Zamknęłam drzwi od swojego pokoju i opadłam zmęczona na łóżko. Byłam tak pochłonięta myślami o Joshu, że nie spostrzegłam nawet Very siedzącej na parapecie. Dopiero, kiedy się odezwała zauważyłam jej twarz.
-Gdzie
byłaś pół nocy?
-Jest
dopiero dwunasta – stwierdziłam patrząc na zegar naścienny, który Vera kiedyś kupiła
na wyprzedaży.
-No
właśnie, dwunasta, północ, a ty dopiero wracasz. Co mi tu nie pasuje? –
Przytknęła sobie palec do ust, udając zastanowienie. Musiałam odbić szybko
piłeczkę w drugą stronę, w przeciwnym razie zdradziłabym jej coś o Joshu.
-A ty tak
szybko wróciłaś? Myślałam, że zostaniesz na noc u Jacksona.
-Chciałam
zostać – odparła zeskakując z parapetu. Wiedziałam, że gdy tylko poruszę temat
Jacksona, Vera zapomni o mnie. Śmiać mi się chciało na samą myśl o tym, jak łatwo
można odwrócić jej uwagę.
-Więc,
dlaczego nie zostałaś? – Wiedziałam, że gdy pociągnę temat, zacznie się jej paplanina
bezsensu i wcale się nie myliłam.
-Wszystko było
dobrze. Poszliśmy na jakiś horror o trupach, bałam się, więc cały czas mnie
obejmował. Najgorsze było to, że za nami mlaskał jakiś chłopak, wpieprzając popcorn,
przez co nie mogłam się skupić…
-Vera! –
Chciałam zatrzymać jej potok słów, by doszła w końcu do sedna sprawy. Oniemiała,
usiadła na łóżku obok mnie.
-No dobrze.
Więc, kiedy film się skończył, wyszliśmy z kina, ale ten chłopak tak się ociągał,
że w końcu Jackson na niego nawrzeszczał. Nie miał za ciekawej miny.
-Moja mina
też nie jest ciekawa – warknęłam opadając na poduszkę.
-Ale to
bardzo zabawna historia!
-Nie mam
zamiaru wysłuchiwać, jaki to Jackson nie jest zabójczy. Przejdź w końcu do rzeczy. – Vera naburmuszyła się jak
zwykle, choć dobrze wiedziała, że to na mnie nie działa. Po chwili dała sobie
spokój i dokończyła.
-W każdym
bądź razie, gdy siedzieliśmy w restauracji i nie powiem ci jakiej, bo cię to nie
obchodzi, ktoś do niego zadzwonił. Po tym telefonie Jackson się zdenerwował. Powiedział,
że musi załatwić jakąś ważną sprawę i odwiózł mnie do domu.
Całą noc nie spałam. Vera zasnęła jak
słodki aniołek, nie wypytując mnie nawet o szczegóły. I dobrze. Nie chciałam,
by wiedziała o Joshu. Na pewno zaczęłaby prawić kazania, żebym lepiej się z nim
nie widywała. W efekcie końcowym skończyłoby się na tym, że o wszystkim
dowiedziałby się Larry, a tego nie chciałam. Do dziś pamiętam, jaka była wojna
jak Isabell przyprowadziła chłopaka. Boże, tak wściekłego szefa w życiu nie
widziałam. Najbardziej dziwne było to, że właśnie w ten sam dzień pojawił się
jakby znikąd Jackson i zaproponował swoją pomoc. Obiecał, że zajmie się
chłopakiem i wypierze mu z mózgu miłość do Isabell. Wtedy właśnie zyskał
zaufanie Larrego. A co się stało z tym chłopakiem? Nikt tego do dziś nie wie.
W każdym bądź razie wciąż zerkałam na
telefon zniecierpliwiona, choć tylko traciłam czas. Josh obiecał, że zadzwoni i
kłamał. Nie miał mojego numeru, więc po prostu mnie spławił. Zastanawiałam się,
czy ten jego kolega nie był we wszystko zamieszany. Pewnie Josh, chcąc się ode
mnie uwolnić napisał mu wiadomość, a ten nie wiedząc, co wymyślić, stwierdził,
że mają ważną sprawę. Mogło to tak wyglądać, choć ten chłopak wydawał się
wiarygodny. Widziałam ich zdenerwowanie. Nie mogłam sobie tego wymyślić. Mówiąc
szczerze, martwiłam się. Bóg jeden wie, co oni mieli do załatwienia.
Minęło parę dni, zrobiło się nieco
chłodniej gdyż zawitała do nas złota jesień. Przechadzałam się w szlafroku po
pokoju, całkowicie rozleniwiona i znudzona. Był czwartek, więc w klubie
pojawiali się sami studenci, którzy nic tylko się upijali. Na całe szczęście
młodszą grupę obsługiwała Jenna ze swoją ferajną. Oni lubili blondynki, w
dodatku głupie jak but, więc miałam spokój. Larry wyjechał ubiegłego dnia,
zostawiając posiadłość Margarett. Zatem mogłam robić, co chciałam. Jednak od
jakiegoś czasu byłam przybita i nie było to spowodowane przez Verę. Wciąż
myślałam o Joshu i tych jego magnetycznych oczach. Najśmieszniejsze w tym
wszystkim było to, że jak i do mnie on się nie odzywał, tak i Vera nie miała
kontaktu z Jacksonem. To nie było normalne, biorąc pod uwagę fakt, że widzieli
się średnio 4 razy w tygodniu. Pytałam Very, czy coś się stało, ale ona zawsze
odpowiadała to samo:
-Ma ważne sprawy na głowie. Jest
biznesmenem, to normalne.
Doskonale wiedziałam, że ją też trafia
szlag. Zachowywałam się tak samo, choć musiałam się ukrywać. W samotności
jednak zerkałam przez okno. Raz nawet posunęłam się do tego stopnia, że poszłam
pod domek z niebieskimi okiennicami. Nie wiem, na co liczyłam, wyczekując na
pustym ganku. Jedynym plusem był fakt, że tamta rodzina gdzieś wyjechała. Co
chwilę powstrzymywałam się, by nie jechać do Płonącej Ostrygi. Nie chciałam
znów wpaść w ręce tych bandziorów, choć może wtedy Josh przyszedłby mi z
pomocą.
-Idziemy na zakupy? – Spytała Vera opadając
na krzesło. Jak nigdy nam się nudziło.
-Ostatnie nie skończyły się zbyt
dobrze, więc podziękuję – oświadczyłam
zrezygnowana. Nie mając co robić, poszłyśmy po prostu do
kina. Przez cały film wcinałam popcorn, zapychając się dodatkowo colą. Film nie
był śmieszny. Co może być śmiesznego w misiu koala, który przemierzał świat?
-A mówiłam, chodźmy na horror, a nie na
bajkę.
-Oj tam, nie narzekaj. Przynajmniej nie
siedziałaś w domu – Vera poruszyła się
niespokojnie, po czym zrobiła wielkie oczy.
-Co?
-Chodźmy na cmentarz! –Myślałam, że
padnę jak to usłyszałam. Vera zawsze miała pomysły nie z tej ziemi i co rusz
mnie zaskakiwała. Nigdy nie wiedziałam, z czym ona jeszcze wyskoczy.
-Zwariowałaś? Nie mam zamiaru panoszyć
się wśród zmarłych.
-Będzie fajnie! – Jej entuzjazm niemal
mnie dobijał. Naprawdę wolałam już obejrzeć drugi raz misia koalę, niżeli
włóczyć się po cmentarzu. Vera była jednak uparta i to musiałam jej zostawić.
Nie miałam wyboru, więc wyszłyśmy z kina. Było już ciemno, zdecydowanie za
ciemno jak na wycieczkę po cmentarzu.
-I co my będziemy tam robić? –
Narzekałam, wlecząc się pustą drogą. Kto normalny odwiedzał takie miejsca po
zmroku?
-Cicho – Vera nagle się zatrzymała,
zerkając za siebie. Normalną rzeczą było to, że na noc cmentarz zamykają.
Szwendało się tu mnóstwo gotów, którzy czcili swoje bożki. Czasem też
dewastowali groby, więc rada miasta Seattle uznała, że tak będzie najlepiej.
Nic to jednak nie dało, bo to co zakazane smakuje najlepiej. Dlatego różni
ludzie tak jak i my, panoszyli się tutaj po nocy.
-Co znowu?
-Musimy przejść przez płot.
-Zapomnij – odparłam twardo, dając jej
do zrozumienia, że za nic w świecie tego nie
zrobię. Ale Vera miała gdzieś moje
protesty. Wdrapała się na ogrodzenie i jednym susem przeskoczyła na drugą
stronę, znikając w ciemnościach. Zrezygnowana, zrobiłam to samo.
-Tutaj – usłyszałam szept przyjaciółki.
Podążyłam w jej stronę, wychodząc na żwirowaną ścieżkę. Z obu jej stron
ciągnęły się rzędy nagrobków, które mimo wszystko mnie przerażały.
-Jesteśmy, i co dalej?
-I możemy się zrelaksować – odparła,
wyciągając z torebki butelkę piwa. Nie miałam pojęcia skąd ją wzięła, ale też
nie chciałam o to pytać. Vera oparła się o jeden z nagrobków, zapalając
papierosa.
-Chyba pan Smif się nie pogniewa –
dodała spojrzawszy na wyryte inicjały na nagrobku. Pokręciłam głową,
przechwytując butelkę. Dałabym sobie rękę uciąć, że gdyby Larry był w mieście,
na pewno nie zrobiłybyśmy czegoś tak głupiego. Raczej stałabym teraz za barem,
wyczekując na puste kufle od Nancy – barmanki, która u nas pracowała.
-Nie bądź taka spięta, weź się wyluzuj.
-Jak mam się wyluzować siedząc na
jakimś umarlaku? – Prychnęłam, powstrzymując złość. Naprawdę nie lubiłam takich
miejsc, ale co mogłam zrobić? Postanowiłam wyobrazić sobie jakiś miły zakątek i
zapomnieć o paskudnym cmentarzu.
Zaczęłyśmy rozmawiać, kompletnie nie
przejmując się godziną. W końcu Margarett była wyrozumiałą kobietą i doskonale
wiedziała, że czasem musimy się rozerwać. Zawsze zastanawiałam się, czy
pomiędzy nią, a Larrym coś jest, czy to tylko zwykły układ na zasadzie naszej
opieki. Nigdy nie widziałam, by tych dwoje coś łączyło, a ze spojrzenia
Margarett nie dało się nic wyczytać. Miała twarz jak skała, nigdy nie wyrażała
swoich emocji. Bez wątpienia była też największym skarbem Larrego, bo gdzie by
znalazł drugą taką kobietę?
-Dobra, muszę iść na
stronę. To piwo jest strasznie moczopenne, a ja mam słaby pęcherz – oświadczyła
nagle Vera podrywając się z miejsca.
-Tylko nie odchodź
daleko!
-Nie bój się,
umarlaki mnie nie zjedzą – zażartowała znikając gdzieś za
drzewami. Spojrzałam w górę na niebo, gdzie panoszył się
księżyc. Nad ziemią unosiła się dziwna mgła, która przyprawiała mnie o gęsią
skórkę.
Z otępienia wyrwał
mnie odgłos kroków na cmentarnej trawie. Obróciłam się w stronę
dźwięku, zaskoczona widokiem migającego raz po raz w mych
oczach światełka.
-Cholera.
Vera, ruszaj się! – Parsknęłam na przyjaciółkę. Wiedziałam, że tak będzie. Była
prawie północ, a my szwendałyśmy się po cmentarzu. Mogłam pomyśleć o tym, że na
pewno mają tu stróżów nocy.
-Vera! –
Wrzasnęłam pół szeptem, niecierpliwiąc się. Ale ona nie odpowiedziała.
W momencie przyśpieszył mi puls, a krew napłynęła do głowy.
Gdzie ona się podziała? Weszłam w zarośla, szukając przyjaciółki. Stróż nocny
był coraz bliżej, a ona jakby zapadła się pod ziemię. Zaczęłam panikować. Co
miałam robić? Uciekać, czy zacząć jej szukać?
-Kto tu
jest?
Usłyszałam donośny warkot oraz sapanie. Nocny stróż pochylił
się nad nagrobkiem, pod którym wcześniej siedziałam. Zabrzdąkały butelki, a on
przeklął pod nosem. Spanikowałam, kiedy zaświecił mi latarką prosto w oczy.
Ścisnęło mnie w żołądku i rzuciłam się do ucieczki. Pognałam w kierunku
kamiennego posągu z nadzieją, że dotrę do bramy wejściowej. Raptem ziemia
usunęła mi się spod nóg i rozpędzona zaczęłam potykać się na stromym zboczu. Facet
puścił się za mną biegiem. Stawiał znacznie większe kroki niż ja. Słyszałam jak
ciężko stąpa tuż za mną i jest coraz bliżej. I gdzie się podziała Vera?
W
szaleńczej panice odpychałam gałęzie, które wbijały mi się w ubranie. I nagle
poczułam na ramieniu czyjeś lodowate dłonie. Chciałam je strzepnąć, jednak
napastnik porwał mnie w objęcia, zatykając usta. Wylądowaliśmy przy zboczu.
Gdzieś niedaleko panoszył się strażnik, widziałam migoczącą latarkę. Więc kto
mnie porwał?
-Siedź
cicho i nie szarp się. – I wtedy zrozumiałam. Josh. Mogłam przysiąc, że to był
on. Przybył mi na ratunek, znowu. Cholera, dlaczego on zawsze musi mnie
ratować?
Wyrwałam
się z jego objęć i szarpnęłam za pasek od spodni, który zaczepił się o jego
skórzaną kurtkę. Później spojrzałam w jego ciemne niczym noc oczy, które
niczego nie wyrażały. Milczeliśmy, czekając aż strażnik się oddali. Nie mogłam
pojąć skąd on się tu wziął i dlaczego znów mi pomaga. Był tak dziwnie
tajemniczy.Kiedy strażnik zniknął za zakrętem, odetchnęłam głośno. Josh nawet
nie sapał.
-Co tu
robisz?
-Raczej, co
ty tu robisz. Śledzisz mnie, czy jak? – Wyskoczyłam na niego oburzona. Byłam
zła i miałam zamiar mu to pokazać. W końcu obiecał zadzwonić, a tego nie zrobił.
Nie miałam chęci mu dziękować za ratunek.
-Mam lepsze
rzeczy do roboty niż łażenie za tobą – zadrwił dźwięcznym głosem, a mimo to się
uśmiechnął. Uderzyłam go w tors, choć zapewne i tak nie poczuł niczego. Jakoś
nigdy nie byłam dobra z WF’u, przeważnie dostawałam łomot w grze zbijaka.
-A to, za co?
-Za wszystko – odparłam od tak sobie,
odwracając się do niego tyłem. Musiałam pokazać trochę pazura.
-Już wiem – uśmiechnął się, odpychając
gałąź drzewa, która nas od siebie dzieliła. – Gniewasz się, bo nie zadzwoniłem.
-Nieprawda – zaprzeczyłam, karcąc
siebie. Boże, skąd on to wie? Zupełnie, jakby czytał mi w myślach!
-Nie mówiłem, że zadzwonię następnego
dnia – oznajmił spokojnie, z nutą rozbawienia w głosie. Zbliżyłam się do niego
zerkając na oczy lśniące w blasku księżyca. Boże, był taki piękny, że
rozpływałam się.
-Nie miałeś w ogóle zamiaru dzwonić.
-Miałem – urwał, przestępując z nogi na
nogę, – ale byłem zajęty.
-Tą ważną sprawą, tak? – Droczyłam się
z nim, chcąc zyskać na czasie. Nie musiał przecież wiedzieć, że jak głupia
zerkałam co chwilę na telefon, z nadzieją, że zadzwoni.
-Tak – przyznał i urwał temat. – Co
tutaj robisz o tej porze, lubisz takie klimaty?
-Nie, to był pomysł przyjaciółki –
odparłam, zdając sobie sprawę, że przyszłam tu z Verą. Na Boga, musiałam ją
znaleźć! Spojrzałam na Josha, który jakby wiedział, o co mi chodzi i razem
ruszyliśmy przez zarośla, w poszukiwaniu Very.
-Umawiasz się z nią w bardzo dziwnych
miejscach – powiedział nagle Josh.
-Uważasz, że cmentarz to kiepskie
miejsce na spotkanie o północy?
-Prędzej niebezpieczne, różne zbiry się
tu kręcą.
-Takie jak na przykład ty? –
Zironizowałam, pocierając rękami o ramiona. Josh to zauważył, więc dał mi swoją
kurtkę, którą bez słowa zarzuciłam na ramiona.
-Takie jak ja – przyznał, rozglądając
się na boki.
Uśmiechnęłam się pod nosem i podobnie
jak Josh zaczęłam szukać Very. Gdzieś musiała się schować, zapewne robiąc mi
psikusa. Bóg jeden wie, co strzeliło jej do głowy. Mogła schować się gdzieś w
krzakach, by mnie wystraszyć. A ja głupia uciekłam widząc strażnika. Po prostu
świetnie.
-Mam wrażenie, że Vera zapadła się pod
ziemię.
-Znajdziemy ją, spokojnie – zapewnił
mnie, nie tracąc wiary. Spojrzałam na niego sparaliżowana strachem.
-Czy ty zawsze wszystko przyjmujesz z
tak stoickim spokojem?
-Jestem po prostu rozważny –
odpowiedział, gnając przed siebie. – Jeśli będziemy się miotać po tym lesie bez
celu, nigdy jej nie znajdziemy. A tak przynajmniej mamy orientację, gdzie
jesteśmy.
-To okropne – warknęłam czując, jak
ciarki przechodzą mi po plecach. Josh zmierzył
mnie spojrzeniem, zdezorientowany.
-Co takiego?
-Zawsze masz na wszystko odpowiedź,
jakbyś pozjadał wszystkie rozumy –
oburzyłam się. Irytował mnie jego
spokój i opanowanie, podczas gdy mnie ogarniała panika. Bałam się, że Vera
wpadła w łapska stróża nocy. Z pewnością zadzwoniłby po policję, a moja
przyjaciółka wylądowałaby za kratkami w
czarno białej piżamce.
-Nie wiem wszystkiego.
-Naprawdę? Zatem jest coś, na co pan
wszystko wiedzący nie zna odpowiedzi? – Zadrwiłam z niego. Josh stanął w
miejscu, tym razem patrząc prosto w moje oczy. Nie potrafiłam nic wyczytać z
jego twarzy.
-Nie wiem, jak wygląda miłość –
oznajmił nagle, a ja buchnęłam śmiechem.
-Serio? W każdym głupim filmie jest ona
przedstawiona. Chcesz, mogę pożyczyć ci jakieś romansidło – parsknęłam, choć
Josh wcale się nie uśmiechał. On mówił poważnie.
-Nie chodzi mi o definicję miłości,
tylko o uczucie. Najprawdziwszą miłość. Taka zdarza się bardzo rzadko.
-Że co proszę? – Syknęłam po raz
kolejny, - jedź do Paryża, a zobaczysz mnóstwo zakochanych po uszy.
Rzeczywiście, niespotykane. – Josh potrząsnął głową,
podchodząc do mnie jeszcze bliżej.
-Chodzi mi o miłość, gdzie kochanek
jest gotowy poruszyć niebo i ziemię dla kochanki. Taką, gdzie są w stanie
poświęcić wszystko, by choć ten jeden raz spojrzeć sobie w oczy. – Mówiąc to,
zbliżał się do mnie krok po kroku, a ja wpatrywałam się w niego niczym w
obrazek. Po całym ciele przechodziły mi mrówki.
-Nie kochałeś nigdy nikogo?
-Ja nie kocham, ja pożądam – odparł
melodyjnie, stając zaledwie centymetr ode mnie. Mówiąc, dotykał moich ramion.
-Pożądam każdy centymetr nagiego ciała,
delikatne, niebiańskie usta niczym aksamit, pożądam pocałunków, szeptu pełnego
namiętnych westchnień i pragnień, pożądam
ciebie – ostatnie słowa usłyszałam w myślach. Nie, Josh ich nie
wypowiedział, choć mogłam przysiąc, że to jego głos słyszałam w głowie. Spojrzałam
oniemiała na niego, jednak wyraz twarzy się nie zmienił. Ręką dotykał moich
ust, a drugą zsunął swoją kurtkę z mych ramion. Był wysoki, więc musiałam stanąć
na palcach, by dosięgnąć jego ust. I kiedy byłam już tak blisko, że słyszałam
bicie własnego serca, coś zaszeleściło w krzakach. Gwałtownie się odwróciłam,
odskakując od chłopaka.
-Ivi?
-Vera – szczęście w nieszczęściu. Moja
przyjaciółka wparzyła w tak cudownym momencie. Podeszłam do niej szybko,
obejmując ją. – Tak się cieszę, że jesteś.
Myślałam, że zwariuję.
-Tak, ja też. Wszystko przez tego
cholernego stróża nocy – warknęła poirytowana. – Chodźmy stąd, mam dość
cmentarzy.
-Ja również. Przy okazji, to jest… -
odwróciłam się, by spojrzeć na Josha, który stał za mną. Ku mojemu zaskoczeniu
Josha nie było, a mnie owinął chłód. Zdałam sobie sprawę, że jak i zniknął
Josh, tak i jego kurtka, którą miałam na sobie.
-Idziesz? – Pogoniła mnie Vera. I wtedy
usłyszałam po raz drugi jego głos.
Nie
szukaj mnie Aniele, wracaj do domu
Słyszałam wyraźnie jego głos, choć
doskonale wiedziałam, że nikt nic nie powiedział. To moje myśli wariowały jak
szalone w głowie. Gdzie podział się Josh i czemu nagle zniknął? Czy
rzeczywiście go widziałam? Równie dobrze mogłam go sobie wyobrazić. W końcu tak
bardzo wyczekiwałam spotkania z nim, że w panice moja wyobraźnia mogła spłatać
mi figla.
-Vera, obiecaj mi, że już nie pójdziemy
na żaden cmentarz.
***
Czołem wszystkim! Jak się podobał rozdział? Nie ukrywam, że mnie bardzo. Było tutaj więcej Very niż Josha, ale to wszystko ma swój cel. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, gdzie wreszcie poznacie główny wątek historii. I rzeczywiście mogę potwierdzić fakt, że Jackson nie bez powodu pojawił się w opowiadaniu. Proszę, nie miejcie mi za złe tego, że Josh nazwał Ivi Aniele. Po prostu tak mi się to podoba, że nie mogłam się powstrzymać!
Kolejna sprawa, to jak widzicie założyłam zakładkę Spam. I tam proszę informować mnie o waszych newsach. Co do nadrabiania Blogów, zostało mi już tylko parę ;) Buziaki kochani!
"-Mam wrażenie, że Vera zapadła się pod ziemię."
OdpowiedzUsuńtutaj chyba powinno być, że nie zapadła się pod ziemię ;)
Tak to rozdział bardzo ciekawy i mam wrażenie, że Josh to mówił, mimo tego, że nie otwierał ust ;D wydaje mi się, że on jest nadzwyczajny ;D
tak samo ten oblech od Very coś ukrywa ;P
Myślałam, że zainteresowało Cię moje opowiadanie, ale ja nie z tych i nie zraziłam się, bo twoje opowiadanie jest super ;)
UsuńMój główny zamysł był taki, by nie było od razu wiadomo, ale teraz murze to chyba zmienić ;P
*nie zainteresowało ;d
UsuńCo do mojego opowiadania. To było zamierzone, bo to jest bardzo ważna informacja ;) i wiem, że to jest podobna akcje, ale inaczej tego zrobić się nie dało.
UsuńPo prostu kocham ten rozdział. Póki, co jest to mój ulubiony. Josh i Ivi na tym cmentarzu .. po prostu magia. Szkoda tylko, że Vera pojawiła się w takim momencie .. Może doszłoby do pierwszego pocałunku, a tak to cóż .. Josh jest jest .. Aniołem Strożem. Może myślę dobrze .. ? Przekonamy się już wkrótce. W każdym razie chcę kolejną porcję Josiv ^^. Takie sobie wymyśliłam połączenie ; dd. Z niecierpliwością czekam na NN.
OdpowiedzUsuńhttp://tvd-love-story.blog.onet.pl/
http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/
http://undead-people.blog.onet.pl/
Zapraszam też do mnie, na tvd-love-story niedawno pojawił się NN ; ]
pozdrawiam.
Oj podoba mi się, podoba. Nawet bardzo. Jest to najlepszy rozdział jak do tej pory. Zawiera wszystko co potrzebne do doskonałego rozdziału. Trochę się bałam, trochę pośmiałam. Było tu dużo tajemniczości. Przedstawiłaś też nam bardziej Verę. A Josh jest bardzo ciekawymi intrygującym osobnikiem. Ten moment, który opisywałaś na cmentarzu, gdy po raz kolejny wyciągnął dziewczynę z tarapatów był niesamowity. Pokochałam Josha. :D Chciałam by się pocałowali, ale to oczywiste, że za szybko. :D Nie mogę już doczekać się tego piątego rozdziału!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam niecierpliwie! :*
Czytam rozdział - cmentarz. Wyglądam przez okno - w oddali cmentarz. I od razu lepiej się czyta! :D
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu wspaniały i wcale nie mam ci tego za złe, że Josh powiedział do Ivi "Aniele". Mi też się to cholernie podoba! Vera przynajmniej na kilka dni odkleiła się od tego okropnego Jacksona. Czyżby on ukrywał tą samą tajemnicę co Josh? Mam nadzieję, że tak jak obiecałaś, w następnym rozdziale dużo się rozjaśni. ;)
A Josh... Facet z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej pociągający. Ta jego przemowa o pożądaniu! No i dopowiadanie niedokończonych myśli w głowie Ivi. Ahhh. Mało co, a by się pocałowali! Jeeeej! Vera... Może i dobrze, że to przerwała. Więcej napięcia będzie później :D
Niecierpliwie czekam na następny rozdział ;)
Pozdrawiam ;]
"Chodźmy na cmentarz!"
OdpowiedzUsuń"Jak mam się wyluzować siedząc na jakimś umarlaku?"- Genialne dialogi :P Wymiatasz.!! Rozdział suuperrr:) "Aniele", to mój ulubiony zwrot, przypomina mi o Patchu i Norze. haha:P
Ta scena z Joshem taka romantyczna (w mnie) jak mówił o milości, a później zwrot "Ja nie kocham, ja pożądam" :D
Pozdrawiam
i
Zapraszam do siebie na nowy rozdział.
Jak Cassie spędza ostatnią próbę przed spotkaniem z producentem? Co robi żeby się zrelaksować i co najważniejsze, kogo spotyka? Kto drażni się z Cassie i rozkochuje ją w sobie? moje-zycie-moje-wybory.blogspot.com
Cmentarz... Strach... Ucieczka... Josh.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobał ten rozdział, a najbardziej wyznanie Josha o swoim pożadaniu. Wreszcie pojawiał się wątek fantastyczny. Ivi słyszy jego słowa w głowie. Ciekawe kiedy znów się spotkają i w jakich okolicznościach?
Ciekawi mnie też ten cały Jackson...
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam ;*
Powiem krótko. Kocham cmentarze, tą magię i mrok które wyrwarzają w nocy, a to sprawia że kocham też ten rozdział. Jest genialny!
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się podoba ten rozdział ! ;) He he Vera mnie rozbawiła z tym cmentarzem, ale to miejsca ma swój urok xDD Ciekawi mnie postać Josha . . . Kim on jest ? Jak to możliwe, że tak szybko zniknął i, że znalazł się w myślach Ivi ? Hmm ? xDD Rozdział świetny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! ;***
[ http://angels--versus--demons.blogspot.com ]
Mia!
OdpowiedzUsuńOjejku, pewnie, że ja, haha! A kto inny?! :DD
No kopę lat, chciałoby się rzec, co? Też widzę, że przerzuciłaś się na blogspota. Normalnie onet chyba każdego stamtąd wykurzył już, a przynajmniej większość :D
Obejrzałam własnie Twój zwiastun i noprmalnie jestem zakochana :O Gdy znajdę czas musze przeczytać coś u Ciebie, bo widze, że naprawdę jest warto! Kurczę, też chcę takie filmiki robićXD
Kurczę, aż miło spotkać taką osobę, haha, opowiadaj jak tam życie! :DDD
No i 3maj się mocno! :****
Haha, powiem Ci, że aż trochę tęsknię do tamtych dobrych, świątecznych chwil. Wiesz, takie ćpunskie gadania bezsensu o byle czym. A potem po grudniu to już było coraz gorzej, wrrrr! Kurdę, trzeba założyć znowu ocenialnię, haha xD
OdpowiedzUsuńMam jeszcze kontakt ze SweetVenom, także jeszcze ktoś żyje, haha. Ale reszta poumierała, no, dobrze że chociaż Ty jestes! <3
Szeptem moja koleżanka uwielbia, toteż poleciłam jej Twojego bloga, haha. Ja nie czytałam, ale możliwe, że kiedyś się zabiorę <3
Ucch, dajcie trochę czasu na czytanie Twojego, no. Ja chcę, ale muszę obejrzeć Potop do jutra (ok. 5h) Powodzenia sobie życzę XD
Haha, jak miło Cię znowu tutaj widzieć hihih <3333333 :D
To byśmy oceniały bez ocen XD
OdpowiedzUsuńTo by była taka przykrywka do pisania wspólnych głupot, gdzie tam ocenyxD
No ale ja nie ogarniam tego potopu, ale co tam. Muszę mieć dobre oceny, także może jakoś wytrzymam, haha.
Kurzcę, to głupio! Ja sama teraz z pisaniem nie wyrabiam, a co dopiero Ty, hah :CCC
Biedoku! ;C
Cmentarz*_* Mam sentyment do tego miejsca^^ Wiem, wiem jestem może nienormalnaXD
OdpowiedzUsuńOh...rozpływam się:) Oni są tacy kochani! Coraz bardziej kocham Josha<3 Jest taki...taki...no brak mi słów:D
Rozdział najbardziej udany! Uwielbiam go!^^
Pozdrawiam.
Ps. Przepraszam, że tak późno;/ Ale czas ostatnio nie jest idzie na moją korzyść...
To co teraz powiem jest do rozdziału 2. O szablonie i tak dalej nic nie mówię, bo próbną ocenę pisałam miesiąc temu i szczerze mówiąc trochę zmieniłam od tamtej pory zdanie. Ty też parę rzeczy zmieniłaś, choćby zakładkę autorka. Zresztą, to treść pewnie najbardziej Cię interesuje. Tylko warto byłoby gdzieś wspomnieć o autorze cytatu z nagłówka i belki. Nawet nie tam, starczy jakaś podstrona. Bardzo podobał mi się pomysł ze zwiastunem opowiadania. Rzadko coś takiego się spotyka, a u Ciebie naprawdę fajnie wyszedł.
OdpowiedzUsuńfabuła:
Piszesz o losach Ivi, która jest striptizerką w Sofcie. Boi się jakiegoś mężczyzny, który klub odwiedza, martw się o przyjaciółkę Verę. Jest to oryginalne opowiadanie, nie spotkałam się wcześniej z takim.
b)
Prolog:
Opis mężczyzny jest dobry, Nie skupiasz się tylko na wyglądzie, ale i na tym, w jaki sposób okazuje emocje.
Dialog jest o niczym. Kiepski.
Rozdział I:
Piszesz o jakimś domu, który przestał być domem, tak, jakby to miało miejsce po otrzymaniu dokumentu tożsamości. Był to dom, w którym miała rodzinę, choć nie najlepszą.
Później mówisz o sierocińcu, a potem jeszcze, że nie mogła w sierocińcu wytrzymać i chyba uciekła, tak to brzmi... Nie rozumiem. Gdzie ona się w końcu wychowała? Musisz napisać jak trafiła do domu dziecka skoro już o tym wspominasz. Co się działo, że nie mogła wytrzymać w sierocińcu.
W rozmowie Iv z Larrym nie czuć emocji. Bohaterka jest opanowana, szlocha, znów jest opanowana... Wszystko jest grą i to kiepską. Każdy by na to wpadł bez większych problemów.
Ale opisy myśli, przeżyć dalej ładne. Brakuje jednak obrazowości - nie wiem jak wyglądają pomieszczenia, o ludziach też można by coś więcej napisać...
Rozdział II:
Ivi narzeka na Jennę, a potem mamy dialog. Nie wiadomo skąd się wziął... Podejrzewam, że Larry rozmawia z główną bohaterką... A może z Jenną? Czytając to nie jestem pewna, dopiero później się wyjaśnia. A to, skąd się tam wziął Larry jest dla mnie tajemnicą. Wystarczyłoby napisać, że spotkała go w korytarzu czy coś takiego i byłoby ok.
Opis baru jest świetny. Wszystko ładnie zobrazowane, klimat stworzony na ulicy jest podtrzymany - super.
Gdy w alejce broni się przed gwałtem mówi, że nigdy nie uprawiała seksu wbrew swojej woli. Później rozważa co czuje Vera kochając się z mężczyzną... Nie rozumiem. Brzmi to jakby była dziewicą.
Opis Josha ładny, ale potem mów ”wskakuj” i nie ma wzmianki do czego. Domyślam się, że chodzi o samochód, ale znów brakuje dosłowności. Musisz powiedzieć czytelnikowi co się dzieje. Josh powinien swego volkswagena wskazać, bo pamiętaj że jesteśmy w ciemnym, pustym zaułku. Tam raczej by nie zaparkował.
Ivi jest bardzo troskliwa, ale chwilami budzi niechęć - zachowuje się jakby pozjadała wszystkie rozumy, była mądrzejsza od innych. Jest despotyczna, nie pozwala podejmować samodzielnych decyzji Verze. Ostatecznie dowiadujemy się, że mieszkała w sierocińcu. Z pewnością nie było jej łatwo, ale bardzo szybko kończysz temat. Jest egoistyczna - zamiast cieszyć się ze szczęścia zakochanej przyjaciółki, próbuje wszystko zepsuć, namówić ją by zerwała znajomość.
Piszesz, że Larry jet troskliwy, ale wcale się taki nie wydaje. Nie, jak dla mnie jest typowym, skoncentrowanym na zysku alfonsem.
Vera to prosta, zakochana dziewczyna. Wydaje się bardzo sympatyczna, choć nieco naiwna. W końcu spotyka się z o wiele starszym mężczyzną, a to nie może się dobrze skończyć.
Josh... No o nim niewiele można powiedzieć. Fajnie się zachował pomagając jej.
Najwięcej można powiedzieć o głównej bohaterce, ale to chyba dlatego, że narracja jest pierwszoosobowa i wiemy co myśli, co czuje.
Zara chwilę wyślę Ci błędy, ale muszę je jeszcze przejrzeć.
Wysłałam na gg
UsuńZnasz może te chwile, gdy rozpływasz się w powietrzu i jedyne na co masz czas to krótki sen? Właśnie mnie to spotkało, więc proszę, nie mniej mi za złe, że nie komentuję, nie piszę, czy zwyczajnie mnie nie ma. Po części oczywiście jest to zasługa mojej wszechstronnej osoby, która za punkt honoru wzięła sobie bycie w czterdziestu miejscach na raz, byleby tylko niczego przypadkiem nie przeoczyć, ale również i tego, że coraz mniej bawi mnie pisanie. Nie zrozum mnie źle- uwielbiam czytać Twoje komentarze, czy opowiadania, ale już za Chiny Ludowe nie potrafię się zmusić do tego, aby naskrobać choć kawałek zdania na jakikolwiek temat. Od dawna brakuje mi słów a wyciąganie wniosków jest dla mnie torturą. Jednak pomimo zasnutego całunem lenistwa i ciemnoty umysłu, postaram się być dzielna i powiedzieć coś konstruktywnego na temat tego opowiadania, które ku mojemu- już nie dużemu a ogromnemu- zdziwieniu ma aż 4 notki! By the way, jak Ty to zrobiłaś w tak krótkim czasie?!
OdpowiedzUsuńŻeby wszystko działo się tak, jak powinno, pozwolę sobie się odmeldować i wrócić do początków i komentować od miejsca, w którym brak mojego komentarza aż kuje w oczy ;P
Fallon
No i ostatnia notka, którą miałam zapisaną w „zaległościach”, jednak znając życie Ty niedługo uraczysz nas nową, więc znów będę do tyłu biorąc pod uwagę moją przyszłą, dość długą nieobecność. Ale co tam, ważne, że nadrobiłam już tą większą część ;P
OdpowiedzUsuńPółnoc, to ta pora, kiedy królewna w bajecznej sukni znów stała się Kopciszkiem. Dobrze pamiętam? No ale przecież Ivi, otoczona przepychem i pieniędzmi Larrego, nie może stać się nagle kocmołuchem. Nie mniej mam jednak wrażenie, że tak właśnie się stało. Wraz z wybiciem zegara, zwiastującym koniec krótkiego spotkania z Joshem, Iv musiała wrócić do rzeczywistości, w której od razu natknęła się na Verę. I tak w sumie tu też dopadają mnie wątpliwości. Czy Vera martwiłaby się, czekała na nią i wypytywała o to, co robiła i gdzie była, gdyby spotkanie przebiegło pomyślnie. Zastanawia mnie, czy gdyby Vera nie chciała opowiedzieć bohaterce o pośpiesznym zakończeniu randki, w ogóle zaszłaby do jej pokoju i zauważyła jej nieobecność? Chyba się tego nie dowiem, choć z pewnością błogosławieństwem brunetki była wada przyjaciółki i skłonność do szybkiego tracenia wątku na rzecz dotyczących ją spraw.
Czy tylko ja mam wrażenie, że Josh, ten chłopak, który go wybawił z Płonącej Ostrygi i Jackson to ta sama liga? Bo to raczej nie jest normalne, że wszyscy nagle mieli coś ważnego do załatwienia… Poza tym, również podejrzane wydało mi się stwierdzenie, że „chłopak Very” zjawił się dokładnie w tym samym momencie, w której inna dziewczyna przyprowadziła swojego wybranka. Cóż, może ten nieszczęśnik należał do wrogiego klanu i miał po prostu pecha, że trafił na Isabelle, gdyż jej szef bez mrugnięcia okiem chętnie skorzystał z propozycji sprzątnięcia problemu, a Jacksonowi mogło być to na rękę, bo miał pewność, że ci, co ostatni raz go widzieli, nie będą zadawać głupich pytań- zczaiłaś o co mi chodzi? ;) Za to niepokojące staje się uzależnienie Iv od kontaktów z Joshem. Że też jeden facet może sprawić, że kobieta jest apatyczna i podchodzi do wszystkiego jak pies do jeża.
Nosz, kurka wodna, z kim Iv się zadaje? Poważnie, aż zaczęłam podejrzewać, że Jackson zrobił Verze pranie mózgu, bo proponować po zmroku wycieczkę na cmentarz mogą tylko nienormalni i ułomni ludzie. Zadziwiające jest to, że bohaterka tylko w niewielkim stopniu opierała się temu pomysłowi. Niby mówiła, że ona nigdzie nie idzie, ale też nie próbowała odwieść przyjaciółki od tego zwariowanego pomysłu. Powód zamykania bramy cmentarza jak najbardziej logiczny i rzeczywisty. Tu czepiać się nie mogę, ale picie piwa na nagrobku i sikanie na cmentarzu to już niemal profanacja… Mam tylko cichą nadzieję, że to tylko Twoja wyobraźnia a nie prawdziwe doświadczenia ;P
Nie mniej jednak spotkanie tam Josha daje człowiekowi do myślenia. Bo to, że Ivi się tam znalazła za sprawą przyjaciółki, której się nudziło i szukała dreszczyku emocji można jeszcze racjonalnie wytłumaczyć. Ale co tam w takim razie robił Pan Wybawiciel? Sam przyznał, że jej nie śledzi i nie czeka na podbramkowe sytuacje, aby ją z nich wyciągać. Przyznał również, że nie należy do grzecznych chłopców. Może tak jak Patch, który miał swoje mieszkanko w podziemiach parku rozrywki, tak Josh ma kwaterę pod nagrobkiem, przy którym dziewczyny urządziły sobie sjestę xD
Osz, cholera. Musiałaś, prawda? To zdanie „ Ja nie kocham, ja pożądam” – kobieto aż mnie ścisnęło w żołądku! Ale emocje! W ogóle na początku wydaje się to niemal nielogiczne, że z takiej przepychanki i wytknięciu, że chłopak ma na wszystko odpowiedź i zawsze jest do bólu opanowany, może wyniknąć poważna rozmowa o uczuciach. Za to efekt końcowy… cud, miód, maliny i ambrozja ;) Trzyma w napięciu, trzeba przyznać.
Pewnie na sam koniec, gdy Josh zniknął w niepojętych okolicznościach i z prędkością światła, Ivi miała wrażenie, że śniła, lub uciekając musiała nabić sobie niezłego guza. Zakończenie notki wystosowaniem prośby jak najbardziej przemyślane i zasadne. Poczułam się, jakbym kończyła rozdział jakiejś dobrej książki ;)
Dziękuję Ci za to =*
Fallon
Jednak się nie pomyliłam, masz do tego talent! Czekam, aż może w przyszłości zaszczycisz nas jakąś dobrą książką na papierze:)
OdpowiedzUsuńDialogi - super. Nie naciągane i lekkie przez co całość rozdziału pochłania się w mgnieniu oka. Cmentarna sceneria - pomysł świetny, zabrakło mi tylko trochę szerszych opisów tego miejsca (dziwne, że o tym pisze bo sama jakoś rzadko opisy stosuję;p) - nie przejmuj się moją opinią ;). Ivi jest po prostu rozbrajająca.
Pozdrawiam