poniedziałek, 8 października 2012

[6] Aniel­ski głos jest uwodzi­ciel­ski, Aniel­skie us­ta przy­ciągają w ot­chłań zapomnienia...

            Przerażona szarpnęłam za klamkę, która na domiar złego nie chciała ustąpić. Tajemniczy przybysz zeskoczył na ziemię i wdał się w bójkę z Joshem. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Widziałam, jak nieznajomy zakleszczył swoje łapy na Joshu, unieruchamiając go. Serce podskoczyło mi do gardła, a ja wbrew rozsądkowi miałam zamiar go ratować.

            Uciekaj stąd, Aniele. No już, rusz się!

Usłyszałam jakiś głos w mej głowie. Byłam niemal pewna, że to Josh, że w jakiś sposób przenikał do mojego umysłu i nakazywał, co mam robić.
            Nie, odparłam stanowczo w myślach, robiąc krok do przodu. I znów padł niewypowiedziany rozkaz Josha.

            Wsiadaj do samochodu!

            Do licha, jeśli nie przestaniesz, to zwariuję!

Pomyślałam łudząc się, że może to usłyszy. Przybysz leżał na ziemi wbijając swoje mocne pazury w ramiona Josha. Szarpnęłam za klamkę i wskoczyłam do Pick Up’a.
            -Gdzie kluczyki?! – Wrzasnęłam w panice czując, jak trzęsą mi się dłonie. Sięgnęłam do schowka, wyciągając pęk kluczy, po czym odpaliłam silnik. Josh leżał na ziemi, a z gardła zielonego stwora wydobył się donośny skowyt; nadepnęłam na pedał gazu, silnik zawarczał, po czym samochód ruszył wyrzucając piach spod kół. Pędzona adrenaliną, pomknęłam naprzód. Co chwilę zerkałam w lusterko sprawdzając, czy nikt mnie nie goni. Byłam panicznie przerażona, musiałam zaciskać usta, by się nie rozbeczeć. Jechałam na ślepo, nie patrząc nawet na ulicę. Byleby uciec, jak najdalej. Myśli zaczęły wirować wokół Josha i tajemniczego mężczyzny. Co, jeśli Josh nie da sobie rady? Kim był ten człowiek, dlaczego nas zaatakował i jakim prawem, do jasnej Anielki miał zielony kolor skóry? Wszystko mi się mieszało w głowie, strach piorunował mnie z każdej strony. Trzymałam mocno ręce na kierownicy, przez co, aż kostki mi zbladły. Traciłam rozum.
           
Gdy na liczniku wybiła setka poczułam, jak coś spada na tył wozu. Obejrzałam się, ale nic tam nie było. Kiedy odwróciłam wzrok, do pędzącego pojazdu wdrapywał się Josh. Miałam zamiar zahamować.
           
-Jedź dalej – nakazał, siadając w fotelu. Ręce mi drgały, przez co nie mogłam się skupić.
            -Jesteśmy bezpieczni?
            -Jeszcze nie – odparł, zerkając w tył. – Daj, ja poprowadzę.
            Puściłam kierownicę czując, że nie dam rady. W biegu zamieniliśmy się miejscami, nie zatrzymując nawet samochodu. Gnaliśmy do przodu w ciszy. Nie dostrzegłam, by Josh gdziekolwiek był ranny, choć mogłam przysiąc, że pod czarną koszulką kryje się wiele blizn. Spanikowałam, uzmysłowiając sobie, jak blisko byliśmy od śmierci.
            Wjechaliśmy do miasta, a samochód zatrzymał się gdzieś na poboczu. Nie mogłam dłużej powstrzymywać swoich pytań, więc zaczęłam je wszystkie wypluwać.
            -Kim on był, czego od ciebie chciał? Nic ci nie jest? Co tu się dzieje?!
            -Ivi, uspokój się.
            -Jak mam się uspokoić? Widziałeś jego skórę? Była zielona, Z I E L O N A!
            -Ivi – chwycił mnie za podbródek, przyciągając do siebie. Biło od niego niezwykłe ciepło. Czułam, jak przez moje ciało przepływa niezwykła energia, która mnie uspokaja. Nie wiedziałam, czy to zasługa Josha, czy jego obecności.
            -Kim on jest, albo raczej, czym? To jakiś efekt Czarnobylu, czy co?
            -To był Govan. – Świetnie, nic mi to nie mówi!
            -Kim jest Govan? Dlaczego cię zaatakował?
            -Byłem mu winny dług – sprostował, opuszczając ręce. Zaczynało już świtać, więc latarnie pomału gasły. Czułam zmęczenie, ale nie miałam zamiaru kłaść się spać.
            Musiałam poznać prawdę.
            -Jaki dług?
            -Spory – odparł tylko, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Znów ruszyliśmy z miejsca. Za nic nie mogłam wyciągnąć z Josha czegokolwiek. Byłam zła, wściekła i przerażona.
Spory dług, spory dług, spory dług – powtarzałam nieustannie w myślach. Nikt normalny nie atakowałby drugiego człowieka przez jakiś dług. O ile on oczywiście był człowiekiem. Pomału, zaczynałam w to wątpić.
            Nim się zorientowałam, Pick Up stał pod moim rzekomym domem, a Josh wpatrywał się w moje oczy.
            -Idź się przespać.
            -Nie zamierzam się ruszać, póki mi wszystkiego nie wyjaśnisz – założyłam ręce na piersiach, pewna swojej determinacji. Nie miałam zamiaru odpuścić. Josh wbił we mnie swoje spojrzenie. I nagle poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Zaczęłam ziewać, a oczy same się zamykały.
            -Masz rację, powinnam się przespać.


            Przeciągnęłam się na łóżku ziewając. Usłyszałam głos Aldony z radia informującej o pogodzie. Spojrzałam na zegarek.
            -Już 14.00, ale jak to? Czy ja… Och, przespałam pół dnia.
            -Tak to jest, gdy się wraca o 5 nad ranem – warknęła Vera, stojąca nade mną.
Szybko pogrzebałam w pamięci, co też się wczoraj wydarzyło. Josh, spotkanie, wzgórze, Josh, jakiś facet, dług, bójka.
            -Gdzie ty się podziewałaś całą noc? – Vera zaczęła na mnie naciskać, a ja czułam, że nie zdołam ukryć przed nią prawdy. Z resztą, po nocnych wydarzeniach sama nie wiedziałam, co się właściwie dzieje.
            -No, odpowiadaj!
            -Byłam z Joshem. Poznałam go niedawno – wyrzuciłam z siebie, kuląc się na łóżku. Vera podskoczyła do mnie z figlarnym uśmiechem na twarzy. Już wiedziałam, że muszę jej o wszystkim powiedzieć. Tylko czy chciałam? Czy chciałam, by wiedziała o Joshu? W dodatku nasze wieczorne spotkanie było dość dziwne.
            -Musisz mi wszystko opowiedzieć! – I tak też zrobiłam. Ominęłam jedynie
wcześniejsze wydarzenie oraz to, że Josh czyta mi w myślach. W gruncie rzeczy sama nie byłam tego pewna, ale wolałam dmuchać na zimno. Kto normalny czyta w ludzkich umysłach? Kto normalny rozkazuje mi w myślach? Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens?
-Dziewczęta, wszystkie macie zjawić się na dole za 5 minut.
Drzwi otworzyła Margarett, oznajmiając nam nowinę. Niewiele myśląc wstałam z łóżka i zmieniłam zestaw ubrań na bardziej świeży. Nie miałam pojęcia, jak Joshowi udało się mnie namówić do pójścia spać. Co gorsza, nie pamiętałam nawet, bym wróciła do rezydencji. Miałam dziury w pamięci i to mnie strasznie irytowało.
            -O, co chodzi?
            -Dowiecie się za chwilę.
            Wzruszyłam ramionami i razem z Verą zeszłyśmy do klubu. Na dole nie było klientów, Soft otwierano dopiero po 20.00. Na głównej sali oświetlonej neonami stały wszystkie dziewczyny w dość chaotycznym szeregu. Przed nimi stał Larry, do którego właśnie podeszła Margarett. O jedną ze ścian opierał się Jared z Kennym, wygłupiając się jak zawsze. Nikt nie wiedział, o co chodzi.
            -Cisza, uspokójcie się – odparł zmęczonym głosem Larry, podnosząc ręce w górę. – Ubiegłej nocy, jak zapewne niektórzy z was już wiedzą, dotarła do mnie wiadomość o zniknięciu dziewczyny. – Po sali poniósł się szum zduszonych okrzyków oraz szeptów. – Czy ktoś wie, co się stało z Jessicą Lail? Mówiła coś komuś? – Kolejny szum i ciche rozmowy. Byłam w szoku. Nigdy żadna z nas nie odeszła z klubu. Z dniem wkroczenia do rezydencji podpisałyśmy na siebie dożywotni wyrok. Stałyśmy się własnością Larrego i to on decydował, kiedy mogłyśmy odejść. Żadna mu się nie sprzeciwiała.
-Wiedziałaś o tym? – Szepnęłam w stronę Very, która pokiwała głową na boki.
-No dalej, przypomnijcie sobie, czy Jessica nic nikomu nie mówiła. Może planowała ucieczkę?
-Nie sądzę – z szeregu wystąpiła Jenna, z dumnie podniesioną głową. – Jessica powiedziałaby mi, że ucieka, a nic takiego nie usłyszałam. Sugeruję, że ktoś ją porwał. – Zauważyłam, jak Vera uderzyła się ręką w czoło, śmiejąc się po cichu.
-Kto mógłby dokonać tak straszliwego czynu? – Wyczułam w głosie Larrego drwinę. Coś jednak mi się nie zgadzało. Larry, mimo iż naśmiewał się z sugestii Jenny, nerwowo przytupywał nogą.
-Skąd mam wiedzieć? Jessicę porwano i już. A co, jeśli nas ktoś porwie? Wszystkie dziewczyny z grupy Jenny zaczęły histeryzować. Reszta, w tym i Vera oczywiście wybuchnęła śmiechem.
-Spokój! – Warknęła tym razem Margarett na histeryczki – Nikt jej nie porwał, ale miejcie oczy szeroko otwarte. Musimy ją odnaleźć, Larry – ostatnie zdanie skierowała do szefa. Coś mi tu nie pasowało. Większość z nas potraktowała to bardzo lekkomyślnie, ale ja widziałam spojrzenie naszej opiekunki i zdenerwowanie Larrego.

-Myślisz, że ktoś ją porwał?
-Nie. Myślę, że zwiała – odparowała Vera, kiedy wracałyśmy do pokoju. Nie
wiedziałam, co o tym myśleć. Jessica wszędzie węszyła i panoszyła się bez celu. Może odkryła coś, czego nie powinna wiedzieć? Może rzeczywiście ktoś ją porwał? Tylko, po co miałby porywać głupią dziwkę?
            Wchodząc po schodach zauważyłyśmy Larrego stojącego przed swoim gabinetem. Rozmawiał z…
            -Jackson! – No właśnie, z nim. Vera niemal wskoczyła mu w ramiona, przepełniona radością. Byłam święcie przekonana, że Fort znajduje się poza miastem. Dlaczego więc, do licha widziałam go przed sobą?
            -Porozmawiamy później.
            -Ale misiaczku, stęskniłam się.
            -Do cholery, Vera, nie teraz! – Warknął twardo i zniknął za drzwiami gabinetu. Co tu robił? Czego chciał od Larrego i dlaczego zachował się tak chłodno w stosunku do Very? Coś mi tu naprawdę śmierdziało.
-Interesy – wzruszyła ramionami ruszając dalej. Wiedziałam, że zabolało ją to, ale nie chciała tego pokazać. Zawsze udawała twardą, nawet przede mną. I choćby nie wiem jak ją upokorzono, ona podnosiła głowę z honorem i nie ujawniała swoich słabości.
            -To dziwne, że Jackson pojawił się akurat teraz, gdy zniknęła Jessica.
            -Jeszcze dziwniejsze jest to, że moja przyjaciółka nie powiedziała mi o swoim
 chłopaku – zawarczała, krzyżując ręce. Westchnęłam, otwierając drzwi od pokoju.
-Josh nie jest moim chłopakiem – bąknęłam, siadając w fotelu. Jak zwykle musiała
 odwrócić od siebie uwagę.
-Więc, kim? Przyjacielem od seksu?
-Nie – zaprzeczyłam stanowczo. Jeszcze czego – to znajomy, nic więcej.
-Chciałabym go zobaczyć.
-Miałaś okazję wczoraj. Był w klubie, tuż przy samej scenie. – Sama nie wiem,
dlaczego to powiedziałam. Chyba wolałam sobie oszczędzić opisu jego osoby. Był boski, seksowny, tajemniczy i niebezpieczny. Na sam dźwięk jego imienia mogłam się rozpłynąć.
-Żartujesz? To ten gość, który oblizywał się na widok każdej z nas? Był nowy, nie widziałam go tu wcześniej.
-Nie, to Ethan. Josh siedział obok. – Nic dziwnego, że Vera zapamiętała Ethana. Jego złote włosy nie tylko mi zapadły w pamięć, ale też wielu innym dziewczętom. Był odmieńcem, a Josh był przy nim niczym cień, choć to jego pragnęłam bardziej.
-No tak, był jeszcze drugi – Vera uśmiechnęła się, chodząc po pokoju, gdy do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je, ujrzawszy wysoką postać o ciemnej karnacji z zielonymi tęczówkami.
-Mogę porozmawiać z Verą?
-Jasne – burknęłam obojętnie. Nie darzyłam Jacksona sympatią, więc nie mógł liczyć na moją życzliwość. Tolerowałam go tylko ze względu na Verę.

Zostawiłam ich samych, ruszając do kuchni. W końcu od wczoraj nic nie jadłam. Spiżarnia wraz z małą jadalnią oraz aneksem kuchennym znajdowała się w piwnicach Bers Soft. Właściwie, nie bywałam tam często. Przeważnie jadałam na mieście w towarzystwie Very, albo klientów, gdy robiłam za damę do towarzystwa.
Wyciągnęłam z lodówki sałatkę oraz sok, po czym usiadłam przy ladzie. Kuchnia była pusta, tylko Courtney siedziała w kącie, czytając jakąś książkę. Nie przejęłam się nią. Wiedziałam, że nie ma co liczyć na rozmowę, ona rzadko się odzywała.
Żując w ustach sałatkę pozwoliłam myślom pójść w kierunku Josha i dziwnego, zielonego mężczyzny. Wszystko było takie niejasne. Musiałam czym prędzej dowiedzieć się, o co chodziło nieznajomemu. Nagle przyszły mi na myśl słowa Charliego. A co, jeśli to Josh jest tym złym? Przecież nie wiedziałam o nim niczego szczególnego. Coś po prostu przyciągało mnie do niego, niczym magnez. Na Boga, nie wiedziałam o nim niczego! Dosłownie niczego!
-Dobrze ci idzie.
Usłyszałam głos dochodzący z kąta sali. Spojrzałam na Courtney, która podniosła się z miejsca i usiadła obok mnie. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Ona nigdy się do mnie nie odzywała.
-Dobrze ci idzie w okłamywaniu Larrego, ale uważaj. Ja wszystko widzę.
-Niby co?
-To, jak się wymykasz z rezydencji.
-To jakiś absurd! – Zaprzeczyłam, broniąc własnego tyłka.
-Hej, nic mi do tego – rozłożyła ręce, w geście porozumienia. – Uważaj na siebie, tu dzieją się dziwne rzeczy – dokończyła, przenikając mnie wzrokiem.
-Na przykład? – Spytałam bardziej z życzliwości, niżeli zaciekawienia. Naprawdę była dziwna.
-Zniknięcie Jessici nie jest pierwsze. To się już raz zdarzyło.
Zszokowała mnie ta informacja. Albo ona zwariowała już do reszty i postradała rozum, albo to ze mną było coś nie tak, że zaczęłam w to wierzyć. Nadstawiłam ucha, by usłyszeć jej szept.
-Jakieś 8 lat temu zniknęła tu dziewczyna o imieniu Daveria. Wszyscy sądzili, że zwiała, ale później… to się powtórzyło. Dziewczyny zaczęły ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Nigdy nie znaleziono ich ciał. Larry zamknął wtedy klub.
-Skąd to wiesz? – Przerwałam jej, zafascynowana.
-Bo tu byłam. Razem z siostrą, ona też zniknęła. Moja mała Jaśmin – Courtney
zacisnęła ręce w pięści, jednak już po chwili się opanowała – po paru miesiącach wszystko wróciło do normy, pojawiły się nowe dziewczyny, takie jak Isabell czy Jenna. A teraz znów to się dzieje.
-Policja niczego nie znalazła, żadnych poszlak?
-Policja? – Prychnęła, odpalając papierosa. – Larry niczego nie zgłosił. Jesteśmy dziwkami bez rodzin, kogo mogłoby interesować, co się z nami stanie? Panoszyli się tu jacyś dziwni ludzie, mieli nas chronić, a tak naprawdę chodziło o coś innego.
-O, co?
-Tego próbowałam się dowiedzieć, na próżno. W sprawę zamieszany był niejaki
Reymond Craft, ale tak się złożyło, że zdechł. Niczego nie byłam w stanie udowodnić.
-Sądzisz, że te zabójstwa są powtórką sprzed kilku lat, że mają jakieś powiązanie?
-Nie mówiłam, że tamte dziewczyny zabito, ale tak. To na pewno ma coś z tym
wspólnego.
Naszą rozmowę przerwała Nancy, wchodząc do kuchni. Obie spojrzałyśmy po sobie porozumiewawczo, po czym wyszłyśmy bez słowa, każda w swoją stronę. Nie mogłam uwierzyć, że już kiedyś coś takiego miało tu miejsce. Zupełnie, jakby to była lekcja historii. Zaczęłam obawiać się o własne życie. Co, jeśli Courtney ma rację, i wkrótce któraś z nas też zniknie? I dlaczego Larry wszystko zatuszował? Czemu nie powiadomił policji, tylko zatarł ślady?
Otworzyłam niepewnie drzwi w obawie przed tym, że zastanę Verę z Jacksonem, przy straszliwej kłótni. Jednak ku mojemu zdziwieniu mężczyzny nie było, a Vera siedziała na biurku, kołysząc wesoło nogami.
-Co cię tak uszczęśliwiło? – Spytałam wprost, zaskoczona jej zachowaniem. Wychodząc z pokoju byłam przekonana, że Vera pokłóci się z Jacksonem za wcześniejszy występek. Jak bardzo się pomyliłam.
-Nic szczególnego – odparła spoglądając na swoje ręce z uśmiechem.
Ulokowałam wzrok w tym samym punkcie, dostrzegając srebrną bransoletkę na lewej dłoni.
            -Przekupił cię bransoletką? – Prychnęłam pod nosem, zatrzaskując za sobą drzwi.
            -Czemu tak sądzisz?
            -Bo siedzisz uszczęśliwiona gapiąc się na nową błyskotkę.
            -Jest piękna, nieprawdaż? – Jakby na udowodnienie tego, zeskoczyła na ziemię, wymachując mi świecidełkiem przed oczyma. Mimo wielkiej pokusy, bo w końcu też byłam kobietą i zachwycały mnie takie rzeczy, odwróciłam wzrok.
            -Może być, widziałam ładniejsze.
            -Nawet na nią nie spojrzałaś! – Oburzyła się, robiąc tą swoją wściekłą minę. Doprawdy, nie miałam zamiaru patrzeć w oczy, które ciskały błyskawicami na wszystkie strony. Musiałam jej opowiedzieć o tym, co usłyszałam w kuchni.
            -Zastanawiałam się nad Jessicą i sądzę, że ona naprawdę została porwana – zaczęłam pewnie, rejestrując reakcję Very. Tak jak przypuszczałam, wybuchnęła śmiechem
            -Nie wygłupiaj się, Iv. Jessica, jak każda z nas chciała stąd uciec. Nadarzyła się ku temu okazja, więc zwiała.
            -Nie sądzę – przemaszerowałam pół pokoju, z palcem przytkniętym do ust. –
Rozmawiałam z Courtney i dowiedziałam się, że takie zniknięcia miały już tutaj miejsce. To może być jakoś powiązane, nie uważasz? – Spytałam patrząc na nią. Vera opierała się o ścianę, z zamyśloną miną.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Przepraszam, zatrzymałam się na tym, jak rozmawiałaś z Courtney. To ona w ogóle mówi?

Uderzyłam się w czoło, patrząc na jej chwilową głupotę. Rozumiałam, że była
zaskoczona postawą mulatki. Nie ona jedna. Mnie też dziwił fakt, że się do mnie odezwała. Jednak po usłyszeniu jej historii, zaczęłam rozumieć, dlaczego zawsze milczała. Porwano jej siostrę i nigdy nie odnaleziono. Była w tym klubie, bo tutaj był jej dom. Wciąż liczyła na to, że jej młodsza siostra wróci. Zapewne dlatego odsunęła się od wszystkich i nie ufała nikomu.
            -Vera, skup się! Jeśli zniknięcie Jessici ma coś wspólnego ze zniknięciami sprzed kilku lat, to oznacza, że historia się powtórzyła.
            -I co z tego? Milion ludzi ginie na świecie i nikt ich nie szuka, a ja mam przejmować się durną blondynką, której z całego serca nienawidzę? – Warknęła lekceważąco, bawiąc się nową błyskotką. Stłumiłam gniew, by wszystko jej wyjaśnić.
-Słuchaj, jeśli to prawda, to wkrótce z Bers Soft zniknie kolejna dziewczyna. A co, jeśli to będzie któraś z nas?
Vera przestała na moment oddychać. Chyba właśnie doszła do wniosku, że mam rację. I dobrze, o to mi właśnie chodziło.
-Matko, jesteśmy w niebezpieczeństwie! Ja chcę jeszcze żyć!
-Uspokój się wariatko – skarciłam ją za tak nagłą reakcję. Musiałyśmy powstrzymać masowe zniknięcia, nim jeszcze się zaczęły, ale żeby to zrobić, musiałam wiedzieć, kto za tym stoi. A tego mogłam dowiedzieć się tylko od jednej osoby.
-Więc co teraz robimy? – Zapytała wpatrując się uważnie w moje ruchy. Nie miałam bladego pojęcia. Wiedziałam za mało, by cokolwiek zrobić. Potrzebowałam więcej informacji. Ciszę przerwał dźwięk telefonu wydobywającego się z moich obcisłych spodni. Zerknęłam na wyświetlacz i z uśmiechem odebrałam.
-Co się stało, że dzwonisz?
-Masz chwilę? – Usłyszałam w słuchawce jego seksowny głos i już wiedziałam, że mam. To była doskonała okazja, by wypytać go o pewne rzeczy.
-Pewnie, co się dzieje?
-W takim razie wyjdź z domu, czekam na podjeździe. – Krew zmroziło mi w żyłach, a włosy stanęły mi dęba.
-Jak to, czekasz pod moim domem? – Warknęłam dla upewnienia, bo może się
przesłyszałam. Jednak on potwierdził wszystko. Zatkałam telefon dłonią, spoglądając desperacko na Verę.
-Josh jest pod domem!
-Jak to, gdzie? – Natychmiast wyjrzała przez okno, poszukując mojego gościa.
-Nie tutaj, pod tym wymyślonym! Chce się spotkać, co mam robić?
-Powiedz, że nie dasz rady. Jesteś na zakupach, czy coś. Wymyśl cokolwiek! – posłuchałam przyjaciółki i dokładnie to samo mu powiedziałam. Nie cieszył mnie fakt z kolejnego kłamstwa, jednak co miałam zrobić?
-To gdzie mam podjechać?
-Właściwie to już kończę – spojrzałam panicznie na Verę, która zrobiła wielkie oczy –będę pod domem za chwilę – dodałam i wyłączyłam się. Mina przyjaciółki była bezcenna.
-Zwariowałaś, akurat teraz ci randki w głowie?
-Szybko wrócę – stwierdziłam, przewracając oczami.
Chciałam się z nim spotkać z dwóch powodów. Pierwszy był oczywisty: pragnęłam jego bliskości niczym ognia. Na drugi plan wskakiwały pytania, które koniecznie musiałam mu zadać.
-Ah – Zatrzymałam się w progu drzwi, przypominając sobie coś jeszcze – Courtney wymieniła jeszcze nazwisko. Mówiła, że gościu był w to wszystko zamieszany, ale umarł. Nazywał się Reymond Craft – spojrzałam na przyjaciółkę łudząc się, że coś jej to mówi. Wiedziałam, że gdzieś już słyszałam to nazwisko, ale nie pamiętałam gdzie.

-Przypomnij sobie proszę, skąd znamy to nazwisko. Poszukaj informacji w necie, cokolwiek na jego temat. To bardzo ważne.

***
Wiem, wiem, długo nie było rozdziału. I mam też spore zaległości u Was na blogach. Spokojnie, wszystko nadrobię. W pracy mam teraz urwanie głowy, przez co nie mam na nic czasu, musicie to zrozumieć. Hm, co do rozdziału. Właśnie rozpoczęłam główny wątek historii. Plus jest taki, że będzie ciekawie, minus, że mam w zeszycie już 9 rozdział i rozpoczęte jakieś 6 wątków fabuły, które muszę połączyć w całość. To dla mnie ważne, bo w zwyczaju miałam tylko jeden wątek, jak pisałam opowiadanie, a tu zaczęłam aż 6, to cud! Nie przedłużając, czekam na opinie. I obiecuję, nadrobię wszystko u Was!

17 komentarzy:

  1. no nadrabiaj nadrabiaj bo nie mogę się doczekać co wyniknie z tego spotkania..;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam, bądź cierpiliwa, a się dowiesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia co raz bardziej się rozwija i co raz bardziej mi sie podoba. Robi się naprawdę tajemniczo i jak narazie nie mogę przewidzieć co wydarzy się dalej. Czy zniknięcie dziewczyny ma coś współnego z Joshem? Czy Josh odpowie Iv na wszystkie pytania?
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ;*
    PS. Oczywiscie, że czytam twojego bloga i nadal chce być informoana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz lepiej i ciekawiej, boję się tylko, że Josh jest w to zamieszany, próbuję tylko rozwikłać czy jest dobry czy zły ;P I od początku nie podoba mi się ten cały fagas Very i on na pewno jest zły. Czekam z niecierpliwością na nową notkę ;)
    Zapomniałam dodać, że Iv jest głupia, że poszła teraz się spotkać z Joshem jak dzieją się takie rzeczy.
    PS. Dziękuję Ci za tak wyczerpujący komentarz, to dla mnie naprawdę ważne, co do twoich wątpliwości to odpowiedź masz pod swoim komentarzem u mnie na blogu ;) Ciągle czytam i chciałabym być nadal informowana o nowych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział po prosu świetny. Zaginięcia dziewczyn, tajemniczy "zielony" no i oczywiście Josh. Mhm .. robi się coraz ciekawiej. Czekam na NN ; >

    http://tvd-love-story.blog.onet.pl/
    http://i-find-shelter-in-this-way.blog.onet.pl/
    http://undead-people.blog.onet.pl/

    PS. przy wolnej okazji zapraszam też do mnie i TAK, czytam boga, więc proszę dalej informuj mnie o NN,
    pozdrawiam, azrael.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie!! :D Stęskniłam się za tą historią. Ale warto było czekać. Rozdział wyszedł ci cudownie! Akcja była świetna. Znalazłam kilka błędów, ale przy takich wydarzeniach, nie rzucało się to w oczy. ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :*
    [zabita--nadzieja.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!
    Na stronie ocenialni krytyka-dla-odwaznych.blogspot.com ukazała się ocena Twojego bloga.
    Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tak, tak! Czytam twoje opowiadanie nadal :) Po prostu zabrakło mi czasu na komentowanie.Ale obiecuję, że się poprawię i naprawię swój błąd. Tylko, że jak na razie szkoła daję o sobie znać i nauki jest taki nawał jak nigdy. Ledwo wyrabiam się z pisaniem mojego bloga. :(
    Co raz ciekawsze te rozdziały! :) Boję się tylko, że Josh jest wmieszany w całą sprawę.. Czekam na nn ^^
    +Zapraszam na 10 rozdział --> http://magicandblood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyka i kryminał w jednym. To fantastycznie, że wprowadzisz jeszcze kolejne wątki. Im historia bardziej zawiła, tym lepiej.
    Ciekawe kiedy Josh przejrzy kłamstwa Iv. Nie jest głupi, a tak daje się nabierać. A może już wie i tylko pozwala dziewczynie wierzyć, że jej kłamstwa są wiarygodne?
    Vera to taka urocza idiotka, bez której opowiadanie nie byłoby takie samo. Mam nadzieję, że to nie ona będzie następną ofiarą, bo śledztwo w jej wykonaniu mogłoby być naprawdę zabawne.
    Przepraszam za długie milczenie. Powód mojej nieobecności w blogosferze znajduje się na moim blogu, gdzie też serdecznie (i przy okazji) zapraszam Cię na nowy rozdział (wierz-we-mnie.blogspot.com). O nowościach oczywiśie chcę być nadal informowana. Czytam Twojego bloga i mam zamiar robić to nadal.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę to zajęło, ale w końcu się zebrałam i przeczytałam. Muszę przyznać, że z początku byłam dość sceptycznie nastawiona do opowiadania, ale jest coraz lepiej. Piszesz trochę ogólnikowo, brak szczegółowych opisów miejsc czy postaci. Czasem nie wiadomo o co chodzi i czytelnik sam musi się domyślać ( chodzi mi przede wszystkim o dialogi ). Jest dużo akcji co mi się podoba. Masz ciekawy, fajny styl pisania, ogólnie napisane w dobrym guście. Ostatni rozdział bardzo mnie zaintrygował, a szczególnie historia z tajemniczymi zniknięciami dziewczyn. W każdym razie zamierzam nadal śledzić losy Ivie i Josha. Pozdrawiam, Luiza.
    Ps. Chyba nie muszę dodawać z jaką niecierpliwością czekam na następny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. W końcu znalazłam chwile żeby przeczytać ten rozdział i bardzo się z tego cieszę. Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, ciekawiej i w dodatku pojawiają się coraz to nowsze tajemnice.
    Z niecierpiwoscią czekam na nowy rozdział bo chciałabym już wszystko wiedzieć.

    PS. Chyba nie muszę dodawać ze dalej chcę być informowana o nowych rozdziałach.

    Pozdrawiam
    [pamietniki-napisane-krwia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  12. Hiya, z tej strony Ichi. Zostawiłaś u Yuki na blogu adres, z którego skorzystałam, żeby sobie coś poczytać dla odprężenia. Nie zostawię jeszcze długaśnego komentarza, bo dobrnęłam na razie do drugiego rozdziału (resztę skończę czytać do czwartku/piątku), ale z pewnością to jeszcze zrobię.
    Co chciałam napisać teraz: przez te trzy posty wyłapałam trochę błędów, a to literówki, a to rzecz przeformułowania czy źle użytego słowa. Samo opowiadanie jest dobre i mnie zainteresowało. Chciałabym trochę pomóc i zaoferować betę. Co Ty na to? Proponuję to dlatego, że właściwie nikt przez te trzy posty w komentarzach o błędach nie wspomniał (a może to mój syndrom bety i przewrażliwienie O.o?), a jakieś tam są. Jeśli się zdecydujesz, prosiłabym o odpowiedź, kontakt :3 Jeśli nie, niektóre i tak wypiszę w owym długim komentarzu, jaki napiszę za niedługo, po zapoznaniu się z wszystkimi opublikowanymi rozdziałami.

    http://creeping-shadows.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że mam sporo błędów i sama je widzę, ale to jest właśnie brak czasu na poprawianie ich. Z chęcią przyjmę jakąkolwiek pomoc ;)

      Usuń
  13. Hej. Na Cukierni pojawiła się ocena Twojego bloga. Głównie zwróciłam uwagę na posty, charakter postaci za co mam nadzieję nie zjesz mnie wzrokiem xD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozumiem, że mam wadę wzroku, ale nie jestem daltonistą. Kolory widzę dobrze. I fiolet jest. Na sukience dziewczyny.
    To jest Amarant - kolor różowoczerwony z odcieniem fioletu. Dlatego proszę abyś nie wytykała, że mam coś nie tak z oczami. Co do błędów - napisałam na Cukierni, ale powtórzę się, bo nie wiem, czy zerkasz tam na odpowiedzi. Nie wiem, czy ktoś ci poprawia notki zanim dodasz na bloga, dlatego mogłam ich nie dostrzec.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja chyba kojarzę kim był ten Reymond ;) Ale nie ważne... Widzę, że akcja nabiera tempa:)A przyszło mi tak do głowy, że zielonym ludkiem może jest Jackson labo Charlie?? Jednak to tylko takie moje przypuszczenia... Ech czemu ja nie mam takiego talentu ;( ale a to mam sporą wyobraźnię i mam nadzieję, ze to jakoś zaowocuje ...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Zwariuję, boskie boskie boskie!
    Gdy to czytam, mogę sobie wyobrazić daną scenę przed oczyma, co jest fantastyczne *.*

    OdpowiedzUsuń