Patrząc na
zegarek weszłam do pierwszego, napotkanego sklepu. Po całej akcji szukania Very
czułam się przybita i nie miałam ochoty na zakupy. Musiałam jednak kupić jakiś
ciuch, w innym wypadku Larry nabrałby podejrzeń. Wiedziałam, że prędzej czy
później sprawdzi moje alibi, a ja musiałam je mieć. Niestety Larry taki już
był. Nie ufał nam i często wysyłał za nami szpiegów, aby sprawdzili co robimy.
Miałyśmy dość ograniczone pole manewru. Larry wiedział wszystko. To z kim
śpimy, co jemy na śniadanie i jak wyglądamy. Taką ponosiłyśmy cenę za życie w
luksusie. Kiedy weszłam do sklepu w oczy rzuciła mi się czerwona, elegancka
sukienka. Zupełnie nie w moim stylu, zbyt efektowna i za bardzo długa. Nie
chciało mi się jednak niczego szukać, więc po prostu ją przymierzyłam. Leżała
idealnie, choć wcale mi się nie podobała. Nie marząc jednak o niczym innym, jak
o własnym pokoju kupiłam sukienkę i wyszłam ze sklepu.
Wieczorem
wróciła Vera. Jej podekscytowanie niemal przyprawiało mnie o mdłości, choć nie
mogłam nic z tym zrobić. Zrezygnowana położyłam się na łóżku, wysłuchując
opowieści przyjaciółki. Po pół godzinnym, wyczerpującym monologu do pokoju
wpadł Larry z niezwykle ciekawą miną. Uśmiechnął się łobuzersko podchodząc do
mnie. Nie musiał nic mówić, abym wiedziała, o co chodzi. Wyciągnęłam z szafy
sukienkę, na której była jeszcze metka i rzuciłam w jego stronę.
-Ładna –
określił, po czym wyszedł z pokoju bez słowa. Poczułam na sobie pytające spojrzenie
Very.
-No, co?
-O, co chodziło? – Uśmiechnęłam się
niewinnie, tłumacząc jak wymknęłam się z rezydencji. Cóż, może i nie był to mój
najlepszy pomysł, ale przynajmniej miałam dobre chęci.
Niewiele dni minęło od ostatniego
wypadu Very, a ona już szykowała się na następny. Chodziłam na nią naburmuszona
myśląc, że to coś zmieni. Niestety, nie tylko Vera czerpała korzyści ze
spotkania z Jacksonem. Larremu również bardzo zależało na ich „randkach”,
zwłaszcza płaconych podwójnie. Każdy miał z tego satysfakcję, oprócz mnie
oczywiście. Chodziłam nadąsana na cały świat, a na domiar wszystkiego złego
Jenna stała się jeszcze bardziej upierdliwa niż była. Nie miałam pojęcia, co ją
ugryzło, choć mogłam się tylko domyślać, że była zazdrosna. Bo która dziewczyna
z Bers Soft nie chciałaby dostawać dwa razy więcej kasy, za tą samą pracę?
-Wychodzisz?
-Tak, mam
spotkanie biznesowe – odparł, nakładając na siebie marynarkę. Pocałował mnie w
czoło, jakbym była jego córką i wyszedł. Uśmiechnęłam się łobuzersko, szykując
sobie w głowie plan. Kiedy Larry paplał coś o spotkaniu biznesowym wiadomo
było, że nie wróci prędko. Byłam z tego bardzo zadowolona, więc czym prędzej
pobiegłam do swojego pokoju. Very już nie było. Od południa pindrzyła się przed
lustrem na kolejne spotkanie z obślizgłym Jacksonem. Później widziałam, jak
Jared zawoził ją samochodem. Na pewno będzie się świetnie bawić, o ile to „coś”
można nazwać zabawą.
Z biurka
wyciągnęłam swoje oszczędności, które schowałam szybko do kieszeni. Umalowałam
się i po kryjomu opuściłam rezydencję. Na całe szczęście nie miałam dziś
żadnego pokazu, więc mogłam spokojnie wyjść, nie obawiając się niczego.
Ruszyłam na
przecznicę Św. Angusa, gdzie mieścił się klub o nazwie „Garden”. Szczerze
mówiąc, podsłuchałam rozmowę telefoniczną Very z Jacksonem, skąd wiedziałam
gdzie będą tego wieczoru. Miałam zamiar na własną rękę pilnować przyjaciółki.
Jakoś nie ufałam nadzianemu gościowi. Coś mi w tej sprawie naprawdę
śmierdziało, a ja musiałam dowiedzieć się, co.
Ulica była zupełnie pusta i ciemna,
jakby całe miasto opętał mrok. Było spokojnie, za spokojnie. Wiedziałam, że od
Św. Angusa dzieli mnie jeszcze kilka przecznic, dlatego przyśpieszyłam kroku.
Wtem poczułam, jakby ktoś był za mną. Słyszałam czyjś oddech, oraz kroki
niosące się echem po pustej ulicy. Krew zmroziło mi w żyłach, a włoski na karku
zapewne stanęły dęba. Powoli, jak gdyby nigdy nic odwróciłam się do tyłu. Moje
oczy zarejestrowały miasto otulone nocą. Parę latarni, które świeciły ostatkiem
sił oraz przepełnione kubły na śmieci. Wszystko wyglądało normalnie, a jednak
coś sprawiło, że czułam dreszczyk emocji.
-Opamiętaj się Iv – mruknęłam do
siebie, ruszając dalej. Przecież musiałam dotrzeć na miejsce. Vera nie mogła
być sama, nie z nim – myślałam gorączkowo, przyśpieszając kroku.
Znów skręciłam w kolejną przecznicę i
po raz kolejny tej nocy miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Zignorowałam
jednak instynkt, gnając dalej chodnikiem. Wyobraźnia musiała płatać mi figla.
Jednak, gdy usłyszałam za sobą jakiś łoskot, zamarłam. Znów spojrzałam za siebie, by w końcu
przegonić swoją wyobraźnię. Spodziewałam się tego samego widoku, co parę minut
temu. I wtedy pożałowałam.
Był tam. Stał na środku ulicy,
uśmiechając się. To nie był uroczy uśmiech, prędzej przypominał szaleńca.
Ubrany w ciemne spodnie oraz czarny polar szczerzył zęby w moją stronę. Chyba
nawet coś mówił, jednak nic nie słyszałam. Serce podskoczyło mi do gardła i
zaczęło łomotać jak szalone. Czym prędzej rzuciłam się do ucieczki, nie myśląc
o niczym innym jak o przeżyciu. Chciałam przecież żyć, byłam jeszcze młoda.
Zdecydowanie za młoda, by skończyć w łapach mordercy. Biegłam na ślepo, nie
patrząc nawet na drogę. Św. Angusa minęłam już dawno temu. Mogłam się tam
zatrzymać, wbiec do środka i błagać Jacksona o ocalenie. Jednak wolałam się nie
upokarzać.
Do licha, jeśli czegoś nie wymyślę, to
zginę! – Przemknęło mi przez myśl. Przestępca wciąż mnie gonił. Nie wiedziałam
nawet, czy to rzeczywiście przestępca. Równie dobrze mógł chcieć pożyczyć parę
drobniaków albo ognia. Nie miałam jednak zamiaru się zatrzymać i zapytać, czy
przypadkiem czegoś nie chce. Tak czy siak normalny chłopak dałby sobie spokój,
a nie latał za mną jak głupi po całej dzielnicy. Zatem to wszystko tłumaczyło.
Był zły, okrutnie wstrętny psychopata, który miał wobec mnie czarne myśli.
Jedynym ratunkiem było wbiec gdzieś, gdzie będzie sporo ludzi. Ciężko jednak
znaleźć takie miejsce o północy. Nie żyłam w Vegas, gdzie miasto dopiero nocą
budziło się do życia. Seatle może i było duże, może i też tętniło życiem nocnym,
jednak nie na tych ulicach. Musiałam szybko coś wymyślić, bo napastnik niemal
deptał mi po piętach.
I wtedy zauważyłam jakiś bar. Niczym
dar od niebios świeciło się tam światło, będące moim zbawieniem. Wbiegłam do
środka, by następnie wmieszać się w tłum ludzi. Lokal był mały, pod sufitem
kłębiło się mnóstwo dymu tytoniowego. Na malutkim podeście grał jakiś zespół,
rockową piosenkę. Tłum bujał się do taktu muzyki. To był raj, moje ocalenie.
Wśród nieznajomych mi osób czułam się bezpieczna. Przestępca przecież nie mógł
zaatakować mnie na oczach tylu ludzi. Stanęłam gdzieś w kącie obserwując
uważnie lokal. Czerwona tapeta w dziwaczne wzory niemal odchodziła od ściany. Z
sufitu zwisały długie lampy, świecąc przyciemnionym światłem na parę stołów
bilardowych, upchniętych po drugiej stronie. Pod ścianą siedzieli ludzie w
stolikach, uprawiając hazard. Nie miałam pojęcia, co to za klub.
Moje oczy powędrowały na niewielki drewniany
podest, gdzie grało trzech chłopaków. Jeden na perkusji, drugi na gitarze, a
trzeci śpiewał. Jego twarz była napięta od emocji, jakie wyzwalała piosenka.
Poruszał się dość spokojnie, zamykając czasem oczy. Wczuwał się w muzykę. I
choć nie do końca mi się podobała, zaczęłam przytupywać nogą. To był błąd.
Kompletnie straciłam głowę wsłuchując się w mocny głos piosenkarza, że
zapomniałam o przestępcy.
-Nie krzycz, a nic ci się nie stanie. –
Usłyszałam za sobą. Poczułam czyjąś zimną dłoń na swoim ramieniu. Nie miałam
odwagi się odwrócić. Serce niemal podeszło mi do gardła, gdy opuszczałam lokal
wbrew swojej woli. Ostatnie, co zauważyłam, to rockowego chłopaka, który
kłaniał się publiczności.
Mogłam się szarpać, zacząć wrzeszczeć,
bić lub próbować się wyrwać, a nie uczyniłam nic. Wiedziałam, że jest ode mnie
silniejszy, szybszy i sprytniejszy. Zawlókł mnie na tyły klubu, gdzie nikogo
nie było. Mocno popchnął sprawiając, że upadłam na stertę śmieci. Wiedziałam,
co za chwilę nastąpi. Gwałt. Nigdy nie uprawiałam seksu, gdy tego nie chciałam.
Można by się zdziwić na takie słowa, choć były prawdziwe. Nie byłam dziwką. Nie
sprzedawałam się za kasę jak inne dziewczyny w Bers Soft. Ja tańczyłam.
Rozbierałam się przy rurze, ale nie byłam dziwką. Dlatego tak bardzo nie
rozumiałam Very. Zastanawiałam się, co ona czuje, gdy jakiś mężczyzna przywiera
ją całym ciężarem ciała. Ja w tej chwili czułam strach, obrzydzenie. Panika
wdarła się do mojego umysłu powodując, że zaczęłam drapać napastnika gdzie
popadnie. Ktoś zaczął krzyczeć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to z moich
ust wydobywa się głośny wrzask. Kopałam, drapałam i piszczałam na przemian.
Bezskutecznie. I kiedy czułam, że już nic nie zdołam wskórać, zaczęłam płakać.
Jak małe dziecko ryczałam, kiedy on targał moje ubrania z dziką rozkoszą. Nic
nie mówił, oblizywał się co chwilę, gdy wrzeszczałam. Byłam zdana na jego
łaskę.
I nagle coś się wydarzyło. Poczułam
wielką ulgę, jakby ktoś ściągnął ze mnie cały ten ciężar. Słyszałam wrzaski,
odgłosy szarpaniny i wyzwiska. Nie otworzyłam jednak oczu. Za bardzo się bałam.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje wokół. Instynkt radził, bym wzięła nogi za
pas i uciekała. Jednak strach był o wiele silniejszy niż mogło mi się wydawać.
Czułam się upokorzona i poniżona. Jak jeszcze? Jakbym właśnie widziała czyjąś
śmierć. Trzęsłam się ze strachu i choć nie widziałam nic, byłam niemal pewna,
że kiwam się na boki.
-Nic ci nie jest? – Niczym echo dotarł
do mnie ten męski głos. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze.
-Możesz otworzyć oczy, już wszystko w
porządku. Nic ci się nie stanie. – Miękki głos wdarł się do mojego umysłu,
niemal przeszywając na wskroś. Wciąż byłam sparaliżowana strachem o własne
życie, mimo to otworzyłam oczy. Zobaczyłam ogromne, białe adidasy, następnie
ciemne spodnie i czarną, skórzaną kurtkę, by po chwili móc ujrzeć twarz
wybawiciela. Miał lśniące, kruczoczarne włosy. Oczy posiadały magnetyczne
spojrzenie, mina nie wyrażała niczego. Atletycznie zbudowana sylwetka nie była
zbyt wielkich rozmiarów, jednak z pewnością powaliłaby nie jednego przestępcę.
-Nic ci nie zrobił ten łajdak?
-Wszystko w porządku – wykrztusiłam z
siebie, wciąż kiwając się na boki. Mój wybawca kucnął naprzeciwko mnie, z zatroskaną miną.
-Co tu robiłaś o tej porze?
-Miałam spotkać się z przyjaciółką –
skłamałam, telepiąc się. Po jakie licho miał wiedzieć, w jakim celu się tu
znalazłam.
-O 3 w nocy? – Odparował zaskoczony. –
Chodź, odwiozę cię do domu. Jesteś w szoku.
-Nic mi nie jest! – Warknęłam
zestresowana. Nie chciałam, by mieszał się w moje sprawy.
-Dobrze, już dobrze – odparł nie
zmieniając tonu. Wciąż był spokojny, pomimo moich wrzasków i zdenerwowania. –
Zadzwonisz do niej w drodze powrotnej. A teraz
wskakuj.
Jego stanowczość oraz spokój na twarzy
doprowadził mnie do granic możliwości. Dlaczego facetom wydaje się, że mogą
nami rządzić? Przecież byłyśmy silniejsze. Wytrzymywałyśmy sto razy większy
ból, chociażby przy porodzie. Dlaczego więc, do licha uległam i wsiadłam do
tego volkswagena? Nie wiem co się stało, ale coś kazało mi tam wsiąść. Jakaś
dziwna fala wstrząsnęła mym ciałem i nakazała usłuchać chłopaka.
-To jak, dzwonisz do niej?
-Wyślę jej sms ‘a – znów skłamałam,
sięgając po telefon. Przecież Vera o niczym nie wiedziała. Co bym miała jej
niby napisać?
Nieznajomy ruszył z miejsca, a ja
opadłam na fotel. Wciąż byłam przerażona, jednak strach pomału znikał. Zaczęłam
się zastanawiać, co by było, gdyby nikt nie przyszedł mi na ratunek. Czy
przestępca zostawiłby mnie w tej stercie śmieci, czy może porwał gdzieś daleko,
albo…
-Dokąd mam cię zawieźć?
-Słucham? – Wyrwana z paskudnych myśli
kompletnie zapomniałam o kierowcy.
-Pytałem, gdzie mam jechać.
-Och, wybacz. Zamyśliłam się –
jęknęłam, myśląc gorączkowo. Nie mogłam przecież powiedzieć mu, że mieszkam w
rezydencji Larrego. Każdy znał ten klub. Był niczym Hugo Heffner i jego
króliczki playboy ‘a. Doprawdy, nie zamierzałam się tym szczycić.
-Jedź na Green str.
-Ok – odparł tylko, zawracając pojazd.
Drogę przebyliśmy w milczeniu, bo niby, co miałam mówić? Bardziej od nowo
poznanego kolesia dręczyły mnie czarne myśli. A gdybym tak została zgwałcona? Co
by się stało, gdyby ten facet mnie zamordował? Moje myśli szalały, a ja
trzęsłam się ze strachu i przerażenia. Wyobrażałam sobie takie rzeczy, o
których w życiu bym nie pomyślała. Do licha! Bardziej bezpieczna byłam w Bers
Soft niż na ulicach Seatle. Kto by się tego spodziewał? Co za ironia.
-Jesteśmy – Samochód zatrzymał się przed
białym domkiem z niebieskimi okiennicami. Westchnęłam z ulgą i wysiadłam.
-Dzięki za podwózkę i za to, że mnie
uratowałeś – rzekłam zmieszana. Chłopak tylko się uśmiechnął, więc zaczęłam
oddalać się od samochodu. Od Bers Soft dzieliła mnie raptem jedna przecznica,
więc nie było tak źle. Tu przynajmniej nie musiałam bać się o napaść. Wszędzie
kręcili się przyjaciele Larrego, którzy mieli na nas oko. Larry potrafił dbać o
swoje interesy.
-Zaczekaj! – Usłyszałam, więc się
zatrzymałam. – Jestem Josh – odparł, wyciągając rękę. Uśmiechnęłam się,
zagryzając wargę.
-Iv Cartier – przedstawiłam się.
-Nie masz może ochoty na kubek gorącej
kawy?
-Wybacz, mam chłopaka – odpowiedziałam
szybko, przestępując z nogi na nogę. Nie chciałam go poznać. Może i wydawał się
miłym, przykładnym chłopcem, może i był dobrą partią, lecz nie zamierzałam tego
sprawdzać. Mogłyśmy mieć swoich ulubieńców, wielbicieli czy fanów, ale nie chłopaków. Do
dziś pamiętam rozmowę z Larrym na ten temat:
-Dlaczego?
-Będzie
cię nachodził, pilnował na każdym kroku i odciągał od pracy. Będzie zazdrosny o klientów.
Tak właśnie brzmiało jego
wytłumaczenie. I miał rację. W dodatku, jaki chłopak zdrowy na umyśle umówiłby
się ze striptizerką mieszkającą w domu publicznym?
-Słuchaj, dziękuję za uratowanie tyłka
i te sprawy, ale na nic więcej nie licz.
-W takim razie – wyciągnął z kieszeni
skrawek papieru, na którym zapisał swój
numer. Było to słodkie, a zarazem żałosne. – Jakbyś potrzebowała
kogoś, kto uratuje ci tyłek, zadzwoń – Wręczył mi karteczkę i bez słowa wsiadł
do samochodu, po czym odjechał. Zakpiłam pod nosem i ruszyłam do rezydencji.
Naprawdę nie rozumiałam facetów, byli
dziwni. Raz pokazywali, czego chcą, innym zaś razem ukrywali swoje prawdziwe
oblicze. Tak beztrosko przychodziło im rozmawiać o bzdurach, które dla mnie
miały ogromne znaczenie. Potrafili też umiejętnie gardzić człowiekiem, gdy nie
dostali tego, co chcieli. Pamiętam Ray ‘na z sierocińca. Był podłym samolubem,
którego nic nie ruszało. Przyjaźniliśmy się, ale ta przyjaźń była tylko z mojej
strony. On wiecznie coś chciał, a gdy tego nie dostawał, potrafił się uwziąć.
Raz tak właśnie było, gdy nie zrobiłam tego, co chciał. Miałam swoją ulubioną
zabawkę, małego, pluszowego misia, z którym sypiałam. Pewnego dnia on zniknął.
Wiedziałam, że była to sprawa Ray ‘a. Jak każde jedenastoletnie dziecko
naskarżyłam na niego. Od tej pory codziennie dostawałam lanie, wyzywał mnie i
znęcał się. A misia, już nigdy nie zobaczyłam.
***
I tutaj kończę drugi rozdział. Zostawiam Wam opinie, mam nadzieję, że się podobało. Jak niektóre z Was zauważyły, zaczęłam nadrabianie Waszych blogów. Będę zostawiać komentarze niemal pod każdym postem, więc zerkajcie czasem na swoje starsze notki ;) Aha, jeśli ktoś chce być informowany, a nie mam go w linkach, to niech mi napisze albo swoje gg, albo adres Bloga. Buziaczki kochani i bardzo, ale to bardzo dziękuję, za tak miłe przywitanie i ilość komentarzy pod poprzednią notką.
W dziale filmików you tube, jest również zwiastun tego opowiadania, który sama stworzyłam. Zapraszam chętnych do obejrzenia. To pierwszy filmik na liście ;)
Rozdział super ! Nie sądziłam, że akcja się tak potoczy :D Ciekawe, czy Iv zadzwoni do Josha. Mam nadzieję, że tak ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i zapraszam do mnie :D
Świetnie się czytało. Ten rozdział lepszy od pierwszego. Więcej akcji było. Podobał mi się ten moment, gdy szła do klubu. Świetnie to wszystko opisałaś. Interesuje mnie tylko co Josh zrobił z tym przestępcą. Ogólnie ten chłopak mi się spodobał. Rozdział udany i bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Josh jest bardzo ciekawą postacią. Ciekawe, czy Iv do niego się odezwie? A może to on spotka ją przypadkiem w klubie? Bardzo podoba mi się ten rozdział ;) Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Rozdział jest genialny ! ;) Bardzo szybko się go czytało i naprawdę fajnie ;D Ciekawe czy Iv spotka się jeszcze z Joshem ;p Nawet fajnie by było ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! ;***
[ http://angels--versus--demons.blogspot.com ]
Bardzo mi się spodobalo to, co napisałaś <3 Ciekawi mnieJosh, ciekawa kreatura, ci powiem... kocham, kocham, kocham <3 Tak wiec czekam nanexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że to był ten chłopak z prologu ;))
OdpowiedzUsuńtyle opisywałaś ich spotkanie, że mam nadzieję, że będzie dużo więcej historii z nim i Iv w roli głównej ;)
Czekam na kolejną część ;)
PS. Dziękuję za poinformowanie mnie o nowym rozdziale ;)
Niesamowity, jak poprzednia notka. Ja już nie mogę doczekać się nowego rozdziału, więc pisz szybciutko!
OdpowiedzUsuńDzięki za powiadomienie o nowej notce, dodaję Cię do zakładek!
Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę
http://a-years-withouth-you.blogspot.com
Buziaki kochana!!!
zapraszam cię serdecznie na rozdział pierwszy. :) www.zabita--nadzieja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym fragmentem wydajesz mi się być coraz bardziej doświadczona, coraz lepiej pisać, a, że pierwszy był naprawdę genialny, teraz jestem wniebowzięta! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy, siódmy rozdział.
Zajrzyj jeśli znajdziesz czas i ochotę.
Pozdrawiam, marsz-mendelsona.blogspot.com/
super... wciągający i nie mogę doczekać się następnej noty. nie zapomnij o poinformowaniu mnie. tylko szybko !!
OdpowiedzUsuń***
http://told-him-to-go.blogspot.com/ u mnie pojawił się nowy rozdział. zapraszam :)
Już czekam na jakiś nowy fragment typu Josh&Iv! On jest nieziemski, a ona fantastyczna. A ty to wszystko opisujesz wspaniale!^^ Tylko zazdrościć:)
OdpowiedzUsuńCzyżby Josh miał być tym, który wyprowadzi Iv na prostą? Jeśli to naprawdę ma być on, to ciężkie zadanie go czeka. Iv wydaje się być miłą dziewczyną. Ok, rozbiera się przed obcymi facetami, więc dla niektórych jest dziwką, ale z drugiej strony jest dobrą przyjaciółką, troszczy się o Verę. Nie wszyscy mają piętrowy domek z ogródkiem, psa i idealną rodzinę. Tak to już jest, że niektórym szczęści się odrobinę mnie, a niektórym wcale. Podoba mi się sposób, w jaki wykreowałaś główną bohaterkę. Cieszę się, że czytając te dwa rozdziały i prolog nie musiałam się męczyć z jej użalaniem się nad sobą. Opisywanie uczuć jest ważne, ale bez przesady. Niektórzy myślą, że skoro ich bohaterowie są nieszczęśliwi, to czytelnicy też muszą, i zanudzają opisem ciągle tych samych problemów.
OdpowiedzUsuńTrzymaj tak dalej, nie pozwól Iv zbyt szybko zakochać się w Joshu i nie zabijaj Very. Albo zabij i zrób z tego opowiadanie kryminał.
Czytać dalej oczywiście będę. Cieszę się, że zostawiłaś spam na moim blogu. Nie przeszkadza mi, że ktoś zostawia mi adres swojego bloga - a nuż mi się spodoba?
Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Na wierz-we-mnie.blogspot.com
Informacja na http://w-poszukiwaniu-marzenia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam.
muszę powiedzieć, że naprawdę urzekło mnie twoje opowiadanie. prolog to po prostu .. słodycz dla moich oczu i myśli ; >
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Josh pojawi się też w NN. zaintrygował mnie ten chłopak.
z niecierpliwością czekam na NN, jeśli możesz informuj mnie, na którymś z moich blogów
http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/
http://tvd-love-story.blog.onet.pl/
http://undead-people.blog.onet.pl/
no i oczywiście zapraszam też do mnie.
pozdrawiam, azrael.
p.s widziałam twój zwiastun i jestem pod wrażeniem. znasz może kogoś kto mógłby zrobić zwiastun mojego bloga ?http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/ bo ja jestem totalnym beztalenciem informatycznym i filmiki na yt przewyższają moje umiejętności .. z góry dzięki.
OdpowiedzUsuńx.o.x.o azrael.
Zapraszam na Rozdział 1 na http://czarny-krag.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńAnioły od wieków stoją przy nas i obserwują. Patrzą na to, co dobre, ale i na to co złe. Są skłonni otworzyć bramy Raju przed każdym, kto się do nich zgłosi i zgodnie ze swą mądrością udzielają różnych łask. Najlepszym, absolutnie utalentowanym i obdarzonym godną podziwu lekkością pióra, wręczają złote lub platynowe szarfy, by jaśnieli ponad innymi. Innym, nie obdarzonym przez lost tak wspaniałym talentem, dają zwykłe, czarne szarfy. Są one znakiem, że ktoś coś próbuje, czegoś chce się nauczyć, ale daleka droga jeszcze przed nim. Nie jest w stanie jaśnieć niczym gwiazda nad anielskim orszakiem.
Chcesz się przekonać, na którą szarfę zasłużyłeś? Czy powinieneś jaśnieć nad innymi, czy może z zazdrością spoglądać na tych, którzy u góry tworzą swe arcydzieła w blasku platyny? Zgłoś się! Chętnie przyjmiemy Cię w bramach Raju:
http://raj-ocen.blogspot.com
Anieli chętnie przyjmą w swe szeregi braci i siostry (rekrutacja otwarta).
Rozdział Drugi na http://czarny-krag.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam^^
Szybko przeczytałam te dwa rozdziały i prolog. Muszę przyznac, że jestem pod wielkim wrażeniem! Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek, a później zobaczyłam zwiastun opowiadania. Pierwsze co mnie przyciągnęło to oczywiście słowo "patch" xd Czytałam "Szeptem", książka przypadła mi do gustu. Jednak teraz chyba bardziej wolę Twoje opowiadanie! Naprawdę! Jest niezwykłe! Pierwszy raz spotykam się z taką tematyką! Gdzieś przeczytałam, że będzie ono trochę oparte właśnie na Szeptem, więc niedługo spodziewam się jakiś paranormalnych wydarzeń. Oczywiście Josh jest na celowniku. :D Ah...
OdpowiedzUsuńTen komentarz wyszedł mi jakoś za bardzo chaotyczny. Najwyraźniej jeszcze piszę pod wpływem emocji ;] Za co przepraszam, postaram się, żebyś z następnych coś mogła zrozumiec xd
Pozdrawiam.
P.S. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś informowała mnie o nowych notkach. Najlepiej na moim blogu vampanne.blogspot.com ;) (przy okazji zapraszam na moje opowiadanie, jeśli zerkniesz może przypadnie ci do gustu ;])
świetne opowiadanie czekam na kolejny odcinek i zapraszam do mnie na in-a-snare-of-love.blog.pl
OdpowiedzUsuń<3.<3 Ja się zakochałam... twój blog skradł moje serce! Jak można tak świetnie pisać? No powiedz mi, jak? Grafika również mi się niezmiernie podoba. Nagłówek to istna rozkosz, a całość zniewala! To twój pierwszy blog? Jeżeli tak, to jestem pod wrażeniem. Jeżeli nie to i tak kłaniam ci się nisko. Takiego talentu jaki posiadasz można tylko pozazdrościć... Proszę! Wydaj książkę! Błagam, błagam, błagam! Albo i nie ... lepiej żebyś pisała na blogu. Wtedy przynajmniej mogę czytać to cudo za darmo. <3 <3 <3 Będę tu zaglądała codziennie, dodaję twój blog do obserwowanych. Czekam na następny rozdział!!! :)
OdpowiedzUsuń+ Zapraszam do siebie. Też piszę opowiadanie, fantasty. Trochę w innym klimacie i nie tak cudowne jak twoje, ale oj tam... Mam nadzieję, że wpadniesz i wyrazisz o nim szczerą opinię. Bardzo mi zależy na twoim zdaniu. :))
A tu masz linka --> http://magicandblood.blogspot.com/
Poprawka ... nie ma opcji dodawania do obserwowanych ;(
UsuńJosh, Josh... to może być interesująca historia, zważyszy na to kim jest Ivy, gdzie mieszka itd. Naprawę musisz się wysilić przy kolejnym rozdziale, ale wierzę w ciebie. Jesteś wielka! Pozdrawiam i zapraszam do siebie!
OdpowiedzUsuńKolejny przecudowny rozdział! Straszna była ta scena z tym psychopatą, aż przeszły mnie dreszcze. Czyli w końcu otrzymałam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie... Ivy nie sypia ze swoimi klientami, i całe szczęście. Może jednak ten Larry nie jest taki zły jeśli jej do tego nie zmusza... Josh! Książę na białym koniu! :D Czyżby to był nasz główny bohater? ;> Świetny, naprawdę świetny rozdział! Bardzo wciągający! Już nie mogę się doczekać następnego! Pisz, pisz i dodaj go jak najszybciej! <3 Zabieram się za zwiastun ^^
OdpowiedzUsuń--> http://theysaywearetooyoungonedirectionstory.blogspot.com/
Rozdział trzeci na http://czarny-krag.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSerdecznie Zapraszam!^^
Zapraszam Cię serdecznie na rozdział 2. :)
OdpowiedzUsuńwww.zabita--nadzieja.blogspot.com
+ NN na http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/ Melanie Sparks. Zapraszam ; >
OdpowiedzUsuńNie no, ubóstwiam już Larrego! Ta kontrola, czy pieniądze zostały odpowiednio spożytkowane była krótka, ale nieziemska. Potem ten całus w czoło, gdy wychodził na spotkanie. Mógł tego nie mówić. Pewnie rzucił to od tak, bo niby czemu miałby to ukrywać, skoro to część jego pracy, i nawet nie przypuszczał, co z tym skrawkiem informacji zrobi Ivi. Cóż, trzeba przyznać, że o ile intencje były zupełnie czyste i obserwowanie Very z jakiejś odległości oraz odpowiednia interwencja w sytuacjach podbramkowych, wydaje się dobrym pomysłem, tak włóczenie się samotnie po opustoszałych uliczkach już nie bardzo kwalifikuje się do pozytywów całej akcji.
OdpowiedzUsuńBiję pokłony przed opisem wędrówki i spotkania z bandytą. Bądź co bądź widziałam już parę Twoich opisów i to co mi kiedyś serwowałaś w porównaniu z tym, to jest niebo a ziemia. Choć czytając wcześniejsze opowiadania myślałam, że nie będzie już to możliwe, bo i tak dawne opisy były ładnie skonstruowane. Chyba znalazłaś swoje miejsce i styl, dlatego mam przed oczami tak żywy obraz zapyziałej dzielnicy, jakbym sama przez nią szła, a szum łomoczącego ze strachu serca słyszę we własnych uszach. Gratuluję!
Podobało mi się również skontrastowanie Ivi i Very. Ich różne życiowe perypetie sprawiły, że Vera nie miała skrupułów przed oddawaniem się obcym mężczyznom, gdy Ivi to po prostu obrzydzało. Dlatego też główna bohaterka, choć publicznie obnażała swoje ciało, wciąż pozostawała tylko tancerką. Tancerką, która właśnie stanęła przed obliczem gwałtu, zwyczajnie panikując. Zasnuty paraliżem umysł zaprotestował dopiero kiedy napastnik zaczął niemal zdejmować z niej ubranie. Stąd to wierzganie, drapanie i krzyki. Wcześniej była zbyt zdezorientowana, by próbować się uwolnić.
Wybawca…. Brzmi jak z telenoweli, nie? Ale mnie się podoba. Fakt, trochę przypomina mi Patcha z „Szeptem”, ale z racji tego, że zakochałam się w jego postaci, mogę podziwiać go również w Twoim wydaniu ;)
Hym, mogłabym powiedzieć coś jeszcze, ale w sumie nie wiem, co. Z jednej strony dość naturalne po traumie jest przeżywanie jej od nowa, szczególnie gdy tylko cudem uniknęło się najgorszego, jednak czy to nie głupota nie zwracać uwagi na osobę, która siedziała za kierownicą i mogła wywieźć cię dosłownie wszędzie. W końcu wybawiciel mógł być w zmowie z gwałcicielem. Coś jak psychologiczna gra w dobrego i złego policjanta. Otumanić w ten sposób swoją ofiarę jest dość łatwo, nie sądzisz?
Fajnie, że Josh pobiegł za Ivi i chociaż się przedstawił. Jednak wbijanie przez Larrego zasady były mocniejsze niż przyjazny gest, choć proponowanie kawy o trzeciej nad ranem też jest delikatnie podejrzane xD Nieposiadanie faceta na stałe z punktu widzenia realiów Softu, jest zrozumiałe i naturalne. Mało który, szanujący się facet chciałby, aby jego kobietę oglądali jego rywale. A prawdziwa miłość jest przecież mocniejsza i silniejsza niż jakiekolwiek zasady i zakazy, co nie wróży dobrze biznesowi Larrego ;)
Fallon
No długo na rozwój akcji czekać nie musiałam:P Lubię szybkie tempo bo sama zazwyczaj historię rozwlekam. Josh...hmmm, całkiem do rzeczy gostek, Larry jest ekstra taki alfons z prawdziwego zdarzenia:D Iv- prawdziwa młoda kobietka.
OdpowiedzUsuńDodaję cię do linków :)
Pozdrawiam, Agata
No Kochana...brak mi słow.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, akcja się fajnie rozkręcila..
Wspaniałe *.*
matko, o 6 nad ranem czytasz moje wypociny? Wielki szacun dla Ciebie!
UsuńKolejny genialny rozdział. Poprostu się zakochałam.
OdpowiedzUsuń[http://onedirectionhistorie6.blogspot.com/]
Tak jakbyś chciałą zajrzeć i skomentować.
Jeszcze raz genialne opowiadanie