne. Tacy ludzie są niezwykli... Zauważyłam także, że nie jest słodką idiotką, ale odważną młodą kobietą. Szkoda, że znalazła się w świecie prostytutek w którym najbardziej liczą się pieniądze i to kto ile zarobi. Zabieram się za 2 rozdział, bo jestem ciekawa dalszych losów naszej bohaterki. Prześliczny nagłówek! <3 - Laurel
    +Zapraszam na bloga który prowadzę razem z przyjaciółką. Jest o zupełnie innej tematyce niż twój i raczej wątpię, że przypadnie ci do gustu. Ale jak będziesz mieć wolny czas to zajrzyj :)--> http://theysaywearetooyoungonedirectionstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Ludzi e to dziwne stworzenia, prawda? Jak trafnie zauważyłaś, najpierw śpieszą się do dorosłości, nie mając pojęcia, z jakimi problemami borykają się ich rodzice i ich rówieśnicy, gdyż nigdy nie obarcza się dzieci takimi tematami jak finanse, bezrobocie, podatki, rodzinne sprzeczki. Dlatego też dzieci mają tylko dobre wyobrażenie o tym, co czeka ich za kilka lat. Widzą oglądanie telewizji do późnej nocy , wychodzenie ze znajomymi na miasto i wracanie po północy, sylwestrowe bale, papierosy, alkohol i zero zakazów. Jednak rzeczywistość to nie tylko kilka rzeczy, które można zacząć robić, ale szereg obowiązków i wiszące nad głowami kary, już znacznie dotkliwsze niż szlaban na komputer, gdy zrobi się coś źle. Ale o tym się nie mówi… a może właśnie powinno? Obraz zagubionej Ivi, szukającej swojego miejsca na ziemi był ładnie wykreowany. Szybko można dojść do wniosku, że w rodzinnym domu szerzyła się z jakiś powodów patologia, przez co dziewczyna musiała stawić czoła domowi dziecka, które również nie należało do najprzyjaźniejszych miejsc na ziemi. Panujące tam prawo dżungli sprawiło, iż człowiek wolał odejść stamtąd z niczym i żyć na ulicy, niż po przekroczeniu pełnoletniości żebrać o pozwolenie na pozostanie tam choćby odrobinę dłużej.
    Mam wrażenie, że człowiek, który nie wie, co ze sobą zrobić, jest dość charakterystyczny. Nic dziwnego, że Larry wyłowił Ivi spośród tysiąca innych dziewczyn. Osoby osamotnione i zagubione we własnych myślach są bardziej podatne na wpływy. Jak to mówią tonący brzytwy się chwyta… To samo dotyczyło naszej bohaterki. Wolała poświęcić szacunek do samej siebie za to, czego nigdy nie było dane jej doświadczyć: ekskluzywnych przedmiotów, własnego pokoju, czy bezpieczeństwa.
    Standardowo, jak w każdej szanującej się knajpie, która oferowała występy na żywo, musiała znaleźć się osoba, która swoim blaskiem przyciągała najwięcej klientów i profitów. I jak to bywa wraz z rosnącą popularnością, nie mogło obyć się bez tego, że owa gwiazda traktowała całą resztę ekipy z góry, siejąc postrach, aby przypadkiem nie spaść z piedestału ;).
    Gdy Vera wspomniała o tym, że za większą stawkę wybiera się do jacksonowego domu, przypomniała mi się książka Paulo Coelho „Jedenaście minut”- czytałaś może? Tam również, za wypożyczenie kobiety na całą noc płaciło się podwójną, czy nawet potrójną cenę, a owi klienci mieli status VIP. Cała reszta, szukająca jednorazowego skoku w bok, była zależna od decyzji pań świadczących usługi i bez ich zgody nie dochodziło nawet do wyjścia z lokalu, a gdy ktoś miał jakieś obiekcje ochrona od razu zjawiała się przy stoliku prosząc o użycie wyjściowych drzwi. Ale jak Ivi słusznie zauważyły, one nie są prostytutkami, tylko pozwalają patrzeć na swoje nagie ciała. Dlatego nie było mowy o opuszczaniu Softu i naprawdę wiązało się z ryzykiem. W tej sytuacji popieram główną bohaterkę i to, że próbowała przekonać przyjaciółkę do zmiany decyzji.
    Powiem Ci szczerze, że podoba mi się kreacja Larrego. Wygląda na takiego typowego biznesmena. To, w jakiej branży robi interesy jest bez znaczenia. To zaszywanie się we własnym biurze, liczenie pieniędzy, spotkania z nieznajomymi i może też nieciekawymi typami- cechy typowego prezesa. Do tego dochodzi Margarett- prawa ręka opiekuna, która jak wywnioskowałam przejęła obowiązki tak jakby reżysera wszystkich występów. Czyli zajęła się tym, o czym pewnie Larry nie ma pojęcia- estetyką i planem całego show. I te wszystkie zależności świetnie odbiły się na krótkich dialogach, kiedy to Ivi próbowała przywrócić rozum swojemu „ojcu”, czy wysłać ochroniarza na pomoc.
    I na zakończenie powiem, że tak naprawdę chciałabym mieć taką przyjaciółkę jak Ivi, która martwi się i jest zdolna złamać zakazy, byleby tylko sprawdzić, czy na pewno nic ci nie grozi, czy jesteś cała, czy nie potrzebujesz pomocy. To piękne.

    Fallon

    OdpowiedzUsuń
  22. Heh, jak na razie ok. Czekam na rozwój sytuacji...
    pozdrawiam.
    PS. Z Iv jest niezła panikara:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozdział moim zdaniem jest naprawdę fantastyczny. Nie mam żadnych zastrzeżeni. Wszystko jest tak jak być powinno. Zero błędów i nie do ciągnięć! Brawo!

    Pozdrawiam nieznajoma ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Na sam początek powiem Ci, że bardzo mnie zaintrygowała postać Ivi. Już w pierwszym rozdziale zdążyłaś mnie zafascynować.
    Może nie było, Bóg wie jakiej akcji, ale było ciekawie. Cieszy mnie fakt, że tu trafiłam, bo co raz rzadziej mam zaszczyt bywać na tak udanych blogach. Ciągle mam ochotę czytać więcej i więcej.
    Dlatego też, nie będę się rozpisywać, bo mam co czytać, ale jak dojdę do końca, to spodziewaj się czegoś długiego ;D

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie no.... po prostu miazga, wiesz?
    Strasznie mnie zaintrygowałaś...kurza stopa..
    Dawno nie czytalam czegoś tak dobrego *.*
    Jutro ogarnę następne rozdziały bo teraz już zasypiam :)

    OdpowiedzUsuń