Minęło
zaledwie pięć minut choć ja czułam jakby to trwało wieki. Odsunęłam się od
Josha, który nadal pieszczotliwie gładził moje ciało. Nie wiem dlaczego to
zrobiłam, zwyciężył rozum. Chrząknęłam głośno, aż w końcu on zrozumiał, że
zabawa dobiegła końca.
-Stało się
coś, Aniele?
Jego iście
seksowne ciało całe pulsowało od przemęczenia. Wszystkie mięśnie pracowały, a
ja nie mogłam oderwać wzroku od tych czarnych tęczówek.
-Chyba nie
po to tu przyszliśmy, prawda?
-Racja.
Z
prędkością światła przywołałam swoje myśli do porządku. Nie mogłam dłużej
udawać, że nie pociąga mnie Josh, ale najpierw trzeba było zadbać o własne
życie.
-Co chcesz
wiedzieć? Tylko konkretnie.
-Kim jest
Dezmel i dlaczego chcecie go zabić?
-To Hermer.
Hermerowie słyną z tego, że się nie starzeją i w bardzo szybkim tempie goją się
ich rany. Dezma to ich przywódca. Jest różnie nazywany. Dezmel, czarna pięść…
-I co on
niby zrobił?
-Mamy z nim
porachunki – zaśmiał się cynicznie choć widziałam jak zaciskał pięści. – To
mało istotne co zrobił. Kiedyś dopuścił się pewnego czynu, za który musi
zapłacić. Nie powinno cię to jednak interesować.
Widziałam
jak mała żyłka na skroni zaczęła pulsować. Temat był dla niego drażniący.
Lubiłam się z nim droczyć, ale musiałam to odłożyć na później. Niewiele zostało
nam czasu.
-A Ferima?
-Kojarzysz
czarownice z Salem? Jest kimś podobny, potrafi dużo rzeczy. Niegdyś jej ród
obalił całą rasę wilkołaków. To potężna wiedźma.
-Mogłam się
domyślić – zawarczałam pod nosem. To było więcej niż oczywiste.
-A na co
było jej twoje pióro?
-To sprawa
osobista.
Widok Josha
poirytowanego był bezcenny. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to, o co
zapytałam. Może kiedyś sam zdradzi mi szczegóły. Musiałam teraz korzystać z
tego, że jest podatny na zwierzenia.
-A te
zdjęcia? Dlaczego Ethan jest na nich z Reymondem?
-Jego o to
zapytaj. Czuję, że nie umiem ci tego tak dobrze wytłumaczyć.
-Takie to
trudne?
-Bardziej
niż myślisz – odparł przygryzając płatek mego ucha.
Wzruszyłam
ramionami odsuwając się na bezpieczną odległość. Ciężko było odmówić
pieszczotom jakie serwował Josh. Co gorsza, wcale nie chciałam z nich
rezygnować. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym się na niego nie szczędząc przy tym
ubrań.
Dość!
Wrzasnęły moje myśli, a ja przywołałam się do porządku.
Musiałam teraz zadać najważniejsze pytanie, jakie nurtowało mnie od dłuższego
czasu.
-Czemu mi
pomogłeś?
Josh
zamilkł, poważniejąc. Wiedział, że chodzi mi o nasze pierwsze spotkanie. Mimo
to milczał, a jego wyraz twarzy nie pokazywał żadnych emocji.
-Gordak był
twoim kolegą, sprzymierzeńcem. A ty mimo wszystko odtrąciłeś go ode mnie i
spłoszyłeś.
-Miałem
stać i patrzeć jak zabija cię na moich oczach?
Zabolało.
Tamtego wieczoru przeżyłam szok. Nie byłam w stanie nic wykrzesać z siebie. Już
od dawna wiedziałam, że na świecie żyją źli ludzie, którzy robią złe rzeczy,
ale nie sądziłam, że to właśnie ja stanę się ofiarą jednego z nich.
-Mogłeś
przejść obojętnie, nie zwracając na to uwagi. Milion ludzi by tak zrobiło.
-Zapomniałaś
o jednym Aniele – spojrzałam zdezorientowana w jego ciemne oczy. Odbijał się w
nich blask zapalonych świec. Wyglądał tak kusząco.
-Ja nie
jestem człowiekiem – mówiąc to, podszedł do mnie na tyle blisko, że nie mogłam
się nawet cofnąć. Nie było drogi ucieczki. Stałam oko w oko z upadłym aniołem.
Emanowała od niego kojąco ciepła energia. A może to ja byłam tak rozpalona?
Jeszcze parę tygodni temu nienawidziłam mężczyzn. Nie cierpiałam ich ze względu
na swoją pracę. W obecnej chwili żywiłam do Josha tak silne uczucie, że nie
dało się go nawet opisać. Przy nim byłam sobą. Czułam się potrzebna i
doceniona. Jego osobie zawsze towarzyszył dreszczyk emocji. Był zimny i skryty
w sobie, posiadał wiele blizn tych cielesnych jak i sercowych, a mimo to coś
mnie do niego ciągnęło. Niczym magnez przyciągaliśmy się nawzajem. Czy to było
normalne? Ja – zwykła dziewczyna, nic nie znacząca, żyjąca na marginesie
społecznym i on. Jakże boski, upadły anioł.
-Dlaczego
Gordak pragnął mojej śmierci?
-Dla zabawy
– odparł szybko, bez namysłu. Czułam, że kłamie, że coś przede mną ukrywa. Coś,
o czym nie powinnam wiedzieć.
-Jak można
dla zabawy zabijać?
-Milion
ludzi tak robi – już miałam powtórzyć jego słowa i zacząć niekończącą się
kłótnię, gdy do pokoju wszedł Ethan. Na nasz widok uśmiechnął się szerzej i
poklepał Josha po ramieniu.
-Musimy
iść. Ferima chce skontaktować się z Archaniołami. To nie jest najlepszy moment
by widzieli nas z nią – kiwnął głową w moją stronę po czym wyszedł.
Wieczorem
wróciłam do Bers Soft. Ku mojemu niewielkiemu zaskoczeniu Jenna biegała po
korytarzu wrzeszcząc w niebogłosy. Ciekawa byłam, która z jej głupich i
patyczkowatych koleżanek zrobiła coś nie po jej myśli. Pchnęłam drzwi swojego
pokoju i zlokalizowałam Verę. Oparta o ścianę wpatrywała się w laptopa.
Położyłam torbę na łóżku i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz czując
lodowatą wodę na swym ciele. Musiałam wyrzucić z głowy myśli o Aleksandrze i
wszystkich innych demonach. Wyglądało na to, że moja najbliższa przyszłość nie
wyglądała najlepiej. Nie chciałam wplątywać się w tą całą grę, a jednak
wychodziło na to, że od początku nawet nieświadomie w niej uczestniczyłam.
Grzebiąc w pamięci doszłam nawet do wniosku, że od czasu poznania Josha moje
życie obrało całkiem inny tor.
-Co tu
robisz? – Zapytałam widząc spoglądającą w lustro Verę. Wyciągnęła rękę w moją
stronę i przekazała mi kopertę.
-To do
ciebie.
Zdarłam wierzch
i otworzyłam list. Była tam narysowana czarna ręka, a pod nią widniał podpis
„Wiemy”. Z tyłu kartki były też inicjały C.A.
-Kto ci to
dał?
-Leżało na
biurku.
-Świetnie.
Zgniotłam
kartkę i pomaszerowałam do pokoju. Vera deptała mi po piętach. Zdenerwowałam
się i czułam jak rośnie mi ciśnienie. Niemal gotowałam się w środku, aż
otworzyłam okno. O czym niby ktoś miałby wiedzieć i co oznaczały te inicjały?
Czyżby był to skrót od Czarnej Armii? Nie trzymało się to kupy, przecież Josh
do niej należał. Czynili dobro, ale czy aby na pewno? Czy tak łatwo dałam się
nabrać? Od kiedy to upadli mieliby być dobrzy?
-Iv,
wszystko w porządku?
Pokiwałam
głową. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej o wszystkim. Marzyłam, by usiąść i
się rozpłakać. Wszystko mnie przerastało. Nigdy nie oszukiwałam Very. Byłyśmy
jak siostry. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. Może czasem nie zgadzałyśmy się ze
sobą i przekomarzałyśmy się jak ostatnie idiotki walczące o kawałek czekolady,
ale nigdy nie zatajałyśmy przed sobą prawdy. Nie chciałam tego robić, ale nie
mogłam też jej narażać. Co by było, gdyby coś jej się stało? Była moją
najbliższą rodziną, kimś, komu ufałam. Nigdy nie wybaczyłabym sobie gdyby z
mojego powodu coś się jej stało.
Myśli
pomknęły w kierunku Charliego. Czy rzeczywiście kontynuował dzieło ojca? Czy
byłam jego następną ofiarą? Jeśli tak, to dlaczego mnie ostrzegł? Dlaczego
pragnie mojej śmierci skoro przestrzega mnie na każdym kroku i pilnuje jak
dziecka? Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, komu ufać. Z jednej strony był
Josh i tajemnicza Czarna Armia. Nic o niej nie wiedziałam. Z drugiej strony
stał Charlie. Psychopatyczny, zakochany we mnie po uszy brzydal, który odziedziczył
fortunę po ojcu. Kto tak naprawdę przyczynił się do zabójstwa tych dziewczyn?
Kto stoi po dobrej stronie i komu mam ufać?
-Zjemy
razem kolację?
Spojrzałam
zdumiona na Verę. W te jej wielkie, niczego nieświadome oczy.
-Skąd taki
pomysł?
-Wychodzę z
Jacksonem do restauracji. Dawno nie spędzałyśmy razem czasu, więc to wspaniała
okazja. Może przekonasz się do mojego chłopaka.
Na samą
myśl o Jacksonie robiło mi się niedobrze. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że to
jedyny normalny facet jakiego obecnie
znałam, łatwo było mnie przekonać. Jakoś zniosę jego obecność – dla Very.
-Nie będzie
miał nic przeciwko?
-Na pewno
nie. Ucieszy się.
-Ok, niech
będzie – Vera rzuciła mi się na szyję po czym zniknęła za drzwiami łazienki.
Ubrana w
jasne dżinsy i ciemną bluzę z kapturem, który spoczywał na mej głowie opierałam
się o ścianę czekając na Verę. Zastanawiałam się jak będzie wyglądać ta
kolacja. My i on. Znienawidzony przeze mnie biznesmen – chłopak mojej
przyjaciółki. Drażnił mnie, tak po prostu. Choć może miałam mu za złe, że jest
z Verą. Przecież był dla niej za stary, nie pasował do niej. I mówi to ta, którą oczarował upadły anioł
– pomyślałam natychmiast. Nie wiedziałam nawet ile Josh ma lat. Czy on w ogóle
ma jakieś lata? Może żyje od wieczności? Co w ogóle zrobił, że Bóg skazał go na
wieczne potępienie? Nigdy nie przyszło mi na myśl, by o to zapytać. Nie miałam
pojęcia jak bardzo straszny czyn popełnił, że jego skrzydła straciły niewinny
kolor bieli, a zamieniły się w paskudne, kruczoczarne pióra.
-I jak?
Z rozmyślań
wyrwała mnie Vera, która wyszła z łazienki w dość ekstrawaganckim stroju. Na
widok sukienki w bombkę do ud, koloru niebieskiego wcale się nie zdziwiłam, ale
sukienka była przepleciona jeszcze białą wstążką w pasie. Ponadto Vera zamiast
nastroszyć swoje krótkie włosy doczepiła sobie dopinki i jeszcze je zakręciła w
loki. Wyglądała, jakby szła na jakiś karnawał.
-Myślałam,
że idziemy na zwykłą kolację.
-Do
eleganckiej restauracji. I na pewno w tym stroju tam nie wejdziesz – zwróciła
mi uwagę zbulwersowana moim strojem. Nie pytając o nic zaczęła szperać w mojej
szafie. Nim się obejrzałam wepchnęła mnie do łazienki i rzuciła sukienką w moją
stronę. To była sukienka, którą kiedyś kupiłam. Czerwona, długa, z rozcięciem i
marszczeniami przy dekolcie. Miała jeszcze przypiętą metkę. Nigdy jej nie
ubrałam. Nie zamierzałam też ubierać, to nie był mój styl. Kupiłam ją, by Larry
się ode mnie odczepił.
-Nie założę
jej! – Wrzasnęłam przez drzwi piorunując sukienkę wzrokiem.
-Owszem
założysz! I lepiej się pośpiesz, bo za chwilę będzie tu Jackson.
Uległam.
Zawsze się spierałam i dążyłam do celu po trupach, mimo wszystko, byleby
wygrać. Tym razem Vera miała rację. Nie wpuściliby mnie do restauracji w
dżinsach, a przecież obiecałam Verze wspólne spędzenie czasu. Musiałam
dotrzymać słowa. Poza tym chciałam też uciec od wydarzeń, które miały ostatnio
miejsce. Upadli aniołowie, dziwne demony, czary, księgi. Byłam zwykłą
dziewczyną i potrzebowałam normalnego życia!
Wzdychając
kilka razy wcisnęłam się w sukienkę. Nie czułam się komfortowo, ale
postanowiłam zacisnąć zęby i udawać, że wszystko gra. Rozpuściłam włosy i
zlokalizowałam szczotkę, leżącą na szafce. Dopiero gdy spojrzałam w lustro, w
celu uczesania włosów spostrzegłam coś dziwnego. Moje włosy były koloru
czerwonego. Były CZERWONE! Przejrzałam się jeszcze raz nie mogąc uwierzyć w to,
co widzę. Jakoś nie przypominałam sobie, abym farbowała włosy. Jeszcze godzinę
temu były normalne. Co się do cholery stało? Raz po raz zamykałam i otwierałam
oczy, a kolor włosów wciąż był taki sam. Jarzyły się ognistą czerwienią, jakby
płonęły. Szczotka wyleciała mi z rąk i z głośnym hukiem uderzyła o posadzkę.
-Stało się
coś?
-Nie, nic!
– Odkrzyknęłam czując jak skacze mi ciśnienie. I co ja miałam zrobić? Jak
wytłumaczyć Verze, że moje włosy nagle zmieniły kolor, skoro sama nie
wiedziałam co się dzieje.
-Idziesz?
-Chyba
sobie odpuszczę. Jakoś nie podoba mi się ta sukienka – zamruczałam zwalając
wszystko na materiał. Vera oczywiście była nieugięta i wparowała do łazienki.
Widząc mnie zatrzymała się w progu z otwartą buzią. Świetnie, już po mnie!
-Kiedy
przefarbowałaś włosy?
-Niedawno –
pisnęłam wiedząc, że nie ujdzie mi to płazem. Ku mojemu zaskoczeniu na jej
twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Do twarzy
ci w tym kolorze. Przynajmniej pasuje do sukienki.
-Naprawdę?
-Tak, a o
tym, że farbowałaś włosy beze mnie porozmawiamy jak wrócimy. Chodź, Jackson już
czeka.
Pociągnęła
mnie za rękę prowadząc schodami w dół. Nie miałam pojęcia, że Vera jest tak
naiwna. Przecież jeszcze niedawno miałam brązowe włosy, nie da się ich
zafarbować w 10 minut. Czy ona nie zwracała na to uwagi?
Przy
samochodzie powitał nas Jackson ubrany w garnitur, który już dawno wyszedł z
mody. Jak zawsze jego nieugięta uprzejmość doprowadziła mnie do złości.
-A cóż to
za ognista piękność?
-Jakbyś nie
wiedział – odgryzłam się mrużąc oczy. Wsiadłam do samochodu i wyciągnęłam
komórkę. Wystukałam wiadomość do Josha o treści: POMOCY i schowałam telefon z
powrotem do torebki. Nie mieściło mi się w głowie to, co się dzieje. Najpierw
dostaje anonimy, a teraz to? Jak to się stało, że moje włosy same z siebie zmieniły
kolor? I czemu akurat na czerwony? Co mogło to spowodować? Stukałam
zniecierpliwiona paznokciami o tapicerkę. Vera siedziała na przodzie, tępo
wlepiając wzrok w Jacksona. Mogłabym dać sobie rękę uciąć, że gdyby nie ja na
pewno pożarła by go żywcem.
-Daleko
jeszcze?
-Nie bądź
niecierpliwa – odpowiedział mi i skręcił w uliczkę. Westchnęłam przeciągle
wpatrując się za okno. Nie było wielu przechodniów na ulicy, być może pogoda do
tego nie zachęcała. Niebo spowite było ciemnymi chmurami, a wiatr nieco się
nasilił. Nic więc dziwnego, że nie było widać przechodniów; Samochód zatrzymał
się przed jednopoziomowym budynkiem noszącym nazwę Los Fuegos. Nigdy nie byłam
w tej restauracji, choć wiele o niej słyszałam. Zjeżdżali się tu sami
biznesmeni na wytrawne kolacje, więc nie dziwiłam się, że Jackson zabierze nas
właśnie w takie miejsce. Adekwatne do jego statusu społecznego. Wysiadłam z
samochodu powoli, ignorując rozjuszoną Verę której ekscytacja nie miała końca.
Nagle poczułam wibracje telefonu.
-Idziesz?
-Zaraz do
was dołączę – odparłam stając w miejscu i odbierając połączenie.
-Nareszcie.
Wiesz, co oznaczają słowa „pomocy”? Gdybym była w śmiertelnym
niebezpieczeństwie nie zdążyłbyś mnie uratować! – Wrzasnęłam do słuchawki pełna
goryczy w głosie. Musiałam się komuś zwierzyć z własnych problemów, a tylko
jemu mogłam powiedzieć prawdę. Głos Josha był jednak spokojny i zrównoważony,
co jeszcze bardziej mnie pojuszyło.
-Przecież
żyjesz, nic ci nie jest. Jaki masz problem?
-Problem?
Ty to nazywasz problemem? Moje włosy są czerwone, rozumiesz to?
C Z E R W O N E !!!
Jakim cudem? Dlaczego? Co się stało? – wystrzeliłam serię pytań do słuchawki
nie oczekując oczywiście racjonalnej odpowiedzi. Wiedziałam, że Josh tylko mnie
uspokoi wciskając jakąś bajeczkę, o której
nie chciałam nawet słyszeć. Potrzebowałam jasnego wytłumaczenia tu i teraz.
-Zadzwoń do
Ferimy i jej o tym powiedz. Niech przygotuje jakieś zaklęcie czy coś w tym
stylu…
-Ivi,
przecież nie ma żadnego zaklęcia na zmianę koloru włosów.
-W takim razie
coś wymyśl! Jestem z Verą w restauracji i nie bardzo widzi mi się perspektywa
dzisiejszego wieczoru zważywszy na moje włosy.
-Wyciągnę
cię stamtąd.
-Tylko się
pośpiesz.
Schowałam
telefon do torebki i ruszyłam do klubu.[s] Kiedy weszłam poczułam się dziwnie
nieswojo. Wszystkie pary oczu skupiły się na mnie. Na tej czerwonej sukience i
ognistych włosach, rodem z piekła. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Nie
podobało mi się to. W zwyczaju byłam w centrum uwagi, ale wtedy byłam w swoim
otoczeniu, na swoim terenie. Na scenie czułam się sobą i wiedziałam, że nic mi
nie zagraża. Tutaj czułam się jak szary człowiek, który nagle stał się
interesującą postacią. Przemknęłam między stolikami do Very i Jacksona, którzy
o czymś dyskutowali. Niepostrzeżenie zajęłam swoje miejsce i schowałam twarz za
kartą menu.
-I co się
tak chowasz?
-Nie chowam
się. Wybieram jakieś danie – zmyśliłam na prędce. Oczekiwanie na Josha trwało
wieki. Czas się dłużył, a ja nie myślałam o niczym innym jak o czubku własnego
nosa. Zastanawiałam się od kogo był dany anonim i co się właściwie ze mną
dzieje. Nagle wszyscy twierdzili, że zapalam świece i pochodnie, teraz moje
włosy zmieniają kolor. Zaczęłam powątpiewać w swoje człowieczeństwo. Czy
rzeczywiście byłam człowiekiem? Nie znałam swoich rodziców, nikt z domu dziecka
nie chciał mi też powiedzieć kim oni byli i jak tam trafiłam. Bardzo żałowałam,
że dziecko nie pamięta swojego dzieciństwa, tych pierwszych lat, kiedy
poznajemy świat. Może gdybym to pamiętała wiedziałabym też kim są moi rodzice.
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Skoro mieszkałam w domu dziecka, to
uznałam, że oni po prostu mnie nie chcieli. Może byłam niechcianym dzieckiem, a
może moja mama nie potrafiła sobie ze mną poradzić? Co takiego uczyniłam, że
się tam znalazłam? Oddali mnie jak bezduszną, zużytą zabawkę, nikomu
niepotrzebną. A przecież ja też mam uczucia. Czuję. Dlaczego więc mnie oddali?
Co takiego uczyniłam, że postanowili pozbawić mnie dzieciństwa? Gdy byłam
młodsza zazdrościłam dzieciakom ze szkoły, że przychodzą po nich rodzice.
Nienawidziłam dnia matki i ojca i zawsze starałam się zepsuć tą uroczystość. No
bo dlaczego oni mogli mieć rodziców, a ja nie? Czemu pozbawiono mnie osób,
które powinny być dla mnie najważniejsze? Nigdy nie mogłam powiedzieć do nikogo
mamo, albo tato. Podczas gdy wszyscy opowiadali jak spędzali czas z rodziną,
jakie to rolki nie dostali czy jak wspaniały rower podarował im ojciec na
gwiazdkę, ja miałam tylko swojego misia. Nigdy nie było mi łatwo. Zastanawiałam
się, co bym zrobiła gdybym pewnego dnia poznała własną matkę. Jak bym
zareagowała? Czy wrzeszczałabym po niej, uniosła się dumą i honorem i przeszła
obojętnie? Czy może wpadłabym w jej ramiona głośno szlochając?
Spojrzałam
przez okno, gdzie między drzewami przemieścił się jakiś cień. Cień czarnych
skrzydeł. Zdałam sobie sprawę, że to Josh, że przyszedł z odsieczą. Wstałam od
stołu przepraszając Verę i tłumacząc się tym, że mi duszno.
-Iść z
tobą?
-Nie
trzeba. Zaczerpnę tylko trochę świeżego powietrza i zaraz wracam. – Kolejne kłamstwo
wypłynęło z moich ust. Nie zwracałam już na to uwagi. Przychodziło mi to z taką
łatwością, a przecież nie powinno. Odtrąciłam swoje myśli i wyszłam na
zewnątrz. Stanęłam na chodniku rozglądając się na boki. Dałabym sobie rękę
uciąć, że widziałam czarne skrzydła.
-Szukasz
kogoś?
Ten głos z
pewnością nie należał do mojego kochanka. Odwróciłam się spostrzegając
muskularnego, odzianego w zwiewną marynarkę upadłego anioła.
-To ty.
-Tak, wiem.
Nie mnie się spodziewałaś. Miło to słyszeć.
Spojrzałam zniechęcona
na Ethana, miał rację. Bardziej wolałam zobaczyć te kruczoczarne włosy, niżeli
złote.
-Czemu Josh
nie przyszedł?
-Jest
zajęty, więc wysłał mnie.
-A od kiedy
jesteś chłopcem na posyłki? – Zdenerwował się, widziałam to w jego oczach.
Zlekceważył moje uszczypliwe pytanie i napiął mięśnie, wzdychając przeciągle.
-Słuchaj,
wiem że nie cieszy cię mój widok i bardziej wolałabyś rzucić się w ramiona
Joshu’y, ale tak się składa, że tylko ja miałem czas. Więc, jaki masz problem?
-Nie widać?
– wskazałam na swoje włosy, które jarzyły się czerwienią. Czy naprawdę nikt nie
zwracał na nie tak wielkiej uwagi jak ja?
-Przefarbowałaś
się i co?
-Nie
przefarbowałam! One same zmieniły kolor do cholery! – Wrzasnęłam rozzłoszczona,
a gdzieś obok nas posypały się iskry z latarni. Nie wiedziałam, czy to tylko
zwykły zbieg okoliczności, czy to ja to spowodowałam. Sama już się gubiłam.
-Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że po to zaalarmowałaś Josha. Przecież on się wścieknie
jak powiem mu, że chodzi o durne włosy. – Ignorancja Ethana doprowadzała mnie
do szału. Nie lubiłam go. Nie wiem, co takiego miał w sobie, że Josh poszedł by
za nim w ogień. Był irytujący, wścibski, arogancki i mogłabym tak wymieniać bez
końca.
-Tak,
chodzi o durne włosy. Możesz mnie do niego zabrać?
-Jasne –
odparł uśmiechając się perfidnie. I w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie
mogę odejść bez wyjaśnienia. Gdybym zniknęła nagle z restauracji Vera zaczęłaby
mnie szukać. Nie potrzebowałam oskarżeń i kłótni po powrocie do domu.
-Poczekaj.
Obiecałam Verze ten wieczór. Miał być tylko nasz. Nie mogę jej tak po prostu
zostawić.
Nie
podobała mu się perspektywa czekania na mnie, widziałam to i czułam. Jednak
miałam to głęboko w nosie. Przyszłam tu z Verą i muszę jej powiedzieć, że
wychodzę.
Ruszyłam
przed siebie zastanawiając się jakie kłamstwo mam jej wcisnąć. Przerażał mnie
fakt, że od jakiegoś miesiąca okłamywałam ją notorycznie i nic sobie z tego nie
robiłam. Przecież byłyśmy przyjaciółkami. Dzieliłyśmy się niemalże wszystkim. A teraz
nosiłam w sercu tak wiele tajemnic, o których ona nie miała pojęcia.
-Wszystko w
porządku? – Zapytała kiedy dotarłam do stolika. Zrobiłam minę zbitego psa
obmyślając w głowie plan.
-Przepraszam
cię, ale muszę wyjść.
-Słucham?
Nawet nic nie zamówiłaś! – Jej wzrok przeszył moje serce na wskroś. Żenujące
było to, że potrafiłam ją okłamywać myśląc wyłącznie o sobie. Bo byłam
ważniejsza, miałam swoją sprawę.
-Tak, wiem.
Zapomniałam jednak, że powinnam być teraz gdzie indziej…
-Niby
gdzie?
-Ze mną –
tuż za mną stanął Ethan. Otworzyłam szeroko buzię zastanawiając się, co ten
pajac kombinuje. Przecież kazałam mu zaczekać na zewnątrz i nie wychylać się.
-Jestem
Ethan, a kim jest ta przeurocza dama?
-Vera –
Upadły skłonił się nisko, całując Verę w rękę. Myślałam, że jestem mistrzyniom
w żenujących sytuacjach, a jednak był ktoś, komu bardziej pasowała taka
„nalepka”. Przesłałam myślami informację do Ethana z pretensjonalnym pytaniem,
co on wyczynia. Zamiast odpowiedzi otrzymałam tylko niemy uśmiech zdrajcy.
-Ivi nie
wspominała, że była już umówiona. Gdybym wiedział, z jakim jest towarzystwem
przyszedłbym już wcześniej.
-No
właśnie, umówiliśmy się. I trochę się nam śpieszy.
-Ależ pięć
minut nas nie zbawi, prawda?
Ethan
rozsiadł się na krześle wpatrując w duże oczy Very. Super, jeszcze tego mi
brakowało, by robił teraz przedstawienie. Urządzał sobie niezły teatrzyk ze
mnie, podczas gdy ja naprawdę potrzebowałam pomocy. Potrzebowałam Josha. Tu i
teraz. W tej chwili!
-A pan to
zapewne ojciec tej niewiasty?
-To mój
chłopak – myślałam, że wybuchnę śmiechem na stwierdzenie Ethana o Jacksonie.
Miło, że ktoś w końcu tak go potraktował.
-Widać w
miłości lata się nie liczą – poprawił się szybko upadły, spoglądając uważnie na
Jacksona. Zapadła niema cisza. Jackson toczył wojnę spojrzeń z Ethanem, a Vera
była pod wrażeniem mojego przyjaciela. Już wiedziałam, że w domu zamęczy mnie
pytaniami na jego temat. Jeszcze tego brakowało, by zechciała nas ze sobą
swatać. Albo gorzej, aby ona z nim się zeswatała. Patrząc na Ethana naprawdę
wolałam widzieć Verę u boku Jacksona, nie ważne jak bardzo do siebie nie
pasują, Ethan nie pasowałby do niej jeszcze bardziej. Poza tym, na miłość boską
to upadły anioł!
-Skąd
jesteś, jeśli mogę wiedzieć?
-Z małego
miasteczka w Colorado. Do Seatle dopiero niedawno się przeprowadziłem.
Powiedzmy, że nie odpowiadały mi tamtejsze klimaty – odpowiedział grzecznie na
zadane mu pytanie. Wyglądało to prędzej jak przesłuchanie. Wiedziałam, że każda
odpowiedź Ethana była kłamstwem. Przecież to anioł. Nigdy nigdzie nie mieszkał.
Jego domem było niebo, miejsce obok Boga czy gdzieś z boku, na jakiejś tam
chmurce.
-To kawał
drogi. Pewnie tęsknisz za rodziną?
-Szczerze
mówiąc nie bardzo. Jestem jedynakiem, a moi rodzice już dawno są w niebie.
-Jesteś
pewny, że są w niebie? – Kolejne podejrzliwe pytanie. Nigdy nie sądziłam, że
Jacksona obchodzi coś więcej niż czubek własnego nosa, a co więcej, że
zastanawia się nad niebem.
-Wiem, że
tam są. I na pewno jest im tam dobrze.
-Cóż,
zawsze lepiej niż na ziemi. Tu dopiero jest piekło.
-Zapewniam,
że w piekle jest jeszcze gorzej niż tutaj. Byłem już tam jedną nogą.
Ich dialog
przerodził się w dziką kłótnię. Ethan stąpał po kruchym lodzie i wcale mi się
to nie podobało. Jakim prawem opowiadał o piekle zwykłym śmiertelnikom? Czy
naprawdę był, aż tak głupi, żeby się zdradzić? I wtedy przypomniały mi się
słowa dziwnego mnicha ze stowarzyszenia Farghal. Mówił, że anioły to aroganckie
i cyniczne stworzenia, które co chwilę ujawniają swoją tożsamość. Musiałam
powstrzymać Ethana. Natychmiast wstałam z krzesła i pociągnęłam go za sobą.
-Było miło,
naprawdę, ale czas już na nas. Vera – spojrzałam na przyjaciółkę, która
wydawała się zafascynowana widokiem złotowłosego chłopaka. – Zobaczymy się w
klubie.
Szybkim
krokiem opuściliśmy restaurację. Kiedy tylko znaleźliśmy się w ciemnej uliczce,
puściły mi nerwy i zaczęłam wrzeszczeć po upadłym.
-Czyś ty do
reszty zwariował? Nie dość, że wprosiłeś się do środka, to jeszcze prowokowałeś
Jacksona i opowiadałeś takie bzdury!
-Sam się o
to prosił. Z tym gościem jest coś nie w porządku.
-Daruj
sobie takie oskarżenia. Natychmiast zabierz mnie do Josha.
Bez słowa
Ethan rozłożył swoje skrzydła i chwycił mnie mocno w pasie. Po chwili już
szybowaliśmy między chmurami, nie odzywając się do siebie ani słowem.
***
Tak, wiem. Zawiodłam Was. Długo nie było nic nowego i nie wiem kiedy znowu coś dodam. Nie mam weny. Wiecie jak to jest, że macie to w głowie, ale nie potraficie przelać na papier? Ja tak właśnie mam.
Co do rozdziału. Ukazuję kolejne oblicze Ivi i odsłaniam kolejny element tajemnicy z poprzednich rozdziałów. W tym rozdziale jest jeszcze jedna zagadka, ale o niej nie wspomnę. Mogę tylko powiedzieć, że jest ukryta między wierszami. Kto potrafi czytać ze zrozumieniem na pewno szybko się domyśli o co chodzi. Żegnam się z wami, idę odwiedzić rodziców ;) Buziaki!
CZYTAM = KOMENTUJE
Wiem jak to jest nie mieć weny.Ale żartujesz sobie mówiąc,że nic się nie dzieje.Ja wprost ubustwiam twego bloga i czekam na nn!
OdpowiedzUsuńŻyczę ogromnych zapasów weny i zapraszam na mojego bloga www.world-with-eyes-renesmee-cullen.blog.pl
Cassie
Akcja rozwija się wspaniale! Także uwielbiam twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTajemniczość Josha jest wspaniała. Kurcze, nie wiem czemu mnie ciągnie do takich facetów?
Do tego dziwna zmiana koloru włosów Ivi oraz zachowanie Ethana. Czy chłopak ma racje, że z Jacksonem? Zwłaszcza, że facet dziwnie rozmawiał z upadłym.
No nic. Muszę się uzbroić w cierpliwość.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny ;*
Oczywiście i mnie zastanawia jakim cudem Ivi zmieniła kolor włosów i czy Ethan ma racje co do Jacksona. Akcja się rozwija. Ciekawi mnie ten list. Co on oznacza i kto to wgl napisał.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam i życzę weny.
Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać kiedy wyjdzie na jaw tajemnica Ivi, nie wspominając już o licznych tajemnicach Josh'a. Twoje opowiadanie wciąga mnie na maxa, szczególnie ze względu na akcje, oraz to, że odkrywasz zaledwie rąbek tajemnicy, a nie wyrzucasz wszystkiego naraz. Powodzenia w dalszym pisaniu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Luiza.
Kurde, nie lubię zagadek -.-
OdpowiedzUsuńOj, wiem jak to jest mieć coś w głowie, a nie umieć tego napisać ;]
Gdybyś wydała książkę, to zapewniam, że kupiłabym ją jako pierwsza! Tak wciąga.... że nawet nie wiesz, że juz się skończyło!
No i ciekawe, co ma Ethan na myśli mówiąc, że ten Jackson jest dziwny.. może on wie o upadłych? A może sam ma coś z nimi wspólnego?
No i czemu zmieniły się włosy Iv na czerwony? I ta lampa, iskry, świece... czarownica? Fajnie by było ;)
Cieszę się także, że nie odsłaniasz wszystkich tajemnic na raz, tylko pomału. Przynajmniej się nie pobugimy .
Więc: rozdział świeeetny i więcej takich! Choćbym miała czekać miesiąć albo nawet dwa i będzie on równie dobry jak ten lub lepszy, to będę czekać! :*
Pozdrawiam ;**
PS. Nie wiem, czy Cię informowałam ( mam urwanie głowy ), że u mnie jest nn ;)
[bitwa-o-marzenia]
Och jak ja dobrze wiem, co to znaczy nie mieć weny, a jeszcze bardziej jest to irytujące wtedy kiedy na przykład masz czas na pisanie a nie masz co napisać lub nie możesz zebrać myśli, a kiedy właśnie nie masz czasu to wszystko się zaczyna klarować.
OdpowiedzUsuńNotka dość długa i fajnie, lubię takie ;)Cieszę się, że powoli się wszystko wyjaśnia ale że dochodzą też nowe tajemnice. Nagła zamiana koloru włosów Ivy była zabawna. Jej irytacja i panika rozbawiły mnie nieźle. Szkoda mi natomiast Very. Wokół niej jak na razie nikt nie jest szczery. Jej chłopak jest zaplątany w jakieś dziwne sprawy tak samo jak najlepsza przyjaciółka. Czyżby Jackson coś kombinował i wiedział i wykorzystuje do tego Verę? Może chce się przez nią zbliżyć do Ivy i "miejsca ich pracy"?
Josh jest niebywały jest w nim tyle emocji, że trudno je ogarnąć. Ethan jest zabawny i irytująco przekonywujący w roli aroganta.
Ja na miejscu Ivy też zastanawiałabym się czy jestem człowiekiem jeśli wokół mnie zaczęłyby się dziać takie dziwne rzeczy, jeśli przyciągałabym stwory z mroku i upadłe anioły. Samoistna zmiana koloru włosów i iskry z latarni mówią dodatkowo same za siebie, poza tym bardzo szybko zaczęła myśleć o tym wszystkim jako o codzienności, coś z nią nie tak i widać to na pierwszy rzut oka.
Jackson jest kimś z rodu nadprzyrodzonych mrocznych istot, tak mi się zdaje ;) Poczekam na wyjaśnienia ale z niecierpliwością.
Pozdrawiam i czekam na odwiedziny ;)
Jak widać więcej osób w twoim opowiadaniu jest nadprzyrodzona,a tylko biedna Vera jest normalna ;D Tylko, żeby się nie okazało, że IV ją zostawi, a Josh okaże się pomocnikiem Charliego. Bo już po dziewczynie ;) Tym bardziej, że w końcu pokazuje się z nią publicznie, a wcześniej chował się z nią po domu. Także ta rozmowa z Ethanem była dziwna, tak jakby sam wiedział o wszystkim, co jest poza Ziemią. Tajemnicę i coraz więcej tajemnic ;)
OdpowiedzUsuńBohaterka zastanawia się nad swoim pochodzeniem. Coś podejrzewam, że człowiekiem to ona nie jest, niestety. Albo jest czymś pół na pół z człowiekiem, bo jednak ma uczucia (pokazałaś je, jak bardzo cierpiała z powodu braku rodziców).
Także jej irytacja na zmianę koloru włosów jest interesująca. Czy ona włada żywiołem ognia czy jak? Bo zapala świece, latarnie iskrzą (choć to już elektryczność a nie ogień, ale można stwierdzić, ze to pokrewne rzeczy, bo związane ze światłem). No i ten czerwony kolor włosów ( i ten czerwony szablon xD). Muszę wymyśle swoją teorię na ten temat i zobaczymy czy się sprawdzi ;)
Powiadamiasz związany z obserwowanymi naprawdę się sprawdza, możesz mu zaufać. Momentalnie miałam wiadomość, że u Ciebie nowa notka, ale czau było brak, by od razu przeczytać i skomentować.
Qinsia! Z Ciebie to nowa kobieca wersja Holmesa się robi bo wciąż jakiś teorie snujesz:p
UsuńWidzę, że Tobie też nowa czerwonowłosa Ivy przypadła do gustu.
Very też mi szkoda, że tylko ona nie została obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, taka wyraźnie inna w stosunku do reszty się wydaje. Bez niej byłoby jednak tak jakoś smutno.
Żywioł ognia i iskry z latarni jednak mi się słabo łączą, ja uważam, że ona to ma jakieś typowo destrukcyjne zdolności, ale to tylko taki mój mały pomysł. ;)
Pozdrawiam
'Milion ludzi tak robi', heh, to zdanie mi się podoba, a jeszcze bardziej ta ich gra słowna.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Jesteś świetna pisarka, mówiłam ci to już? Kiedy napiszesz jakąś książkę, kupię ją :)
A co do rozdziały, to jestem ciekawa reakcji Josha na ten "problem" Ivi. A swoja drogą, to ciekawa jestem co z jej włosami? Może to jakieś zaklęcie? A może jeszcze coś innego? Poczucie humoru Ethana mnie powala. Jego postać mnie najbardziej fascynuje.
Weny życzę!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO rany, ale się spóźniłam, rozdział opublikowałaś kilka tygodni temu ;_;
OdpowiedzUsuńHah, czyli w tym rozdziale role się odwróciły :D Iv poważna, Josh nieco roztargniony :P A scena z Ethanem (dobrze napisałam?) mnie rozwaliła XD
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejną część. :)
[smak-przeznaczenia]
Witaj.
OdpowiedzUsuńMaera Fey, w której kolejce znajduje się Twój blog, nie jest w stanie na razie angażować się w Gaol. Rozważa nawet odejście z ocenialnii. Proszę, abyś w miarę możliwości wybrała inną oceniającą - obiecuję, że zostaniesz przeniesiona zgodnie z datą zgłoszenia (pomijając blog, którym oceniająca obecnie się zajmuje).
Pozdrawiam,
Idariale, naczelniczka Fair Gaola
Ps. Możesz przenieść się do dowolnej kolejki, nawet tej zamkniętej. To mała rekompensata.
OMG~!! Cudo~! Będę śledzic twojego bloga. (:
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś ochotę to również zapraszam na mojego bloga z opowiadanie. (:
http://koszmarwbajke.blogspot.com/