-Iv, kwiaty dla
ciebie! – Usłyszałam szyderczy śmiech Jenny. Malowałam się
właśnie przed lustrem, do kolejnego pokazu. Zwlekłam się z
krzesła i spojrzałam na bukiet, szukając liścika w środku.
-I?
-Od Charliego, znowu
– dodałam poirytowana i zostawiłam kwiaty, nie
wkładając ich nawet do wazonu. Jak już wspomniałam, mogłyśmy
mieć wielbicieli. Problem w tym, że Charlie był moim psychofanem. Nie robił nic
nadzwyczajnego prócz wysyłania mi kwiatów i liścików. Za każdym razem pokazywał
się na moim występie, siedząc zwykle w loży dla vipów, pod ścianą. Jak na świra
przystało był nieprzyjemnej urody, że już tak to ujmę. Ciemne włosy, cherlawa
budowa ciała oraz okulary, które przysłaniały jego pryszczatą twarz. Miał około
30 lat, choć nie wyglądał na tak dojrzałego mężczyznę.
-Och, on jest taki
słodki
-Przestań się ze mnie
nabijać – warknęłam na Verę, rzucając w nią
błyszczykiem. Naprawdę nie lubiłam Charliego. Nie chciałam
mieć z nim żadnego kontaktu, nawet tego wzrokowego. Niestety on się mnie
uczepił jak małe dziecko zabawki w sklepie i nie chciał mnie puścić.
-Wcale się nie
nabijam. Uważam, że to jest urocze.
-Ty masz jakoś z
głową? Powinnaś iść do psychiatry.
-Niby dlaczego?
-Bo pociągają cię
faceci w średnim wieku. To chore.
-Ja tak nie uważam,
oni przynajmniej są dojrzali. Osiągnęli coś w życiu i
wiedzą, czego chcą.
-Serio? Jackson ci to
powiedział? – Zadrwiłam, niemal pękając ze śmiechu.
Chyba nigdy jej nie zrozumiem.
-Nie, nie powiedział,
ale tak jest.
-Skończcie swoją
kłótnię i zawędrujcie w końcu na scenę. Larry zaraz dostanie
szału – oznajmiła Jessica przerywając naszą konwersację.
Obie spojrzałyśmy po sobie pytająco. – Nie patrzcie tak na mnie, tylko się ruszcie!
– Wrzasnęła, a my bez słowa wstałyśmy z miejsc.
Nigdy nie
przepadałam za Jessicą. Kręciła się wszędzie i węszyła. Była głupią blondynką
zdominowaną przez Jenne. Z resztą, jaka dziewczyna by nie przyszła do Bers Soft
i tak lądowała u jej boku. Ona przyciągała jak magnez. Wabiła je wszystkie
pieniędzmi, swoim urokiem czy też stylem tańca. Miałam szczęście, że nie
wpadłam w jej sidła. Pewnie teraz, byłabym blondynką.
Czekałam w
taksówce na Verę, która strasznie się ociągała. Stwierdziłam już dawno, że jest
wielką spóźnialską, ale żeby pozwolić taksówkarzowi czekać, w dodatku na
włączonym liczniku, to już jest przesada. Zerkałam co chwilę na zegarek oraz
licznik, na którym było już wbite 11 dolarów. Taksówkarz natomiast miał uśmiech
wyrysowany na twarzy. Nic dziwnego, też bym się cieszyła gdybym za nic dostała
pieniądze. Wierciłam się, co chwilę wzdychając obojętnie. Miałyśmy jechać na
zakupy, które oczywiście ufundował nam Larry. Chciałam sobie kupić nową bluzkę
i może jakieś buciki. Jednak przez niepunktualność przyjaciółki traciłam chęci.
-Możemy już
jechać.
-Już? Chyba
dopiero – warknęłam, kiedy zjawiła się po niecałych 20 minutach. Taksówkarz
odetchnął z ulgą i odjechał z podjazdu.
-Co robiłaś
tyle czasu?
-Musiałam
przecież się pomalować! – Wrzasnęła obruszona.
-Tyle
czasu? Nie idziesz na żadną randkę, tylko na zakupy – i kiedy to powiedziałam, zaczęłam
żałować. Vera spojrzała na mnie tak, jak zawsze patrzy, gdy coś zmajstruje. Te
jej maślane oczy i mina zbitego psa doprowadzały mnie do szału.
-O nie, o
co znów chodzi?
-No, bo ja
idę na randkę. Jackson zaprosił mnie do kina.
-Co, a
nasze zakupy? – Wyrzuciłam z siebie czując, jak wszystko we mnie buzuje.
-Spokojnie,
umówiłam się po zakupach. Będziesz tylko wracać sama do rezydencji, więc nie
jest tak źle.
-Oczywiście
– prychnęłam, odpadając na siedzenie.
Więcej nie
poruszyłyśmy już tematu Jacksona. Wiedziałam, że Vera tak czy siak będzie się z
nim spotykać. Larremu to nie przeszkadzało, w końcu czerpał z tego wiele
korzyści. A mnie? Czułam się skołowana i przybita. Może nawet i zazdrosna. Vera
coraz częściej znikała z rezydencji. To na kolację z Jacksonem, to na jakiś
bal, czy tak jak teraz, do kina. Zdecydowanie większą uwagę poświęcała jemu,
zamiast mnie i chyba to było najbardziej irytujące. Kiedyś byłyśmy tylko my, dwoje
najlepszych przyjaciół. Każda wskoczyłaby za drugą w ogień, wspierałyśmy się w
trudnych chwilach, razem przeżywałyśmy wzloty i upadki. Przede wszystkim nie
miałyśmy przed sobą tajemnic. Dziś pomiędzy nas dwie wkroczył Jackson, psując
wszystko. Może i wyolbrzymiałam sprawę, przecież ona miała prawo do prywatnego
życia. Ale ciężko pogodzić się z tym, że coś pomału się kończy.
-Ta jest
idealna – odparła wskazując na różową bluzkę z białym napisem.
-Różowa?
Nie cierpię różu!
-Ale ci
pasuje, przymierz. – Wcisnęła mi kolejną bluzkę, wpychając do
przymierzalni. Nie miałam już ochoty na zakupy. Wiadomość o
Jacksonie
dostatecznie zepsuła mi humor. Przyczynił się do tego, że
przymierzałam już setną
bluzkę i żadna mi się nie podobała. Nie wspominając już o
butach.
-Nie wydaje mi się, by róż był moim
kolorem.
-Jezu, ale ty narzekasz. Wybierz
wreszcie którąś – skarciła mnie, zakładając ręce na piersi. Co chwilę zerkała
na telefon, co irytowało mnie jeszcze więcej. Bo przecież Jackson na nią
czekał!
-Wiesz co, darujmy sobie te zakupy.
Straciłam chęci.
-To chyba nie przeze mnie?
-Nie, jakiś taki dzień jest dzisiaj
beznadziejny – skłamałam wzdychając. Oczywiście, że przez nią zepsuł mi się
humor. Gdyby nie Jackson, miałabym na wszystko chęci. Ale nie, on zawsze musi
popsuć moje plany.
-Dobra, skoro tak uważasz, to ja znikam
– odpowiedziała, wyciągając telefon. Szybko wystukała smsa, zapewne do
Jacksona. – Poradzisz sobie, co?
-Jasne, nie jestem przecież dzieckiem –
warknęłam.
Kiedy wyszłyśmy ze sklepu, każda z nas
powędrowała w inną stronę. Vera ruszyła do kina, a ja na przystanek autobusowy.
Nie miałam zamiaru roztrwaniać pieniędzy na taksówki, w przeciwieństwie do
przyjaciółki. Pogoda w mieście nie była zbyt uprzejma dla mnie. Niebo zaszło chmurami
i co najmniej za godzinę lub dwie miał spaść deszcz. Nie cierpiałam takiej
ponurej pogody. To sprawiało, że czułam się przygnębiona i przybita.
Gdy jechałam autobusem wpadł mi do
głowy pewien pomysł. Zapragnęłam zobaczyć jeszcze raz Josha, sama nie wiem,
czemu. Może, dlatego że zabrakło mi kompana do rozmowy, a może po prostu
chciałam też mieć jakieś zajęcie. Niestety, nie zapisałam jego numeru w
komórce. Co więcej, przypuszczałam, że już nigdy go nie zobaczę, więc
wyrzuciłam gdzieś karteczkę, którą mi dał. Z resztą, nie chciałam by Vera
dowiedziała się o tamtej nocy. Przecież nic by się nie wydarzyło gdybym nie
wpadła na głupi pomysł śledzenia jej. I co? Wilk stał się ofiarą.
Jadąc busem do domu zauważyłam znajomą
ulicę. Niewiele myśląc wysiadłam na najbliższym przystanku, kierując się do
klubu. Pamiętałam to miejsce. Te świecące neony i mur upstrzony graffiti zapadł
mi w pamięć. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Co więcej, że wrócę tu
tak szybko. Nie miałam też gwarancji na to, że spotkam tu Josha.
Weszłam do środka. Dokładnie tak jak
tamtej nocy uderzyła we mnie fala dymu tytoniowego. Lokal nie był zapełniony
jak tamtej nocy, ale było przecież wcześnie. Zapewne po zmroku przybywają tu
tłumy ludzi. Zapach stęchłej speluny na długo zostanie mi w pamięci; usiadłam
przy barze, zamawiając colę. Tęgawy barman z trzy dniowym zarostem spojrzał na
mnie sceptycznie, jednak po chwili postawił mi szklankę przed nosem. Zapewne
niewielu klientów kupowało tu napoje bezalkoholowe. Wrzucając rurkę do coli, zajęłam
miejsce gdzieś pod ścianą, by nie zwracać na siebie uwagi. Paru mężczyzn grało
w bilard, delektując się piwem. Robili przy tym dużo hałasu, ale nikomu to nie
przeszkadzało. Na prawo od baru, przy stoliku obok automatów do gier siedzieli
następni klienci. Widziałam, jak grali w karty rzucając monetami na stół.
Hazard tutaj musiał być na porządku dziennym. Niewiele jednak odróżniało ich
wszystkich od naszych klientów z Bers Soft. Mimo tego, że do naszej rezydencji
zjeżdżali się bogaci ludzie, których bez pardonu nazywałam snobami, nie różnili
się od tutejszego ludu. Również pili, przetrwaniali pieniądze na hazard, jednak
ich najlepszą rozrywką byłyśmy my. Prężące się w świetle reflektorów nagie
dziewczęta, które były gotowe zrobić wszystko. Tutaj takiej atrakcji brakowało.
Jak się rozejrzałam, byłam tu jedyną samotną dziewczyną, w dodatku tak ubraną.
Wszyscy mieli raczej miejski styl. Luźne spodnie, bluzki w jakieś dziwne wzory
i mnóstwo piercingu na twarzy.
-Witaj maleńka. – Do mojego stolika
dosiadło się nagle trzech typków. Każdy usiadł okrakiem na krześle, opierając
ręce o oparcie. Nie wyglądali zachęcająco. Śmierdziało od nich tanimi perfumami
i cygarami. Mimo wszystko byli albo głupi, albo zbyt pewni siebie.
-Masz ochotę na małą przygodę?
-Nie interesują mnie przelotne
znajomości – odparłam pewnie, choć wcale tak się nie czułam. Wiedziałam jednak,
że w obliczu zagrożenia nie pokazuje się strachu. To jeszcze bardziej nakręcało
przeciwnika.
-Nie bądź taka niedostępna –
odpowiedział drugi, łysy koleś dotykając mnie tuż nad kolanem. Nie spodobał mi
się ten gest, więc szybko strzepnęłam jego rękę. Reakcja chłopaków była
jednakowa: wszyscy parsknęli śmiechem.
-Co taka ładna dziewczyna robi w takim
miejscu?
-Nie twój interes – odgryzłam się,
czując jak rośnie mi ciśnienie. Rzeczywiście, był to głupi pomysł, przychodząc
tutaj. Nie wiem, co ja sobie myślałam.
-Może ma ochotę na zabawę? – Spytał
jeden drugiego, szturchając go ramieniem. Sytuacja robiła się gorsza z minuty
na minutę, a mnie pomału paraliżował strach. Wiedziałam, że nikt tutaj nie
zwróci uwagi na poczynania stałych klientów, więc wyjściem było wiać. Tylko jak
miałam to zrobić, otoczona przez trzech typków, którzy nie zamierzali odpuścić?
-To co, może piwo? Roni, postaw kolejkę
dla tej pani! – Wrzasnął najwyższy z nich do barmana. Czy zauważył moje
zakłopotanie? Czy dostrzegł strach w mych oczach i nieme wołanie o pomoc? Z
pewnością tak, jednak to zlekceważył – jak wszyscy.
-No, napijemy się, porozmawiamy, później
może i zatańczymy – zaczął wymieniać mężczyzna, wyliczając na palcach. Był
obrzydliwy. Wysoki, napakowany jak jakiś osiłek. Czułam, że jeśli zostanę w tym
miejscu choćby minutę dłużej, coś mi się może stać. I gdzie się podział Jared
albo Kenny? W tej sytuacji powinni śpieszyć mi z pomocą, a nie obijać się w
klubie.
-No, więc przyszłaś tu sama? –
Odparował jeden, chwytając mnie za rękę. Wśród wrzasków i rozmów klientów nikt
by nie usłyszał mojego beznadziejnego wołania o pomoc. Wolałam sobie tego
oszczędzić. Mimo wszystko, musiałam szybko coś wymyślić.
-Ona jest ze mną. – I wtem, kiedy
sytuacja zaczęła wydawać się bez wyjścia,
zobaczyłam cień szansy, słysząc donośny baryton. Spojrzałam
w górę, by dostrzec te
kruczoczarne włosy oraz ciemne niczym otchłań oceanu oczy.
Mój wybawiciel.
-Joshua, nie wiedziałem, że panna
należy do ciebie. – Jeden z typków, który non-stop gadał i wydawać by się
mogło, że dowodzi całą swoją watahą, zaczął się tłumaczyć niczym zbity pies.
-Będziecie tak łaskawi i zostawicie ją?
-Chcieliśmy się tylko zabawić. Dotrzymać
towarzystwa, nim przyjdziesz.
Zadziwiające było to, że trzech dobrze
zbudowanych mężczyzn, bało się jednego, cherlawego chłopaka. Nie wiedziałam,
kim był Josh, jaką miał pozycję w tym miejscu i co zrobił, że oni się go tak
bali. Nie wiedząc czemu znów poczułam się bezpiecznie, ale czy to nie był błąd?
Czy nie powinnam przypadkiem bać się tego tajemniczego chłopaka w ciemnych
ciuchach?
-Panowie, nie chcę tu żadnej bójki.
Nagle obok nas pojawił się barman z
piwem w ręku. Zapewne był to mój trunek, zamówiony przez jednego z trzech
chłopaków.
-Spokojnie Roni, nic się nie dzieje.
-Aha, ostatnio też tak mówiłeś –
prychnął, stawiając kufel na blacie. Pociągnął
niedbale nosem, oblizując przy tym wargi. – Załatwcie to na
zewnątrz.
-Nie będzie takiej
potrzeby – odpowiedział Josh, wbijając wzrok w trzech
towarzyszy. Nastała cisza. Poczułam się nagle dziwnie,
jakbym nie była sobą. Czułam, że coś wtargnęło do mojego umysłu. Po krótkiej
chwili dziwne uczucie zniknęło, a nieznośne bandziory wstały ze swoich miejsc
bez słowa i odeszli, jakby Josh im coś zrobił swoimi oczami. Roni, wycierając
ręce w zapaskudzony fartuch również wrócił na swoje stanowisko.
-Zawsze pakujesz się
w jakieś kłopoty? – Odparł nagle mój wybawca, siadając
obok. Uśmiech zagościł na jego twarzy, jakby przed chwilą
nic się nie stało. Zlekceważyłam jego pytanie, bardziej interesując się ów
sytuacją.
-Dlaczego oni cię
posłuchali? Przecież mogli cię sprać na kwaśne jabłko.
-Po co tu przyszłaś?
– On również zignorował moje pytanie. Nie miał zamiaru
mi się tłumaczyć, jakby coś ukrywał.
-To ładne miejsce.
Ciekawią mnie te neony – wskazałam na parę świecących
lamp wprost nad barem. Josh parsknął śmiechem.
-Mam ci uwierzyć, że
przyszłaś tu po to, by pooglądać sobie neony? –
Faktycznie, jakbym tak się dłużej nad tym zastanowiła, to
też uznałabym to za głupotę. Co mogłam jednak wymyślić w mniej niż 5 sekund?
-Owszem, są bardzo
ładne. Fascynują mnie.
-Zawsze jesteś taka
uparta?
-A ty zawsze
przybywasz na ratunek kobietą w potrzebie? – Odgryzłam się, po
czym uśmiechnęłam. Wzięłam do ręki piwo, które przyniósł mi
Roni i zrobiłam dużego łyka. Nagle zaschło mi w gardle i zrobiło się dziwnie
gorąco. Nie wiedziałam, czy to przez Josha tak się czułam, czy najnormalniej w
świecie było mi duszno.
-Nie pijesz nic? –
Spytałam, jednak Josh pokręcił głową. Dość dziwnie się
zachowywał. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, jednak coś mi
mówiło, że to tylko maska. Cokolwiek ukrywał, nie miał zamiaru mi zdradzić.
-Więc, co cię
sprowadza do Płonącej Ostrygi? – Spojrzałam na niego, a kiedy
zrozumiał, że nie mam bladego pojęcia, o czym mówi, wyjaśnił
mi nazwę lokalu.
-Naprawdę tak się
nazywa, Płonąca Ostryga?
-Nie zmieniaj tematu
– uciął, nagle poważniejąc. Jego humor szybko się
zmieniał, przez co nie mogłam odgadnąć jego myśli. Zaśmiałam
się kłopotliwie, choć czułam, że Josh nie odpuści.
-Czy usatysfakcjonuje
cię, jeśli powiem, że liczyłam na to, że cię tu spotkam?
-Zdecydowanie tak.
-W takim razie
przyszłam obejrzeć neony – przyznałam, drocząc się z nim. Josh po raz kolejny
się uśmiechnął, ukazując zęby. Kiedy się uśmiechał, robiły
mu się takie słodkie dołeczki.
-Przyznaj, że mnie
szukałaś.
-Nieprawda,
przypadkiem tu trafiłam.
-A myślałem, że
chciałaś obejrzeć neony – odparował, biorąc mnie pod włos.
Dobra, miał mnie w garści. Był równie uparty, co ja i to
chyba zaczęło mi się podobać.
-Przyznam, że
szukałam cię, jeśli powiesz mi, dlaczego te bandziory cię
posłuchały, zamiast sprać. – Podjęłam się negocjacji licząc,
chociaż na cień nadziei. Nie spodobało mu się to. Znów pochmurniał po twarzy i
opadł na oparcie krzesła. Widać było, że bije się z myślami, ale co ja tam
wiem.
-Jesteś sprytna –
stwierdził, spoglądając na mnie chytrze. – Ubiegłej nocy
zabiłem ich przywódcę, więc teraz się mnie boją – dodał po
chwili, całkiem spokojnie. Wpierw znieruchomiałam, sparaliżowana strachem.
Szybko jednak się opamiętałam i zaczęłam śmiać.
-Nie żartuj ze mnie,
chcę znać prawdę.
-Nie żartuję.
-Tak, a krowy latają
– odgryzłam się.
Skoro miał
zamiar tak się bawić to czemu i ja miałabym sobie nie pożartować? Josh jednak
wcale się nie uśmiechał. Patrzył na mnie z poważną miną i tym swoim
przeszywającym spojrzeniem.
-Nabijasz
się ze mnie, co? – Spytałam poważniejąc. Czy to mogła być prawda? W noc, gdy
spotkałam go po raz pierwszy uratował mi życie. Nie miałam jednak pojęcia, co
zrobił z przestępcą, choć sprawił, że zniknął. Czy mógł zatem zabić potężnego,
napakowanego osiłka?
-Żałuj, że
nie widzisz teraz swojej miny – odparował nagle, wybuchając salwą śmiechu.
-Czyli
żartujesz?
-Jak łatwo
cię nabrać. Jesteś taka naiwna – odpowiedział, a moje policzki zapłonęły ze wstydu. Boże, jak mogłam nawet o
czymś takim pomyśleć?
-Nie jestem
naiwna! – Oburzyłam się
-Serio?
Uwierzyłaś, że jestem mordercą. To chyba coś znaczy.
-Tak, że
masz z głową. Nie mówi się takich rzeczy nowo poznanej dziewczynie – naburmuszyłam się, choć tylko dla żartów.
Rzeczywiście,
za bardzo wierzyłam w to, co mówią mi ludzie. Larremu też zaufałam i jak na tym
wyszłam? Oferował mi tylko dach nad głową, a ja nieświadoma niczego dałam się
na to nabrać. Normalny człowiek już dawno dostrzegłby w tym drugie dno.
-Możemy
porozmawiać?
Obok nas stanął wysoki mężczyzna. Był dobrze zbudowany, z
lekkim zarostem na twarzy. Jego złote włosy sięgały do ramion i błyszczały. Był
piękny, to musiałam przyznać. Równie piękny, co Josh.
-Nie tutaj
– odpowiedział mój towarzysz i oboje odeszli od stolika.
Nie
wiedziałam, o czym rozmawiali. Wiem tylko, że nieznany przybysz mocno
gestykulował dłońmi, zdenerwowany. Josh tylko stał z rękoma skrzyżowanymi na
piersi, potakując co chwilę. W tym świetle dostrzegłam jego niesamowitą urodę.
Miał śniadą cerę, niezwykle jasną, jakby unikał słońca. Atletyczna budowa
ciała, pięknie wyrzeźbione mięśnie, które naginały się pod wpływem ruchu.
Kruczoczarne włosy lśniły blaskiem księżyca zupełnie tak samo, jak obcemu
przybyszowi. I na koniec oczy. Magnetyczne spojrzenie, które przyciągało wzrok.
Czarne niczym noc spojówki, takie piękne. Nie wiedziałam, że można mieć czarne
oczy. Jeszcze nigdy takich nie widziałam. Może były to soczewki, a może to mnie
się wydawało, że mają tak ciemny odcień?
-Chodź,
odwiozę cię do domu.
Moje przemyślenia przerwał Josh, który nie wiadomo, w jaki
sposób znalazł się nagle obok mnie. Rozglądnęłam się po klubie, szukając
wzrokiem jego kolegi. Nigdzie go nie było.
-Coś się
stało?
-Muszę coś
załatwić, chodź
Spojrzałam na niego uważnie. Tylko trik w oku zdradzał jego
zdenerwowanie.
-Nigdzie
się stąd nie ruszam. Przyszłam sama to i wyjdę sama. – Nie wiem, co mnie
naszło, by tak powiedzieć. To był impuls. Poza tym, miałam ochotę na jeszcze
jedno piwo. I nienawidziłam, jak ktoś mi rozkazuje.
-Ivi, nie
teraz. Muszę coś pilnie załatwić, a nie zostawię cię tu samą, na pastwę tych bandziorów
– odparł wskazując typków, którzy groźnie na mnie łypali. Wiedziałam, że gdy
Josh opuści Płonącą Ostrygę, oni znów się do mnie przyczepią. Nie miałam
zamiaru ryzykować i wstałam z miejsca.
-Grzeczna
dziewczynka.
Josh uśmiechnął się
łobuzersko, biorąc mnie pod ramię. Razem, jakbyśmy byli
parą
wyszliśmy na zewnątrz kierując się do czekoladowego pick Up’a.
Dotarliśmy na parking. Ku mojemu zdziwieniu o samochód opierał się złotowłosy
chłopak, podrzucając do góry kluczykami. Gdy zobaczył nas razem, stanął sztywno
w miejscu, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Już wiedziałam, że nie darzy mnie
zbytnią sympatią.
-Co ona tu
robi?
-Obiecałem
odwieźć ją do domu.
-Akurat
teraz?
-Mam ją
zostawić na kolację Chesterowi i jego zgrai? – Odparł, wsiadając za
kierownicę.
Nie wiedzieć czemu jego kumpel się nie odezwał.
Bez słowa przebyliśmy drogę. Czułam, że coś niedobrego się
dzieje. Obaj byli zdenerwowani i mieli napięte mięśnie. To musiało coś znaczyć,
albo ja po prostu zgłupiałam.
Tak jak wcześniej kazałam się podwieźć
na Green str. tuż obok domku z niebieskimi okiennicami. Pasowało mi to, że tam
mieszkam. Przynajmniej we własnych wyobrażeniach i myślach Josha. Nie miałam
zamiaru zdradzać mu, kim tak naprawdę jestem. Znając życie wziąłby nogi za pas
i uciekł, jak każdy inny.
-Odprowadzę cię.
-Nie trzeba, mama może się obudzić –
odparłam w obawie przed tym, że ktokolwiek z tamtego domu się obudzi i nas
zobaczy. A przecież tego nie chciałam. Josh jednak nie miał zamiaru mnie
posłuchać i wyszedł razem ze mną. Zamykając drzwi volkswagena powiedział
koledze, że to zajmie tylko chwilkę; stanęliśmy przy drzwiach. Zadrżałam, gdy
lampka automatycznie się zapaliła na podjeździe. Spojrzałam szybko w okna, jednak
dom wciąż był otulony ciemnością.
-Fajnie było – odparłam nie wiedząc, co
mu powiedzieć. Kompletnie traciłam rozum, gdy patrzyłam w jego piękne, ciemne
oczy. Josh, mimo sytuacji uśmiechnął się. Zadziwiające było to, że potrafił tak
umiejętnie się kamuflować. – Spotkamy się jeszcze?
-Myślałem, że masz chłopaka –
usłyszałam drwinę w jego głosie, co zdradzało, że właśnie palnęłam jakąś
głupotę. Po raz kolejny zarumieniłam się zakłopotana.
-Zadzwonię do ciebie – dodał i zostawił
mnie, wsiadając do pick up’a. Stanęłam w bezruchu czekając, aż samochód zniknie
za rogiem ulicy i ruszyłam do Bers Soft. Po chwili zdałam sobie sprawę, że Josh
nawet nie ma mojego numeru.
***
Kończywszy ten rozdział pragnę zapowiedzieć, że tutaj zacznę włączać elementy fantastyki. Jak Wam się podobał? Zauważyłam, że postać Josha wszystkim przypadła do gustu, mnie też ;) Niezmiernie cieszy mnie fakt, że podoba Wam się to, co piszę. To sprawia, że z uśmiechem zasiadam do komputera i piszę dalej. Następny rozdział pojawi się już niedługo, czekajcie!
Buziaki wszystkim!
elementy fantastyki, to urozmaici jeszcze bardziej twoje opowiadanie, choć myślałam, ze się nie da.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co ukrywa Josh i Jackon
Czekam z niecierpliwością na nową notkę;)
Piszesz tak dobrze, że żaden komentarz tak dokładnie nie odzwierciedli uczuć Czytelnika. Zaskakujesz, intrygujesz, to wszystko składa się w niezwykłą całość, którą czytam naprawdę z przyjemnością. :) CUDO!
OdpowiedzUsuńU mnie nowy fragment, zapraszam:
marsz-mendelsona.blogspot.com/
Niesamowicie piszesz! Kocham tajemniczych mężczyzn, dlatego Josh stał się moim ulubieńcem... Ciekawa co on ukrywa...
OdpowiedzUsuńChce zadzwonić nie mając numeru telefonu?
Fantastyka <3
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam ;*
rozdział bardzo mi się podobał, dużo w nim Josha i o to chodzi. jestem fanką nr 1 jeden tego chłopaka i już nie mogę doczekać się NN. coś mi mówi, że Josh nie okaże się być zwykłym nieśmiertelnym ; >
OdpowiedzUsuńinformuj mnie o NN. ja zapraszam również do mnie na http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/ pojawił się nowy rodział.
Oho! Iv go okłamała. Cóż pewnie też bym pokazała jakiś przypadkowy dom i powiedziała, że w nim mieszkam:) Poza tym, widze *a raczej czytam^^*, że wprowadzasz motywy fantastyki! Oj tak, podoba mi się:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Znalazłam kilka błędów, no ale kto ich nie popełnia. ;d Muszę przyznać, że rozdział fajny, ale trochę nudny. W poprzednim było więcej akcji, jednak to początki wiec później na pewno się rozwinie. ;) Coś w tym rozdziale denerwował mnie Josh. Jakoś nie spodobał mi się tu jego charakter. Jednak wyczułam, że on ma jakiś związek z fantastyką. To było fajne. ;) A Vera mnie denerwuje. To chyba nie jest prawdziwa przyjaciółka. Pojawiło się tu dużo ciekawych i fajnych opisów. Najbardziej podobał mi się ten z wyglądem chłopaka. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny ;*
Josh jest po prostu za tajemniczy, żeby go nie lubić.
OdpowiedzUsuńCzekam na zapowiedziane elementy fantastyki. Mam jakieś takie dziwne przeczucie, że nie bez potrzeby wprowadziłaś do akcji Jacksona. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby on i Josh się znali.
Pozdrawiam
no weź... myślałam że ktoś z tego domu wyskoczy z wiatrówką i zacznie krzyczeć że złodzieje, w tedy to dopiero by buraka spaliła.. i wydaje mi się że Josh ma jej numer a ona o tym nie wie ;) czekam na kolejny pzdr
OdpowiedzUsuńNo to teraz się zacznie... Nie mówię tylko o wprowadzeniu fantastyki do opowiadania. Już widać jak ich do siebie przyciąga! Podejrzewam, że Josh (tak jak Patch) nie jest grzecznym chłopcem, a jednak już drugi raz uratował Iv. A ona wcale nie jest lepsza, ponieważ pomimo zakazu Larry'ego zapuszcza się na niebezpieczne tereny. Nie chodzi o ten bar tylko o to co urodzi się (już się rodzi) między Josh'em a Iv. I teraz znowu nasuwają mi się pytania. Czyżby Iv była mu do czegoś potrzebna? nie... To niemożliwe.
OdpowiedzUsuńW każdym razie z zapartym tchem czekam na wymienioną powyżej fantastykę. Na Josh'a również :D
Pozdrawiam ;)
Ciekawie się zaczyna. Masz świetny styk i dobrze się czyta. Czekam na fantastykę, ciekawe co wykombinujesz. Jeszcze tu wpadnę. Dodam do linków na uciec-przed-przeznaczeniem.blogspot.com. U mnie na razie rozdział 3. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem i nie żałuję. Podoba mi się to, co stworzyłaś. Oczywiście znalazłoby się kilka literówek, jeśli miałabym się do czego przyczepić, to miejscami jest nieco dużo dialogów, ale w końcu nie to jest najważniejsze. Ważne, żeby się dobrze czytało i w moim przypadku tak jest. Ja też polubiłam Josha, chociaż przyznaję, miejscami mnie drażni. Chociaż nie powiem, jestem ciekawa, co ukrywa...
OdpowiedzUsuńZ pewnością zajrzę na nowy rozdział. Zapraszam do siebie i pozdrawiam. ;)
Świetny rozdział !! Bloga zaczęłam czytać niedawno i przypadkowo ale przypadł mi do gustu :DD
OdpowiedzUsuńZaapraszam na : Rozdział 3 ! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! ;***
[ http://angels--versus--demons.blogspot.com ]
Masz naprawdę świetny styl ciekawie opisujesz akcję. Domyślam się że kiedy pojawią się elementy fantastyki to zrobi się jeszcze ciekawiej.
OdpowiedzUsuńW sumie to zaskakujące że to czytam, nie jestem wielką fanką Szeptem... to znaczy wciąż próbuje zacząć czytać drugą cześć ale tego typu historie zczynają się nudzić.
Jestem ciekawa dlaszych rozdziałów i mam nadzieje że będziesz mnie dalej informować.
Pozdrawiam
Nowy rozdział na http://czarny-krag.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam i pozdrawiam^^
Niesamowite ! xDDD Ale się uśmiałam w niektórych momentarz ;D Bardzo podoba mi się charakterek Iv ;) Jestem również ciekawa co ukrywa Josh . . . Informuj mnie dalej xDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! ;***
[ http://angels--versus--demons.blogspot.com ]
* momentach
Usuń"Poczułam się nagle dziwnie, jakbym nie była sobą. Czułam, że coś wtargnęło do mojego umysłu. Po krótkiej chwili dziwne uczucie zniknęło, a nieznośne bandziory wstały ze swoich miejsc bez słowa i odeszli, jakby Josh im coś zrobił swoimi oczami." - Coś mi się wydaje, że przesłam im myśli, tak jak Patch to potrafił w książce. Mam nadzieję, że pojawią się takie osoby, jak Nefily :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co będzie dalej. Informuj mnie ;*
Zostałaś przeze mnie otagowana;)
OdpowiedzUsuńhttp://caroline-klaus-love-for-ever.blogspot.com/
Mam przyjemność powiadomić Cię o ocenie bloga http://www.step-to-hell.blogspot.com , która pojawiła się dziś na www.raj-ocen.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amelia Pommeblue
Każda kobieta lubi być obdarowywana kwiatami, czekoladkami, biżuterią i perfumami. Z pozoru. Nie wszyscy mężczyźni sprawiają nam przyjemność takim gestami. Idąc ślepo za stereotypami, wierzą, że kupienie bukietu róż kobiecie, o której względy się starają, z miejsca kupi również jej miłość. A tak wcale nie jest. Tylko prezenty, które dostaniemy od naszych wymarzonych mężczyzn mają taką moc. Tylko one są przez nas postrzegane jako te ”słodkie i urocze”. Całą resztą gardzimy, choć w momencie otrzymywania nakładamy kamienną maskę i grzecznie dziękujemy za upominek. Dlatego wcale nie dziwię się, że Iv nie zachwyciłby nawet bilet do Tajlandii, jeśli pochodziłby od Charliego. Mówię to z doświadczenia, gdyż ja również dostałam raz prześliczny naszyjnik z serduszkiem ozdobiony cyrkoniami, ale co z tego, że prezent był tak cudowny? Osoba, od której go dostałam nie była tym właściwym i ozdobę miałam tylko raz na sobie, po czym ją zwróciłam. Także w materii prezentów od mężczyzn w pełni popieram bohaterkę i jej zlewczy wręcz stosunek do przesyłki ;)
OdpowiedzUsuńJeju i znów strzał w dziesiątkę. Mam wrażenie, że niewiele jest takich bardzo mocno związanych przyjaciół, którzy nawet po pojawieniu się tych drugich połówek choć przez chwilę nie czują się odsunięci i zazdrośni. Oczywiście rozumiem Iv, gdyż i ja miałam jedną taką przyjaciółkę, która wiedziała o mnie chyba wszystko i kiedy bym do niej nie zadzwoniła to zawsze miała choćby te przysłowiowe pięć minut na rozmowę ze mną. Nawet w czasie matur, gdy obie zakuwałyśmy od rana do później nocy widziałam i słyszałam się z nią częściej niż gdy pojawił się ON. Tyle, ile ja wystosowałam zaproszeń nad morze, to chyba nie zliczę. Zawsze spotykałam się z odmową i tylko jeden fakt mnie zastanawiał… Jak to możliwe, że można tyrać 5 godzin do faceta z przesiadką w jakimś wygwizdowe i mieć na to czas, a na 3 godzinną, bezpośrednią podróż raz na dwa miesiące, czy kwartał do przyjaciółki już nie? Eh, nigdy nie zrozumiem zakochanych i chyba fakt, że sama nigdy nie zostałam jeszcze ogłuszona tym silnym uczuciem jakim jest miłość wcale nie ułatwiał mi sprawy. Czułam się zdradzona, oszukana i miałam pretensje do całego świata.
Taa… co ciekawość robi z człowiekiem. Naprawdę Ivi nie popisała się inteligencją. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Wiedząc, że raz o mało nie przypłaciła swojej wizyty w tym klubie życiem, po co pchała się tam po raz kolejny? Za mało było jej atrakcji? Poza tym, nikt nie obiecywał, że Josh jest stałym bywalcem tej podrzędnej spelunki, więc co by się stało, gdyby jednak nie odgonił stada „adoratorów”. Brak wyobraźni, ot co! Za to tocząca się bitwa na docinki bardzo przypadła mi do gustu. Niby taka luźna, gdyż wydawało się, że oboje traktują się z pobłażaniem, trzymając swoje tajemnice na wodzy, jak przystało na nieznajomych, którym nie opowiada się po pięciu minutach znajomości swojego życia, ale świetnie pokazała budzącą się między nimi zależność i niektóre ich cechy charakteru. Brawo!
Zobaczymy, jak Josh skontaktuje się z Ivi bez numeru telefonu ;) No chyba, że ona go pierwsza znajdzie xD
Fallon
Masz talent do tego, potrafisz ciekawie rozkręcać sytuacje, trzymać napięcie i kierować postaciami, tak, że chciałoby się je poznać w realu;) Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agata
PS. Jeśli masz ochotę to zajrzyj do mnie :)
Nie wiem już co napisać....
OdpowiedzUsuńZakochalam sie w tym opowiadaniu *.*