wtorek, 26 lutego 2013

[12] Wy­palam się. Wy­palam w so­bie resztę człowie­czeństwa.

            Minęło zaledwie pięć minut choć ja czułam jakby to trwało wieki. Odsunęłam się od Josha, który nadal pieszczotliwie gładził moje ciało. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, zwyciężył rozum. Chrząknęłam głośno, aż w końcu on zrozumiał, że zabawa dobiegła końca.
            -Stało się coś, Aniele?
            Jego iście seksowne ciało całe pulsowało od przemęczenia. Wszystkie mięśnie pracowały, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tych czarnych tęczówek.
            -Chyba nie po to tu przyszliśmy, prawda?
            -Racja.
            Z prędkością światła przywołałam swoje myśli do porządku. Nie mogłam dłużej udawać, że nie pociąga mnie Josh, ale najpierw trzeba było zadbać o własne życie.
            -Co chcesz wiedzieć? Tylko konkretnie.
            -Kim jest Dezmel i dlaczego chcecie go zabić?
            -To Hermer. Hermerowie słyną z tego, że się nie starzeją i w bardzo szybkim tempie goją się ich rany. Dezma to ich przywódca. Jest różnie nazywany. Dezmel, czarna pięść…
            -I co on niby zrobił?
            -Mamy z nim porachunki – zaśmiał się cynicznie choć widziałam jak zaciskał pięści. – To mało istotne co zrobił. Kiedyś dopuścił się pewnego czynu, za który musi zapłacić. Nie powinno cię to jednak interesować.
            Widziałam jak mała żyłka na skroni zaczęła pulsować. Temat był dla niego drażniący. Lubiłam się z nim droczyć, ale musiałam to odłożyć na później. Niewiele zostało nam czasu.
            -A Ferima?
            -Kojarzysz czarownice z Salem? Jest kimś podobny, potrafi dużo rzeczy. Niegdyś jej ród obalił całą rasę wilkołaków. To potężna wiedźma.
            -Mogłam się domyślić – zawarczałam pod nosem. To było więcej niż oczywiste.
            -A na co było jej twoje pióro?
            -To sprawa osobista.
            Widok Josha poirytowanego był bezcenny. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to, o co zapytałam. Może kiedyś sam zdradzi mi szczegóły. Musiałam teraz korzystać z tego, że jest podatny na zwierzenia.
            -A te zdjęcia? Dlaczego Ethan jest na nich z Reymondem?
            -Jego o to zapytaj. Czuję, że nie umiem ci tego tak dobrze wytłumaczyć.
            -Takie to trudne?
            -Bardziej niż myślisz – odparł przygryzając płatek mego ucha.
            Wzruszyłam ramionami odsuwając się na bezpieczną odległość. Ciężko było odmówić pieszczotom jakie serwował Josh. Co gorsza, wcale nie chciałam z nich rezygnować. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym się na niego nie szczędząc przy tym ubrań.
Dość!
Wrzasnęły moje myśli, a ja przywołałam się do porządku. Musiałam teraz zadać najważniejsze pytanie, jakie nurtowało mnie od dłuższego czasu.
            -Czemu mi pomogłeś?
            Josh zamilkł, poważniejąc. Wiedział, że chodzi mi o nasze pierwsze spotkanie. Mimo to milczał, a jego wyraz twarzy nie pokazywał żadnych emocji.
            -Gordak był twoim kolegą, sprzymierzeńcem. A ty mimo wszystko odtrąciłeś go ode mnie i spłoszyłeś.
            -Miałem stać i patrzeć jak zabija cię na moich oczach?
            Zabolało. Tamtego wieczoru przeżyłam szok. Nie byłam w stanie nic wykrzesać z siebie. Już od dawna wiedziałam, że na świecie żyją źli ludzie, którzy robią złe rzeczy, ale nie sądziłam, że to właśnie ja stanę się ofiarą jednego z nich.
            -Mogłeś przejść obojętnie, nie zwracając na to uwagi. Milion ludzi by tak zrobiło.
            -Zapomniałaś o jednym Aniele – spojrzałam zdezorientowana w jego ciemne oczy. Odbijał się w nich blask zapalonych świec. Wyglądał tak kusząco.
            -Ja nie jestem człowiekiem – mówiąc to, podszedł do mnie na tyle blisko, że nie mogłam się nawet cofnąć. Nie było drogi ucieczki. Stałam oko w oko z upadłym aniołem. Emanowała od niego kojąco ciepła energia. A może to ja byłam tak rozpalona? Jeszcze parę tygodni temu nienawidziłam mężczyzn. Nie cierpiałam ich ze względu na swoją pracę. W obecnej chwili żywiłam do Josha tak silne uczucie, że nie dało się go nawet opisać. Przy nim byłam sobą. Czułam się potrzebna i doceniona. Jego osobie zawsze towarzyszył dreszczyk emocji. Był zimny i skryty w sobie, posiadał wiele blizn tych cielesnych jak i sercowych, a mimo to coś mnie do niego ciągnęło. Niczym magnez przyciągaliśmy się nawzajem. Czy to było normalne? Ja – zwykła dziewczyna, nic nie znacząca, żyjąca na marginesie społecznym i on. Jakże boski, upadły anioł.
            -Dlaczego Gordak pragnął mojej śmierci?
            -Dla zabawy – odparł szybko, bez namysłu. Czułam, że kłamie, że coś przede mną ukrywa. Coś, o czym nie powinnam wiedzieć.
            -Jak można dla zabawy zabijać?
            -Milion ludzi tak robi – już miałam powtórzyć jego słowa i zacząć niekończącą się kłótnię, gdy do pokoju wszedł Ethan. Na nasz widok uśmiechnął się szerzej i poklepał Josha po ramieniu.
            -Musimy iść. Ferima chce skontaktować się z Archaniołami. To nie jest najlepszy moment by widzieli nas z nią – kiwnął głową w moją stronę po czym wyszedł.

            Wieczorem wróciłam do Bers Soft. Ku mojemu niewielkiemu zaskoczeniu Jenna biegała po korytarzu wrzeszcząc w niebogłosy. Ciekawa byłam, która z jej głupich i patyczkowatych koleżanek zrobiła coś nie po jej myśli. Pchnęłam drzwi swojego pokoju i zlokalizowałam Verę. Oparta o ścianę wpatrywała się w laptopa. Położyłam torbę na łóżku i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz czując lodowatą wodę na swym ciele. Musiałam wyrzucić z głowy myśli o Aleksandrze i wszystkich innych demonach. Wyglądało na to, że moja najbliższa przyszłość nie wyglądała najlepiej. Nie chciałam wplątywać się w tą całą grę, a jednak wychodziło na to, że od początku nawet nieświadomie w niej uczestniczyłam. Grzebiąc w pamięci doszłam nawet do wniosku, że od czasu poznania Josha moje życie obrało całkiem inny tor.
            -Co tu robisz? – Zapytałam widząc spoglądającą w lustro Verę. Wyciągnęła rękę w moją stronę i przekazała mi kopertę.
            -To do ciebie.
            Zdarłam wierzch i otworzyłam list. Była tam narysowana czarna ręka, a pod nią widniał podpis „Wiemy”. Z tyłu kartki były też inicjały C.A.
            -Kto ci to dał?
            -Leżało na biurku.
            -Świetnie.
            Zgniotłam kartkę i pomaszerowałam do pokoju. Vera deptała mi po piętach. Zdenerwowałam się i czułam jak rośnie mi ciśnienie. Niemal gotowałam się w środku, aż otworzyłam okno. O czym niby ktoś miałby wiedzieć i co oznaczały te inicjały? Czyżby był to skrót od Czarnej Armii? Nie trzymało się to kupy, przecież Josh do niej należał. Czynili dobro, ale czy aby na pewno? Czy tak łatwo dałam się nabrać? Od kiedy to upadli mieliby być dobrzy?
            -Iv, wszystko w porządku?
            Pokiwałam głową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej o wszystkim. Marzyłam, by usiąść i się rozpłakać. Wszystko mnie przerastało. Nigdy nie oszukiwałam Very. Byłyśmy jak siostry. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. Może czasem nie zgadzałyśmy się ze sobą i przekomarzałyśmy się jak ostatnie idiotki walczące o kawałek czekolady, ale nigdy nie zatajałyśmy przed sobą prawdy. Nie chciałam tego robić, ale nie mogłam też jej narażać. Co by było, gdyby coś jej się stało? Była moją najbliższą rodziną, kimś, komu ufałam. Nigdy nie wybaczyłabym sobie gdyby z mojego powodu coś się jej stało.
            Myśli pomknęły w kierunku Charliego. Czy rzeczywiście kontynuował dzieło ojca? Czy byłam jego następną ofiarą? Jeśli tak, to dlaczego mnie ostrzegł? Dlaczego pragnie mojej śmierci skoro przestrzega mnie na każdym kroku i pilnuje jak dziecka? Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, komu ufać. Z jednej strony był Josh i tajemnicza Czarna Armia. Nic o niej nie wiedziałam. Z drugiej strony stał Charlie. Psychopatyczny, zakochany we mnie po uszy brzydal, który odziedziczył fortunę po ojcu. Kto tak naprawdę przyczynił się do zabójstwa tych dziewczyn? Kto stoi po dobrej stronie i komu mam ufać?
            -Zjemy razem kolację?
            Spojrzałam zdumiona na Verę. W te jej wielkie, niczego nieświadome oczy.
            -Skąd taki pomysł?
            -Wychodzę z Jacksonem do restauracji. Dawno nie spędzałyśmy razem czasu, więc to wspaniała okazja. Może przekonasz się do mojego chłopaka.
            Na samą myśl o Jacksonie robiło mi się niedobrze. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że to jedyny  normalny facet jakiego obecnie znałam, łatwo było mnie przekonać. Jakoś zniosę jego obecność – dla Very.
            -Nie będzie miał nic przeciwko?
            -Na pewno nie. Ucieszy się.
            -Ok, niech będzie – Vera rzuciła mi się na szyję po czym zniknęła za drzwiami łazienki.

            Ubrana w jasne dżinsy i ciemną bluzę z kapturem, który spoczywał na mej głowie opierałam się o ścianę czekając na Verę. Zastanawiałam się jak będzie wyglądać ta kolacja. My i on. Znienawidzony przeze mnie biznesmen – chłopak mojej przyjaciółki. Drażnił mnie, tak po prostu. Choć może miałam mu za złe, że jest z Verą. Przecież był dla niej za stary, nie pasował do niej. I mówi to ta, którą oczarował upadły anioł – pomyślałam natychmiast. Nie wiedziałam nawet ile Josh ma lat. Czy on w ogóle ma jakieś lata? Może żyje od wieczności? Co w ogóle zrobił, że Bóg skazał go na wieczne potępienie? Nigdy nie przyszło mi na myśl, by o to zapytać. Nie miałam pojęcia jak bardzo straszny czyn popełnił, że jego skrzydła straciły niewinny kolor bieli, a zamieniły się w paskudne, kruczoczarne pióra.
            -I jak?
            Z rozmyślań wyrwała mnie Vera, która wyszła z łazienki w dość ekstrawaganckim stroju. Na widok sukienki w bombkę do ud, koloru niebieskiego wcale się nie zdziwiłam, ale sukienka była przepleciona jeszcze białą wstążką w pasie. Ponadto Vera zamiast nastroszyć swoje krótkie włosy doczepiła sobie dopinki i jeszcze je zakręciła w loki. Wyglądała, jakby szła na jakiś karnawał.
            -Myślałam, że idziemy na zwykłą kolację.
            -Do eleganckiej restauracji. I na pewno w tym stroju tam nie wejdziesz – zwróciła mi uwagę zbulwersowana moim strojem. Nie pytając o nic zaczęła szperać w mojej szafie. Nim się obejrzałam wepchnęła mnie do łazienki i rzuciła sukienką w moją stronę. To była sukienka, którą kiedyś kupiłam. Czerwona, długa, z rozcięciem i marszczeniami przy dekolcie. Miała jeszcze przypiętą metkę. Nigdy jej nie ubrałam. Nie zamierzałam też ubierać, to nie był mój styl. Kupiłam ją, by Larry się ode mnie odczepił.
            -Nie założę jej! – Wrzasnęłam przez drzwi piorunując sukienkę wzrokiem.
            -Owszem założysz! I lepiej się pośpiesz, bo za chwilę będzie tu Jackson.
            Uległam. Zawsze się spierałam i dążyłam do celu po trupach, mimo wszystko, byleby wygrać. Tym razem Vera miała rację. Nie wpuściliby mnie do restauracji w dżinsach, a przecież obiecałam Verze wspólne spędzenie czasu. Musiałam dotrzymać słowa. Poza tym chciałam też uciec od wydarzeń, które miały ostatnio miejsce. Upadli aniołowie, dziwne demony, czary, księgi. Byłam zwykłą dziewczyną i potrzebowałam normalnego życia!
            Wzdychając kilka razy wcisnęłam się w sukienkę. Nie czułam się komfortowo, ale postanowiłam zacisnąć zęby i udawać, że wszystko gra. Rozpuściłam włosy i zlokalizowałam szczotkę, leżącą na szafce. Dopiero gdy spojrzałam w lustro, w celu uczesania włosów spostrzegłam coś dziwnego. Moje włosy były koloru czerwonego. Były CZERWONE! Przejrzałam się jeszcze raz nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Jakoś nie przypominałam sobie, abym farbowała włosy. Jeszcze godzinę temu były normalne. Co się do cholery stało? Raz po raz zamykałam i otwierałam oczy, a kolor włosów wciąż był taki sam. Jarzyły się ognistą czerwienią, jakby płonęły. Szczotka wyleciała mi z rąk i z głośnym hukiem uderzyła o posadzkę.
            -Stało się coś?
            -Nie, nic! – Odkrzyknęłam czując jak skacze mi ciśnienie. I co ja miałam zrobić? Jak wytłumaczyć Verze, że moje włosy nagle zmieniły kolor, skoro sama nie wiedziałam co się dzieje.
            -Idziesz?
            -Chyba sobie odpuszczę. Jakoś nie podoba mi się ta sukienka – zamruczałam zwalając wszystko na materiał. Vera oczywiście była nieugięta i wparowała do łazienki. Widząc mnie zatrzymała się w progu z otwartą buzią. Świetnie, już po mnie!
            -Kiedy przefarbowałaś włosy?
            -Niedawno – pisnęłam wiedząc, że nie ujdzie mi to płazem. Ku mojemu zaskoczeniu na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
            -Do twarzy ci w tym kolorze. Przynajmniej pasuje do sukienki.
            -Naprawdę?
            -Tak, a o tym, że farbowałaś włosy beze mnie porozmawiamy jak wrócimy. Chodź, Jackson już czeka.
            Pociągnęła mnie za rękę prowadząc schodami w dół. Nie miałam pojęcia, że Vera jest tak naiwna. Przecież jeszcze niedawno miałam brązowe włosy, nie da się ich zafarbować w 10 minut. Czy ona nie zwracała na to uwagi?
            Przy samochodzie powitał nas Jackson ubrany w garnitur, który już dawno wyszedł z mody. Jak zawsze jego nieugięta uprzejmość doprowadziła mnie do złości.
            -A cóż to za ognista piękność?
            -Jakbyś nie wiedział – odgryzłam się mrużąc oczy. Wsiadłam do samochodu i wyciągnęłam komórkę. Wystukałam wiadomość do Josha o treści: POMOCY i schowałam telefon z powrotem do torebki. Nie mieściło mi się w głowie to, co się dzieje. Najpierw dostaje anonimy, a teraz to? Jak to się stało, że moje włosy same z siebie zmieniły kolor? I czemu akurat na czerwony? Co mogło to spowodować? Stukałam zniecierpliwiona paznokciami o tapicerkę. Vera siedziała na przodzie, tępo wlepiając wzrok w Jacksona. Mogłabym dać sobie rękę uciąć, że gdyby nie ja na pewno pożarła by go żywcem.
            -Daleko jeszcze?
            -Nie bądź niecierpliwa – odpowiedział mi i skręcił w uliczkę. Westchnęłam przeciągle wpatrując się za okno. Nie było wielu przechodniów na ulicy, być może pogoda do tego nie zachęcała. Niebo spowite było ciemnymi chmurami, a wiatr nieco się nasilił. Nic więc dziwnego, że nie było widać przechodniów; Samochód zatrzymał się przed jednopoziomowym budynkiem noszącym nazwę Los Fuegos. Nigdy nie byłam w tej restauracji, choć wiele o niej słyszałam. Zjeżdżali się tu sami biznesmeni na wytrawne kolacje, więc nie dziwiłam się, że Jackson zabierze nas właśnie w takie miejsce. Adekwatne do jego statusu społecznego. Wysiadłam z samochodu powoli, ignorując rozjuszoną Verę której ekscytacja nie miała końca. Nagle poczułam wibracje telefonu.
            -Idziesz?
            -Zaraz do was dołączę – odparłam stając w miejscu i odbierając połączenie.
            -Nareszcie. Wiesz, co oznaczają słowa „pomocy”? Gdybym była w śmiertelnym niebezpieczeństwie nie zdążyłbyś mnie uratować! – Wrzasnęłam do słuchawki pełna goryczy w głosie. Musiałam się komuś zwierzyć z własnych problemów, a tylko jemu mogłam powiedzieć prawdę. Głos Josha był jednak spokojny i zrównoważony, co jeszcze bardziej mnie pojuszyło.
            -Przecież żyjesz, nic ci nie jest. Jaki masz problem?
            -Problem? Ty to nazywasz problemem? Moje włosy są czerwone, rozumiesz to?
 C Z E R W O N E !!! Jakim cudem? Dlaczego? Co się stało? – wystrzeliłam serię pytań do słuchawki nie oczekując oczywiście racjonalnej odpowiedzi. Wiedziałam, że Josh tylko mnie uspokoi wciskając jakąś bajeczkę,  o której nie chciałam nawet słyszeć. Potrzebowałam jasnego wytłumaczenia tu i teraz.
            -Zadzwoń do Ferimy i jej o tym powiedz. Niech przygotuje jakieś zaklęcie czy coś w tym stylu…
            -Ivi, przecież nie ma żadnego zaklęcia na zmianę koloru włosów.
            -W takim razie coś wymyśl! Jestem z Verą w restauracji i nie bardzo widzi mi się perspektywa dzisiejszego wieczoru zważywszy na moje włosy.
            -Wyciągnę cię stamtąd.
            -Tylko się pośpiesz.
            Schowałam telefon do torebki i ruszyłam do klubu.[s] Kiedy weszłam poczułam się dziwnie nieswojo. Wszystkie pary oczu skupiły się na mnie. Na tej czerwonej sukience i ognistych włosach, rodem z piekła. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Nie podobało mi się to. W zwyczaju byłam w centrum uwagi, ale wtedy byłam w swoim otoczeniu, na swoim terenie. Na scenie czułam się sobą i wiedziałam, że nic mi nie zagraża. Tutaj czułam się jak szary człowiek, który nagle stał się interesującą postacią. Przemknęłam między stolikami do Very i Jacksona, którzy o czymś dyskutowali. Niepostrzeżenie zajęłam swoje miejsce i schowałam twarz za kartą menu.
            -I co się tak chowasz?
            -Nie chowam się. Wybieram jakieś danie – zmyśliłam na prędce. Oczekiwanie na Josha trwało wieki. Czas się dłużył, a ja nie myślałam o niczym innym jak o czubku własnego nosa. Zastanawiałam się od kogo był dany anonim i co się właściwie ze mną dzieje. Nagle wszyscy twierdzili, że zapalam świece i pochodnie, teraz moje włosy zmieniają kolor. Zaczęłam powątpiewać w swoje człowieczeństwo. Czy rzeczywiście byłam człowiekiem? Nie znałam swoich rodziców, nikt z domu dziecka nie chciał mi też powiedzieć kim oni byli i jak tam trafiłam. Bardzo żałowałam, że dziecko nie pamięta swojego dzieciństwa, tych pierwszych lat, kiedy poznajemy świat. Może gdybym to pamiętała wiedziałabym też kim są moi rodzice. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Skoro mieszkałam w domu dziecka, to uznałam, że oni po prostu mnie nie chcieli. Może byłam niechcianym dzieckiem, a może moja mama nie potrafiła sobie ze mną poradzić? Co takiego uczyniłam, że się tam znalazłam? Oddali mnie jak bezduszną, zużytą zabawkę, nikomu niepotrzebną. A przecież ja też mam uczucia. Czuję. Dlaczego więc mnie oddali? Co takiego uczyniłam, że postanowili pozbawić mnie dzieciństwa? Gdy byłam młodsza zazdrościłam dzieciakom ze szkoły, że przychodzą po nich rodzice. Nienawidziłam dnia matki i ojca i zawsze starałam się zepsuć tą uroczystość. No bo dlaczego oni mogli mieć rodziców, a ja nie? Czemu pozbawiono mnie osób, które powinny być dla mnie najważniejsze? Nigdy nie mogłam powiedzieć do nikogo mamo, albo tato. Podczas gdy wszyscy opowiadali jak spędzali czas z rodziną, jakie to rolki nie dostali czy jak wspaniały rower podarował im ojciec na gwiazdkę, ja miałam tylko swojego misia. Nigdy nie było mi łatwo. Zastanawiałam się, co bym zrobiła gdybym pewnego dnia poznała własną matkę. Jak bym zareagowała? Czy wrzeszczałabym po niej, uniosła się dumą i honorem i przeszła obojętnie? Czy może wpadłabym w jej ramiona głośno szlochając?
            Spojrzałam przez okno, gdzie między drzewami przemieścił się jakiś cień. Cień czarnych skrzydeł. Zdałam sobie sprawę, że to Josh, że przyszedł z odsieczą. Wstałam od stołu przepraszając Verę i tłumacząc się tym, że mi duszno.
            -Iść z tobą?
            -Nie trzeba. Zaczerpnę tylko trochę świeżego powietrza i zaraz wracam. – Kolejne kłamstwo wypłynęło z moich ust. Nie zwracałam już na to uwagi. Przychodziło mi to z taką łatwością, a przecież nie powinno. Odtrąciłam swoje myśli i wyszłam na zewnątrz. Stanęłam na chodniku rozglądając się na boki. Dałabym sobie rękę uciąć, że widziałam czarne skrzydła.
            -Szukasz kogoś?
            Ten głos z pewnością nie należał do mojego kochanka. Odwróciłam się spostrzegając muskularnego, odzianego w zwiewną marynarkę upadłego anioła.
            -To ty.
            -Tak, wiem. Nie mnie się spodziewałaś. Miło to słyszeć.
            Spojrzałam zniechęcona na Ethana, miał rację. Bardziej wolałam zobaczyć te kruczoczarne włosy, niżeli złote.
            -Czemu Josh nie przyszedł?
            -Jest zajęty, więc wysłał mnie.
            -A od kiedy jesteś chłopcem na posyłki? – Zdenerwował się, widziałam to w jego oczach. Zlekceważył moje uszczypliwe pytanie i napiął mięśnie, wzdychając przeciągle.
            -Słuchaj, wiem że nie cieszy cię mój widok i bardziej wolałabyś rzucić się w ramiona Joshu’y, ale tak się składa, że tylko ja miałem czas. Więc, jaki masz problem?
            -Nie widać? – wskazałam na swoje włosy, które jarzyły się czerwienią. Czy naprawdę nikt nie zwracał na nie tak wielkiej uwagi jak ja?
            -Przefarbowałaś się i co?
            -Nie przefarbowałam! One same zmieniły kolor do cholery! – Wrzasnęłam rozzłoszczona, a gdzieś obok nas posypały się iskry z latarni. Nie wiedziałam, czy to tylko zwykły zbieg okoliczności, czy to ja to spowodowałam. Sama już się gubiłam.
            -Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że po to zaalarmowałaś Josha. Przecież on się wścieknie jak powiem mu, że chodzi o durne włosy. – Ignorancja Ethana doprowadzała mnie do szału. Nie lubiłam go. Nie wiem, co takiego miał w sobie, że Josh poszedł by za nim w ogień. Był irytujący, wścibski, arogancki i mogłabym tak wymieniać bez końca.
            -Tak, chodzi o durne włosy. Możesz mnie do niego zabrać?
            -Jasne – odparł uśmiechając się perfidnie. I w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mogę odejść bez wyjaśnienia. Gdybym zniknęła nagle z restauracji Vera zaczęłaby mnie szukać. Nie potrzebowałam oskarżeń i kłótni po powrocie do domu.
            -Poczekaj. Obiecałam Verze ten wieczór. Miał być tylko nasz. Nie mogę jej tak po prostu zostawić.
            Nie podobała mu się perspektywa czekania na mnie, widziałam to i czułam. Jednak miałam to głęboko w nosie. Przyszłam tu z Verą i muszę jej powiedzieć, że wychodzę.
            Ruszyłam przed siebie zastanawiając się jakie kłamstwo mam jej wcisnąć. Przerażał mnie fakt, że od jakiegoś miesiąca okłamywałam ją notorycznie i nic sobie z tego nie robiłam. Przecież byłyśmy przyjaciółkami.  Dzieliłyśmy się niemalże wszystkim. A teraz nosiłam w sercu tak wiele tajemnic, o których ona nie miała pojęcia.
            -Wszystko w porządku? – Zapytała kiedy dotarłam do stolika. Zrobiłam minę zbitego psa obmyślając w głowie plan.
            -Przepraszam cię, ale muszę wyjść.
            -Słucham? Nawet nic nie zamówiłaś! – Jej wzrok przeszył moje serce na wskroś. Żenujące było to, że potrafiłam ją okłamywać myśląc wyłącznie o sobie. Bo byłam ważniejsza, miałam swoją sprawę.
            -Tak, wiem. Zapomniałam jednak, że powinnam być teraz gdzie indziej…
            -Niby gdzie?
            -Ze mną – tuż za mną stanął Ethan. Otworzyłam szeroko buzię zastanawiając się, co ten pajac kombinuje. Przecież kazałam mu zaczekać na zewnątrz i nie wychylać się.
            -Jestem Ethan, a kim jest ta przeurocza dama?
            -Vera – Upadły skłonił się nisko, całując Verę w rękę. Myślałam, że jestem mistrzyniom w żenujących sytuacjach, a jednak był ktoś, komu bardziej pasowała taka „nalepka”. Przesłałam myślami informację do Ethana z pretensjonalnym pytaniem, co on wyczynia. Zamiast odpowiedzi otrzymałam tylko niemy uśmiech zdrajcy.
            -Ivi nie wspominała, że była już umówiona. Gdybym wiedział, z jakim jest towarzystwem przyszedłbym już wcześniej.
            -No właśnie, umówiliśmy się. I trochę się nam śpieszy.
            -Ależ pięć minut nas nie zbawi, prawda?
            Ethan rozsiadł się na krześle wpatrując w duże oczy Very. Super, jeszcze tego mi brakowało, by robił teraz przedstawienie. Urządzał sobie niezły teatrzyk ze mnie, podczas gdy ja naprawdę potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam Josha. Tu i teraz. W tej chwili!
            -A pan to zapewne ojciec tej niewiasty?
            -To mój chłopak – myślałam, że wybuchnę śmiechem na stwierdzenie Ethana o Jacksonie. Miło, że ktoś w końcu tak go potraktował.
            -Widać w miłości lata się nie liczą – poprawił się szybko upadły, spoglądając uważnie na Jacksona. Zapadła niema cisza. Jackson toczył wojnę spojrzeń z Ethanem, a Vera była pod wrażeniem mojego przyjaciela. Już wiedziałam, że w domu zamęczy mnie pytaniami na jego temat. Jeszcze tego brakowało, by zechciała nas ze sobą swatać. Albo gorzej, aby ona z nim się zeswatała. Patrząc na Ethana naprawdę wolałam widzieć Verę u boku Jacksona, nie ważne jak bardzo do siebie nie pasują, Ethan nie pasowałby do niej jeszcze bardziej. Poza tym, na miłość boską to upadły anioł!
            -Skąd jesteś, jeśli mogę wiedzieć?
            -Z małego miasteczka w Colorado. Do Seatle dopiero niedawno się przeprowadziłem. Powiedzmy, że nie odpowiadały mi tamtejsze klimaty – odpowiedział grzecznie na zadane mu pytanie. Wyglądało to prędzej jak przesłuchanie. Wiedziałam, że każda odpowiedź Ethana była kłamstwem. Przecież to anioł. Nigdy nigdzie nie mieszkał. Jego domem było niebo, miejsce obok Boga czy gdzieś z boku, na jakiejś tam chmurce.
            -To kawał drogi. Pewnie tęsknisz za rodziną?
            -Szczerze mówiąc nie bardzo. Jestem jedynakiem, a moi rodzice już dawno są w niebie.
            -Jesteś pewny, że są w niebie? – Kolejne podejrzliwe pytanie. Nigdy nie sądziłam, że Jacksona obchodzi coś więcej niż czubek własnego nosa, a co więcej, że zastanawia się nad niebem.
            -Wiem, że tam są. I na pewno jest im tam dobrze.
            -Cóż, zawsze lepiej niż na ziemi. Tu dopiero jest piekło.
            -Zapewniam, że w piekle jest jeszcze gorzej niż tutaj. Byłem już tam jedną nogą.
            Ich dialog przerodził się w dziką kłótnię. Ethan stąpał po kruchym lodzie i wcale mi się to nie podobało. Jakim prawem opowiadał o piekle zwykłym śmiertelnikom? Czy naprawdę był, aż tak głupi, żeby się zdradzić? I wtedy przypomniały mi się słowa dziwnego mnicha ze stowarzyszenia Farghal. Mówił, że anioły to aroganckie i cyniczne stworzenia, które co chwilę ujawniają swoją tożsamość. Musiałam powstrzymać Ethana. Natychmiast wstałam z krzesła i pociągnęłam go za sobą.
            -Było miło, naprawdę, ale czas już na nas. Vera – spojrzałam na przyjaciółkę, która wydawała się zafascynowana widokiem złotowłosego chłopaka. – Zobaczymy się w klubie.

            Szybkim krokiem opuściliśmy restaurację. Kiedy tylko znaleźliśmy się w ciemnej uliczce, puściły mi nerwy i zaczęłam wrzeszczeć po upadłym.
            -Czyś ty do reszty zwariował? Nie dość, że wprosiłeś się do środka, to jeszcze prowokowałeś Jacksona i opowiadałeś takie bzdury!
            -Sam się o to prosił. Z tym gościem jest coś nie w porządku.
            -Daruj sobie takie oskarżenia. Natychmiast zabierz mnie do Josha.

            Bez słowa Ethan rozłożył swoje skrzydła i chwycił mnie mocno w pasie. Po chwili już szybowaliśmy między chmurami, nie odzywając się do siebie ani słowem.

***
Tak, wiem. Zawiodłam Was. Długo nie było nic nowego i nie wiem kiedy znowu coś dodam. Nie mam weny. Wiecie jak to jest, że macie to w głowie, ale nie potraficie przelać na papier? Ja tak właśnie mam. 
Co do rozdziału. Ukazuję kolejne oblicze Ivi i odsłaniam kolejny element tajemnicy z poprzednich rozdziałów. W tym rozdziale jest jeszcze jedna zagadka, ale o niej nie wspomnę. Mogę tylko powiedzieć, że jest ukryta między wierszami. Kto potrafi czytać ze zrozumieniem na pewno szybko się domyśli o co chodzi. Żegnam się z wami, idę odwiedzić rodziców ;) Buziaki!

CZYTAM = KOMENTUJE

13 komentarzy:

  1. Wiem jak to jest nie mieć weny.Ale żartujesz sobie mówiąc,że nic się nie dzieje.Ja wprost ubustwiam twego bloga i czekam na nn!
    Życzę ogromnych zapasów weny i zapraszam na mojego bloga www.world-with-eyes-renesmee-cullen.blog.pl
    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja rozwija się wspaniale! Także uwielbiam twoje opowiadanie.
    Tajemniczość Josha jest wspaniała. Kurcze, nie wiem czemu mnie ciągnie do takich facetów?
    Do tego dziwna zmiana koloru włosów Ivi oraz zachowanie Ethana. Czy chłopak ma racje, że z Jacksonem? Zwłaszcza, że facet dziwnie rozmawiał z upadłym.
    No nic. Muszę się uzbroić w cierpliwość.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście i mnie zastanawia jakim cudem Ivi zmieniła kolor włosów i czy Ethan ma racje co do Jacksona. Akcja się rozwija. Ciekawi mnie ten list. Co on oznacza i kto to wgl napisał.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać kiedy wyjdzie na jaw tajemnica Ivi, nie wspominając już o licznych tajemnicach Josh'a. Twoje opowiadanie wciąga mnie na maxa, szczególnie ze względu na akcje, oraz to, że odkrywasz zaledwie rąbek tajemnicy, a nie wyrzucasz wszystkiego naraz. Powodzenia w dalszym pisaniu!
    Pozdrawiam Luiza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde, nie lubię zagadek -.-
    Oj, wiem jak to jest mieć coś w głowie, a nie umieć tego napisać ;]
    Gdybyś wydała książkę, to zapewniam, że kupiłabym ją jako pierwsza! Tak wciąga.... że nawet nie wiesz, że juz się skończyło!
    No i ciekawe, co ma Ethan na myśli mówiąc, że ten Jackson jest dziwny.. może on wie o upadłych? A może sam ma coś z nimi wspólnego?
    No i czemu zmieniły się włosy Iv na czerwony? I ta lampa, iskry, świece... czarownica? Fajnie by było ;)
    Cieszę się także, że nie odsłaniasz wszystkich tajemnic na raz, tylko pomału. Przynajmniej się nie pobugimy .
    Więc: rozdział świeeetny i więcej takich! Choćbym miała czekać miesiąć albo nawet dwa i będzie on równie dobry jak ten lub lepszy, to będę czekać! :*
    Pozdrawiam ;**
    PS. Nie wiem, czy Cię informowałam ( mam urwanie głowy ), że u mnie jest nn ;)
    [bitwa-o-marzenia]

    OdpowiedzUsuń
  6. Och jak ja dobrze wiem, co to znaczy nie mieć weny, a jeszcze bardziej jest to irytujące wtedy kiedy na przykład masz czas na pisanie a nie masz co napisać lub nie możesz zebrać myśli, a kiedy właśnie nie masz czasu to wszystko się zaczyna klarować.
    Notka dość długa i fajnie, lubię takie ;)Cieszę się, że powoli się wszystko wyjaśnia ale że dochodzą też nowe tajemnice. Nagła zamiana koloru włosów Ivy była zabawna. Jej irytacja i panika rozbawiły mnie nieźle. Szkoda mi natomiast Very. Wokół niej jak na razie nikt nie jest szczery. Jej chłopak jest zaplątany w jakieś dziwne sprawy tak samo jak najlepsza przyjaciółka. Czyżby Jackson coś kombinował i wiedział i wykorzystuje do tego Verę? Może chce się przez nią zbliżyć do Ivy i "miejsca ich pracy"?
    Josh jest niebywały jest w nim tyle emocji, że trudno je ogarnąć. Ethan jest zabawny i irytująco przekonywujący w roli aroganta.
    Ja na miejscu Ivy też zastanawiałabym się czy jestem człowiekiem jeśli wokół mnie zaczęłyby się dziać takie dziwne rzeczy, jeśli przyciągałabym stwory z mroku i upadłe anioły. Samoistna zmiana koloru włosów i iskry z latarni mówią dodatkowo same za siebie, poza tym bardzo szybko zaczęła myśleć o tym wszystkim jako o codzienności, coś z nią nie tak i widać to na pierwszy rzut oka.
    Jackson jest kimś z rodu nadprzyrodzonych mrocznych istot, tak mi się zdaje ;) Poczekam na wyjaśnienia ale z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i czekam na odwiedziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak widać więcej osób w twoim opowiadaniu jest nadprzyrodzona,a tylko biedna Vera jest normalna ;D Tylko, żeby się nie okazało, że IV ją zostawi, a Josh okaże się pomocnikiem Charliego. Bo już po dziewczynie ;) Tym bardziej, że w końcu pokazuje się z nią publicznie, a wcześniej chował się z nią po domu. Także ta rozmowa z Ethanem była dziwna, tak jakby sam wiedział o wszystkim, co jest poza Ziemią. Tajemnicę i coraz więcej tajemnic ;)
    Bohaterka zastanawia się nad swoim pochodzeniem. Coś podejrzewam, że człowiekiem to ona nie jest, niestety. Albo jest czymś pół na pół z człowiekiem, bo jednak ma uczucia (pokazałaś je, jak bardzo cierpiała z powodu braku rodziców).
    Także jej irytacja na zmianę koloru włosów jest interesująca. Czy ona włada żywiołem ognia czy jak? Bo zapala świece, latarnie iskrzą (choć to już elektryczność a nie ogień, ale można stwierdzić, ze to pokrewne rzeczy, bo związane ze światłem). No i ten czerwony kolor włosów ( i ten czerwony szablon xD). Muszę wymyśle swoją teorię na ten temat i zobaczymy czy się sprawdzi ;)
    Powiadamiasz związany z obserwowanymi naprawdę się sprawdza, możesz mu zaufać. Momentalnie miałam wiadomość, że u Ciebie nowa notka, ale czau było brak, by od razu przeczytać i skomentować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Qinsia! Z Ciebie to nowa kobieca wersja Holmesa się robi bo wciąż jakiś teorie snujesz:p
      Widzę, że Tobie też nowa czerwonowłosa Ivy przypadła do gustu.
      Very też mi szkoda, że tylko ona nie została obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, taka wyraźnie inna w stosunku do reszty się wydaje. Bez niej byłoby jednak tak jakoś smutno.
      Żywioł ognia i iskry z latarni jednak mi się słabo łączą, ja uważam, że ona to ma jakieś typowo destrukcyjne zdolności, ale to tylko taki mój mały pomysł. ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. 'Milion ludzi tak robi', heh, to zdanie mi się podoba, a jeszcze bardziej ta ich gra słowna.
    Rozdział genialny. Jesteś świetna pisarka, mówiłam ci to już? Kiedy napiszesz jakąś książkę, kupię ją :)
    A co do rozdziały, to jestem ciekawa reakcji Josha na ten "problem" Ivi. A swoja drogą, to ciekawa jestem co z jej włosami? Może to jakieś zaklęcie? A może jeszcze coś innego? Poczucie humoru Ethana mnie powala. Jego postać mnie najbardziej fascynuje.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany, ale się spóźniłam, rozdział opublikowałaś kilka tygodni temu ;_;
    Hah, czyli w tym rozdziale role się odwróciły :D Iv poważna, Josh nieco roztargniony :P A scena z Ethanem (dobrze napisałam?) mnie rozwaliła XD
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejną część. :)
    [smak-przeznaczenia]

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj.
    Maera Fey, w której kolejce znajduje się Twój blog, nie jest w stanie na razie angażować się w Gaol. Rozważa nawet odejście z ocenialnii. Proszę, abyś w miarę możliwości wybrała inną oceniającą - obiecuję, że zostaniesz przeniesiona zgodnie z datą zgłoszenia (pomijając blog, którym oceniająca obecnie się zajmuje).

    Pozdrawiam,
    Idariale, naczelniczka Fair Gaola

    Ps. Możesz przenieść się do dowolnej kolejki, nawet tej zamkniętej. To mała rekompensata.

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG~!! Cudo~! Będę śledzic twojego bloga. (:
    Jeśli miałabyś ochotę to również zapraszam na mojego bloga z opowiadanie. (:
    http://koszmarwbajke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń