środa, 12 czerwca 2013

[14] "Życie ciągle za­daje py­tania, nies­te­ty w większości retoryczne. "


Dzień dobry moi mili. Tak, wiem, aż wstyd mi tu pisac po takiej nieobecności zważywszy na to, że obiecałam poprawę. Jakoś nie miałam natchnienia, a raczej chęci. Straciłam pracę i chyba to mnie zdołowało. No nic, nie przedłużam, tylko zapraszam na rozdział.
Ps. Zapomniałam dodać. Opis pokoju Josha zawdzięczam, mojej ukochanej Anitce, w świecie blogowym Fallon. Gdyby nie ona, nie ruszyłabym się z tą historią. Dziękuję!

Serce łomotało w mojej piersi jak szalone. Mózg pompował ogromną ilość krwi, a ja robiłam się coraz bardziej czerwona po twarzy. Płonęłam. Czułam, że płonę, że moje wnętrzności za chwilę eksplodują żywym ogniem. Nie mogłam się na niczym skupić poza wielkim, szyderczym uśmiechem jaki bił od twarzy Charliego. W myślach krzyczałam, a moje ciało ogarnęły dziwne wstrząsy.
            Nagle rozpętała się burza. Wicher wtargnął w moje włosy studząc mój zapał. Pięć metrów nad ziemią zauważyłam kobietę w białej sukience, mamroczącą coś pod nosem. To odwróciło na chwilę uwagę Charliego.
            -Ivi, chodź do mnie! – Usłyszałam nagle głos Josha we własnych myślach. Rozejrzałam się po okolicy i szybko zlokalizowałam swojego wybawcę. Skryty za zaroślami machał rękami jak szalony. Spojrzałam w kierunku Charliego, który toczył pojedynek z Ferimą i zwiałam gdzie pieprz rośnie. Wpadłam w objęcia Josha głośno szlochając i panikując.
            -Boże on… ja… to jakieś chore!
            -Idziemy – pociągnął mnie za rękę prowadząc do samochodu, który stał niedaleko. Zatrzymałam się w pół kroku.
            -A co z Ferimą?
            -To czarownica, da sobie radę.

            Samochód gnał przed siebie między ciemnymi przestworzami. Byłam cała rozpalona i nie wiedziałam, jak mam się opanować. Wypluwałam z siebie bezsensowne słowa, dziękując Joshowi za ratunek. Nie wiedziałam, że ktokolwiek mnie słyszał. Byłam święcie przekonana, że nikt w promieniu co najmniej dwóch mil nie usłyszy, ani też nie zobaczy mojej klęski przy Charliem.
            -Charlie ma taką samą moc jak ja! Nic nie rozumiem – odezwałam się w końcu dochodząc do siebie. Josh milczał, wpatrując się uparcie w drogę przed nami. – Nie wyczułam wokół niego żadnej energii, nic co by upewniało mnie w tym, że jest nadnaturalnym stworzeniem, a tymczasem on zaatakował mnie jednym z żywiołów. Nie może być człowiekiem skoro ma moce! Ja nie jestem człowiekiem, dlatego je mam. A on? Kim on do cholery jest? – Nie wiedziałam, czy zadaję te pytania Joshowi czy bardziej sobie. Zadziwiające również było to, jak szybko pogodziłam się z faktem, że jestem inna od ludzi, których znam. Nie zwykłam na siebie wołać dziwadło, ale uznanie siebie za istotę nadprzyrodzoną było lekkim przegięciem.
            -Może nie dostrzegłaś tej energii? Być może dobrze się maskuje, albo…
            -Albo co? – Josh westchnął, stukając palcami o kierownicę. Widziałam, jak bije się z myślami. Powiedzieć jej czy nie?
            -Albo ktoś z jego rodziny był upadłym aniołem. Wiem, że Reymond był Hermerem, więc ojca można wykluczyć, ale matka?
            -Nad tym nie pomyślałam.
            -Twierdzisz, że nie wyczułaś wokół niego żadnej energii – Josh jechał szybko, ale i bezpiecznie. Mijaliśmy coraz to różniejsze bloki i domy. – Ivi, ja też nie wyczuwam energii wokół ciebie.
            -Co to ma znaczyć?
            -Jeszcze nie wiem, ale na pewno się dowiem.

            Zszokowała mnie ta informacja. Byłam pewna, że posiadam jakąś aurę. Nieważne jaką, mogła być czerwona od upadłych aniołów, mogła też być niebieska pochodzenia hermerskiego, ale żeby żadna? Przecież nie byłam człowiekiem. Moja matka była aniołem, więc i ja coś od niej dostałam. Musiałam być istotą nadnaturalną, w innym wypadku nie posiadałabym mocy żywiołów. Coś tu było nie tak.
            -Gdzie my jedziemy?
            -Muszę cię ukryć. Charlie jest dość niebezpieczny i nie wiadomo co mu strzeli do głowy.
            -Przecież Ferima się nim zajęła – pomyślałam, ale on tylko pokręcił głową.
            -Nie zatrzyma go na długo. Muszę zabrać cię w bezpieczne miejsce.
            -To znaczy?
            -Do mojego domu – odpowiedział skręcając w jedną z wąskich uliczek. Samochód piął się w górę po betonowej ulicy. Nikt nie przejeżdżał obok nas przez co jeszcze bardziej się denerwowałam.
            -Nie mogę całe życie się ukrywać, a co z Verą? Z moją pracą?
            -Charliemu chodzi o ciebie, już to udowodnił i póki nie dowiemy się czego tak naprawdę chce, musisz trzymać się z dala od klubu.
            -Nie mogę ukrywać się całe życie! – Zawrzeszczałam, jednak szybko umilkłam.

            Samochód zatrzymał się przed wysoką, białą bramą z czarnymi prętami. Dostrzegłam na samym szczycie kolumny kamerę. Josh wystukał jakiś numer na panelu obok bramki, która zaraz się otworzyła. Dzielnica była niezwykle zadbana. Przystrzyżone, zielone trawniki, ani jednego śmiecia na ulicy. Idealne budynki mieszkalne z widokiem na zatokę Puget. Wjechaliśmy na podjazd do garażu, gdzie zostawiliśmy samochód i weszliśmy do jednego z domów. Na widok wnętrza zaparło mi dech w piersiach. Było tam bardzo nowocześnie. Przed moimi oczami rozpościerał się przestronny, jasny salon. Nowoczesna sofa stała na samym środku pokoju, obita czarną skórą. Josh rzucił swoją kurtką na leżący obok fotel i postawił kluczyki na stoliku.
            -Kto tu mieszka? – Zadałam pytanie opierając się o ścianę i wpatrując w kominek. Moje oczy chłonęły każdy centymetr tego cudnego mieszkania. Niemal wszystkie cztery ściany zostały przysłonięte urozmaiconymi obrazami, które przedstawiały średniowieczne zabytki.
            -Ja – odpowiedział Josh całując mnie w czoło. Nie tak zapamiętałam jego dom. Był mały, obskurny, idealny jak na kryjówkę upadłego anioła. Ten za to posiadał w sobie tyle przepychu i bogactwa, że mógł paść ofiarą napaści już za pierwszym razem.
            -To idealne miejsce na schron. Okolica jest strzeżona, wszędzie jest monitoring, sąsiedzi nie specjalnie lubią zaglądać do cudzych okien. Czego można chcieć więcej?
            Cóż, teraz rozumiałam, dlaczego Josh zabunkrował się w takim schronie. Zastanawiałam się tylko, po co jest mu on potrzebny. Czy rzeczywiście miał, aż tylu wrogów, żeby użyć takiej fortecy? Nie wiedziałam tego i nie zamierzałam się nawet dowiadywać.
            -Nie mogę zostawić Very samej – odparłam stanowczo. Tak naprawdę nie chciałam być w tym mieszkaniu. Nie chciałam chować głowy w piasek i uciekać od niebezpieczeństwa. Chciałam walczyć, a Josh mi tego zabraniał. Bał się o mnie jakbym była kruchą istotą, która nie da sobie z niczym rady.
            -Aniele, Charlie nic jej nie zrobi.
            -Nie jestem tego taka pewna. Zawsze może ją porwać, a potem mnie szantażować. – Słowa trafiły w Josha. Wiedziałam, że nie obchodzi go Vera, ale wiedziałam też, że zrobi wszystko by mi było dobrze. Wykorzystałam tą wiedzę i choć czułam się przez ułamek sekundy jak ostatnia egoistka, która wykorzystuje własnego chłopaka do swoich potrzeb i tak zrobiłam swoje.
            -Dobrze. Powiem Ethanowi żeby miał ją na oku.
            -Nie chcę, żeby się koło niej kręcił. Verze łatwo namieszać w głowie, a ja nie mam zamiaru wysłuchiwać potem płaczu z jej strony, bo twój kumpel złamał jej serce.
            -Więc mu powiem, by trzymał się na bezpieczną odległość. Zadowolona?
            -Owszem – stanęłam na czubkach palców i szarpnęłam za jego podkoszulek, przyciągając Josha do siebie. Zatopiłam się w jego wargach, które wpiły się w moje z jeszcze większą namiętnością. Brakowało mi jego bliskości. Tak naprawdę ona nigdy nie istniała. Zawsze ktoś nam przerywał, a ja chciałam mieć go tylko dla siebie. Pragnęłam jego ciała, silnie umięśnionych ramion oraz tych oczu przepełnionych miłością. Wiedziałam, że Josh jest tym jedynym na którego czekałam. Oddałabym za niego duszę, a nawet zaprzedała się diabłu. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało. Niewyobrażalny ból towarzyszył by mi każdego dnia, kiedy jego nie byłoby przy moim boku. Kochałam go. Nie wiedziałam nawet kiedy i jak to się stało, że to uczucie wtargnęło między nas dwoje. Między upadłego anioła i dziewczynę obcego pochodzenia.
            -Masz coś przeciwko, żebym wziął prysznic?
            -Nie. Porozglądam się tutaj – uśmiechnęłam się, a Josh zniknął z moich oczu. Jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu słysząc jak zamykają się za nim drzwi od łazienki. Wiedziona ciekawością, ruszyłam w głąb mieszkania, gdy tylko usłyszałam szum wody dobiegający z łazienki. Ten odgłos dodał mi odwagi, aby poszukać odpowiedzi właśnie tutaj. Otwierając pierwsze drzwi, nie byłam gotowa na to, co tam zastanę. Sypialnia na bazie trapezu z miejsca zarzuciła na mnie swoje zdradzieckie sieci. Nie byłam pewna, co w tym pomieszczeniu podoba mi się bardziej: duże, wodne łóżko, czerwona kanapa, czy pastelowy kolor ścian. Dotarłam do drzwi balkonowych i z wrażenia zasłoniłam usta dłonią. Wschodziło właśnie słońce i rzucało swój czar na zatokę oraz całą okolicę. Nigdy nie widziałam tak pięknego wschodu słońca. Tym razem matka natura się postarała.
            Upewniwszy się, że Josh bierze jeszcze prysznic wyszłam na balkon i wyciągnęłam swoją komórkę. Musiałam coś powiedzieć Verze. Naprawdę uważałam, że lepiej by było powiedzieć jej o wszystkim prawdę, jednak z drugiej strony targały mną wyrzuty sumienia. Co, jeśli coś się jej stanie gdy pozna prawdę? Nie mogłam na to pozwolić.
            -Halo?
            -Dzięki Bogu odebrałaś – zaświergotałam do słuchawki, a kamień spadł mi z serca. Martwiłam się o nią i zastanawiałam, czy ona odczuwa to samo.
            -Iv, jest środek nocy. Masz pojęcie jak bardzo w tej chwili cię nienawidzę?
            -Wiem, przepraszam – wypuściłam powietrze z płuc, po czym szybko wciągnęłam je z powrotem. Musiałam wymyślić kolejną bajkę mojego nagłego zniknięcia.
            -Gdzie ty do diabła jesteś? Tylko mi nie mów, że panoszysz się z tym przystojniakiem, którego poznałam w barze, bo będę zazdrosna.
Uśmiechnęłam się niewinnie przypominając sobie o Ethanie.
            -Jestem niedaleko, nie mogę ci powiedzieć gdzie. Nie wiem kiedy wrócę.
            -Mam się bać? Dzieje się coś strasznego?
            -Nie. Po prostu mam parę spraw, które muszę rozwiązać sama – Zakręciło mi się w głowie, a żołądek fiknął kozła. Rozgoryczona kolejnym kłamstwem poczułam jak łamie mi się głos. Miałam wielką nadzieję, że Vera tego nie wyczuje.
            -Rozumiem, że mi o nich nie powiesz?
            -Nie w tej chwili. Chciałam ci tylko powiedzieć, że ze mną wszystko w porządku, żebyś się nie martwiła.
            -To dlaczego mówisz jakbyś się ze mną żegnała?
            Wiedziałam, że wyczuje mój ton głosu. Nie była głupia i doskonale zdawała sobie sprawę, że coś się dzieje. W końcu co chwilę gdzieś znikałam, moje łóżko niemal co noc było puste. Nie mogłam jednak jej powiedzieć, że mój psychodeliczny fan nagle zapragnął mojej śmierci, a ja postanowiłam zabawić się z nim w kotka i myszkę.
            -Nic mi nie jest.
            -Dobra, będziesz chciała to sama mi powiesz. Jaką ściemę mam wcisnąć Larremu? – Zapytała rozespana, entuzjastycznym głosem.
            -Wymyślisz coś. Trzymaj się.
           
            Nie byłam zadowolona ze swojego czynu, ale uważałam, że lepiej było ją powiadomić o moim nagłym zniknięciu, niżeli miałaby odchodzić od zmysłów przeze mnie. Schowałam telefon do kieszeni polarowej bluzy i weszłam do środka. Oparty o framugę w drzwiach, w samym ręczniku stał Josh. Kropelki zimnej wody spływały po jego ciele, a oczy utkwił we mnie. Speszyłam się. Nie to, żebym nigdy nie widziała pół nagiego mężczyzny, ale widok Josha w samym ręczniku przewiniętym wokół talii był zniewalający. Małe kropelki ześlizgiwały się po jego ciele i wpijały w brązowy ręcznik. Mokre, czarne włosy opadały na czoło, przysłaniając jego oczy. W tym świetle jeszcze go nie widziałam. Wyglądał jak chodzący Bóg seksu. Idealny w każdym calu. Mięśnie były rozluźnione, a jego twarz wyrażała całkowity spokój i pewnego rodzaju rozbawienie moim zachowaniem. Nie umiałam się opanować. Serce biło mi jak szalone, myślałam, że wystrzeli mi z piersi. Natychmiast zrobiło mi się gorąco i czułam jak policzki pieką mnie od rumieńców.
            -Z kim rozmawiałaś? – Josh podszedł do mnie i założył zbłąkany kosmyk moich czerwonych włosów za ucho. Nagły przypływ adrenaliny sprawił, że pociągnęłam go na łóżko i zaczęłam łapczywie całować. Nie mogąc się opanować sama zaczęłam zrzucać z siebie ubrania, aby poczuć jego bliskość. Dzika rządza namiętności rozkazała mi oddać się w jego ramiona, tulić, całować i już nigdy nie wypuszczać go z rąk. Chciałam być przy nim już na zawsze i na wieki wieków. W tym momencie liczyła się chwila. Chwila, która miała wiecznie trwać. Pozbyłam się uciążliwej bluzy i zrzuciłam z siebie zwiewną, białą bluzkę. Rozpalona usiadłam na niego okrakiem, utkwiwszy ręce na jego torsie. Był tak gładki, że wydawało mi się, że nigdy nie zaznał żadnej rany. Zaczęłam błądzić rękoma po jego ciele, a on wszystko obserwował z dziką rozkoszą i rozbawieniem. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nigdy wcześniej nie odważyłam się na taki ruch, jednak coś sprawiło, że właśnie teraz to ja powinnam zapanować nad nim. Nie on, tylko ja, ja miałam prowadzić. Łapczywie chłonęłam każdy centymetr jego prawie nagiego ciała. Składałam gorące pocałunki na jego ustach i szyi, bawiąc się wyśmienicie. Obudził we mnie takie pożądanie, że nim się spostrzegłam zaczęłam płonąć. Josh odsunął się ode mnie, jednak pozostał na łóżku.
            -Spokojnie Aniele. Chyba nie chcesz mnie spalić? – Zrobiło mi się głupio. Nie umiałam nad sobą zapanować i sprawiłam, że moja moc wzięła nade mną górę. Jeszcze chwila, a pozbawiłabym Josha życia.
            -Przepraszam. Nie umiem się jeszcze kontrolować.
            -Nie szkodzi – Popatrzył mi prosto w twarz, oczy poczerniały mu jak nigdy. Po chwili wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
            -Wychodzisz? – Wpadłam w panikę. Poczułam się zażenowana swoją postawą i byłam niemal pewna, że to przeze mnie on wychodzi.
            -Muszę porozmawiać z Ferimą. Po konfrontacji z Charlie’m na pewno ma mi wiele do powiedzenia.
            -Więc idziesz do niej? – Nie byłam pewna dlaczego mój ton głosu tak nagle się zmienił. Jeszcze przed chwilą obawiałam się braku akceptacji, leżałam na łóżku przed upadłym aniołem i miałam zamiar mu się oddać, a teraz jakby to uczucie gdzieś się ulotniło, a zastąpiła go zazdrość. Tak, byłam zazdrosna o Ferimę. Ona była taka idealna. Miała idealne proporcje, jej buzia była śliczna, w dodatku była czarownicą. Miała tyle asów w rękawie do zaoferowania, że przy niej, z moimi mocami wypadałam jak maleńki robak, którego można zgnieść i rozdeptać.
            -Chyba nie czujesz się zazdrosna?
            -Ależ skąd! Zastanawiam się tylko, co robiłeś pod Bers Soft z NIĄ? – Josh uśmiechnął się słabo.
            -Szukaliśmy śladów Aleksandra. Ona potrafi go wyczuć. Sama go unicestwiła, więc dokładnie wie gdzie może się znajdować.
            -Nie chcę zostawać tu sama. Chcę być przy tobie. – Otchłań jego oczu przyprawiła mnie o dreszcze. Podszedł do mnie i położył ponownie na łóżku, szeptając wprost do mego ucha.
            -Uwierz mi aniele, ja też wolałbym zostać tu z tobą. Pragnę cię już od tylu lat. Czekałem tylko na ten widok. Ciebie w mojej sypialni, rozpaloną i przepełnioną uczuciem do mnie. Ale w tej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na przyjemności. – [s]
            Pół godziny po wyjściu Josha chodziłam w kółko po jego mieszkaniu i marnowałam bezcennie czas na rozmyślanie, zamiast położyć się spać i odpocząć. Roznosiła mnie dziwna energia, która zarzuciła na mnie swe zdradzieckie sieci, abym czuła się rozgoryczona i niespełniona. Nie umiałam pogodzić się z faktem, że Josh jest właśnie z Ferimą. Niby nic mi nie zrobiła, a jednak czułam się o nią zazdrosna. Josh spędzał z nią mnóstwo czasu i denerwowało mnie to strasznie. Zamiast poświęcać go mnie, gnał do niej niczym mały szczeniak. Nie miałam z kim o tym porozmawiać, brakowało mi Very, której mogłam się wyżalić, chociaż ona pewnie i tak by nic nie zrozumiała. Z jakiś przyczyn wiedziałam, że niespecjalnie lubi Josha. Nigdy nie dałam jej szansy zapoznania się z nim. Możliwe, że zrobiłam to podświadomie. Ona też nie przedstawiła mi Jacksona, a może raczej to ja nie chciałam go znać. Izolowałam się od mężczyzn i nie wyobrażałam sobie rozłąki z Verą. Teraz sytuacja się odwróciła. To ja ją odepchnęłam i okłamałam już niejednokrotnie.
            Przechadzając się po pustym mieszkaniu niezrażona ciszą, jaka wokół panowała usłyszałam charakterystyczny dźwięk dla upadłych aniołów. Trzepot skrzydeł tuż nad dachem poinformował mnie, że ktoś się zbliża. Wiedziałam, że to nie Josh. On raczej nie używał swych skrzydeł, zwłaszcza w dzień, a zaczynało już świtać. Przeraziłam się nie myśląc zupełnie o niczym jak o uporczywie trzepoczących skrzydłach. Serce podeszło mi do gardła i stanęło w miejscu, kiedy dźwięk ustał, a zastąpił go odgłos zbliżających się kroków. Skierowałam swoją energię do rąk, które natychmiast zapłonęły i czekałam wlepiając oczy w drewniane drzwi. Gdy się otworzyły i zobaczyłam nogę przekraczającą próg mieszkania wystrzeliłam swoją moc, a raczej chciałam to zrobić. Nagle moja siła zbuntowała się przeciwko mnie i nie chciała mnie słuchać. Oprawca wszedł już do mieszkania z tęgą, aczkolwiek rozbawioną miną.
           
-Ethan! Na miłość boską, mogłam cię zabić!
-Co, tym czymś? – wskazał na moje dłonie, które były różowe od ognia, ale nie płonęły. Szlag mnie trafiał z tą mocą. Działała sama, jak się jej podobało. – Uwierz mi, nawet byś mnie nie drasnęła. – Ethan wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Wyglądał na zmęczonego, choć starał się to ukryć. Byłam pewna, że całą noc starał się znaleźć jakieś informacje dotyczące Jacksona.
-Co tu robisz?
-Przyszedłem do Josha, ale widzę, że go nie ma – stwierdził przemieszczając się w głąb mieszkania. Zdziwiło mnie to, jak się panoszy po cudzym mieszkaniu bez żadnej krępacji. Podczas gdy mi było ciężko znaleźć się w nowym otoczeniu, on doskonale sobie radził i wydawało mi się nawet, że zna to mieszkanie na wylot. Gdybym pewnie zapytała się go o to, gdzie jest cukier, z przyjemnością by mi go przyniósł.
-Josh jest z Ferimą – wykrztusiłam z siebie, choć ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Upadły musiał to zauważyć, bo podniósł dziwnie brwi do góry, a cyniczny uśmiech zagościł na jego twarzy.
-Czyżby ktoś tutaj był zazdrosny?
-Nieprawda! Dlaczego nagle wszyscy tak myślicie? – Oburzyłam się i zaczęłam stukać paznokciami o ścianę ze zdenerwowania. Dobra, byłam o nią zazdrosna. Nie wiem czemu, ale czułam się przy niej zagrożona. Nie podobało mi się to, że Josh się z nią spotyka, rozmawia na nasze sprawy i Bóg jeden wie co jeszcze. Nie poznałam jej na tyle by wiedzieć, do czego jest zdolna.
-Ja tego nie powiedziałem. No nic, skoro Josha nie ma, to ja też się stlenie. Wyczuwam wokół ciebie złą energię, która może się dla mnie niemiło zakończyć – mówiąc to wykonał milion ruchów dłońmi potwierdzając tym fakt, jak bardzo się zezłościłam. Faktycznie moje włosy przybrały ognisty kolor, a ręce drżały od mocy, która we mnie drzemała.
-Zaczekaj – zatrzymałam go przy samych drzwiach, gdy miał już wychodzić. – Jak poznałeś się z Joshem?
Widać było, że to pytanie zbiło go z pantałyku. Stanął w bezruchu z dziwną miną, która nie wyrażała niczego. Nie był to ani uśmiech, ani grymas. Po chwili zamknął ponownie drzwi i przemieścił się do kuchni machając na mnie ręką, abym poszła za nim. W białym pomieszczeniu wyłożonym czarno-białymi kafelkami stało niewiele mebli. Pod jedną ze ścian upchnięty był okrągły stoliczek z dwoma krzesłami, a tuż naprzeciwko stała lodówka z kuchenką, oraz parę szafek podwieszanych. Widać było, że temu miejscu brakowało kobiecej ręki. Nie było kwiatów, żadnych obrazków czy chociażby serwety na stół. To miejsce w odróżnieniu od całego mieszkania, które tętniło własnym życiem było lodowate i odstraszające. Ethan jednak poruszał się zgrabnie, nie zważając na wygląd kuchni. Wyciągnął z wiszącej szafki butelkę czerwonego wina i nalał do dwóch stojących szklanek nakazując mi rozsiąść się wygodnie. Coś czułam, że będzie to długa historia.
-Dokładnie pamiętam tamten dzień. To był sierpniowy wieczór, kiedy całe Seatle kąpało się w słońcu. Siedziałem w Płonącej Ostrydze i trwoniłem pieniądze na hazard. I wtedy do baru wszedł on – uśmiech zagościł na jego twarzy od ucha do ucha. Musiał miło wspominać tamte czasy. Nic dziwnego. Zapewne wtedy jeszcze nie miał żadnych problemów i żył jak prawdziwa burżuazja. – Od razu wyczułem jego energię, wiedziałem, że to nowy upadły anioł. Poza tym, plotki szybko się roznoszą jeśli ktoś spadnie z nieba. – Wzruszył ramionami jakby to było coś normalnego i upił trochę wina. Zrobiłam tak samo uważnie przyglądając się złotowłosemu. Ciekawa byłam ile miał lat i czy w ogóle jakieś miał. Jak długo stąpał po ziemi pozbawiony blasku mocy Bożej i dlaczego upadł? – Josh kogoś szukał, jakiegoś mężczyzny. Ostatecznie wdał się w bójkę z Chesterem, którego miałaś już przyjemność poznać. – Na samo wspomnienie obślizgłego blondyna, który przysiadł się do mnie ze swoimi koleszkami w barze zrobiło mi się niedobrze. Naprawdę byłam wdzięczna Joshowi, że tamtego dnia postanowił odwiedzić bar i pokazał mi swoją łaskę ratując tym samym mój chudy tyłek. Otrząsnęłam się i spojrzałam ponownie na mojego mówcę.
-Pomogłem Joshowi. Niewiele dni później zobaczyłem go w szeregach Czarnej Armii. Był rządny zemsty, a w jego oczach czaił się gniew. Nie wiem, co nim wtedy kierowało, ale przyjmował wszystkie zlecenia i wszystkie dokładnie realizował. Zabijał każdego, kto stawał na jego drodze. I tym mi zaimponował. Wstąpiłem do szeregów i trzymałem się blisko niego. Oto cała historia. – Zastanawiałam się co kierowało Joshem. Wiedziałam,  że jest sprytny, szybki i zwinny. Wiedziałam, że potrafi kogoś brutalnie potraktować, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. To przecież był mój Josh. Mój upadły anioł, który zjawiał się za każdym razem gdy potrzebowałam pomocy, mój wybawca, który siał we mnie niezwykłą tajemnicę i mój kochanek, który zrobiłby dla mnie wszystko. Wizerunek zimnego i oschłego Josha, zabijającego bez mrugnięcia powieką wydawał się tak bardzo odległy od mojego Josha.
Ethan postawił pustą szklankę po winie na stoliku i wstał kierując się do okna. Nim zdążyłam się z nim pożegnać on szybował już pośród chmur, a w blasku wstającego słońca widziałam czarny cień skrzydeł. 

14 komentarzy:

  1. Nooo, to jest rozdział! :D Czytało się mega zajebiście i szybko.
    Szkoda, że nie doszło do czegoś więcej w łóżku C: Piękna scena *.*
    Nie wiem, czy pisałam ale bardzo podoba mi się Twój styl. Piszesz fajnie, dobrze się czyta, ale zawsze jest coś, że muszę się zastanawiać nad sensem zdania. Lubię to :D
    Błagam, następny rozdział dodaj szybko, nie mogę się doczekać :D
    Pozdrawiam gorąco! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie pytaj.... skasował mi się komentarz! Jak ja to uwielbiam... W WIELKIM skrócie: Brak sugestii edytorskich ;D Tekst jak najbardziej zgodny z oczekiwaniami ;) Czekam na kolejny. Nie przesadzaj, beze mnie też byś sobie poradziła ;p Mój wkład to kropla w morzu zdań ;p
    Ściskam ;)
    Fallon

    OdpowiedzUsuń
  3. Może zacznę od niesamowitego wyglądu bloga<3 Wręcz zakochałam się w nim ;D
    A co do rozdziału :
    1. Bardzo ubolewam, że scena łóżkowa tak szybko się skończyła.
    2. Bardzo spodobała mi się opowieść Ethana.
    3.Josh dalej podbija moje serce ;D
    Podsumowując wspaniały rozdział i oczekuje na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, z tej strony Imago z Betowania :) Jeśli nadal jesteś zainteresowana współpracą, napisz do mnie na mail podany na mojej podstronie na Betowaniu i wszystko obgadamy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej ! Wpadłam tu i padłam z wrażenia. Sam szablon powala na kolana i sprawia, że aż chcę się krzyczeć! ;D Jestem zachwycona Twoim stylem pisania i tym jak potrafisz poprowadzić akcję. Wszystko ma swoje miejsce, a bohaterowie... Ahh czuję jakbym była nimi... o.o Szok! xD Szczególnie Josh <3 <3 <3 <3 Chcę z nim wątków jak najwięcej, ale to tylko moje "widzi mi się" xD Poza tym urzekła mnie twoja umiejętność opisywania poszczególnych zdarzeń. ;) Teraz kieruję się do spamownika o prośbę o informowanie o nowościach :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, dziękuję za takie pochlebstwa ;) W kwestii szablonu starałam się, aby był adekwatny do opowiadania i udało się, po raz wtóry. Co do samego pisania, cieszę się, że ci się podoba. Swój styl zawdzięczam wieloletniemu pisaniu i czytaniu. Będę informować o newsach jak tylko coś wyskrobię

      Usuń
  6. Chyba jeden z najlepszych Twoich rozdziałów! Coraz lepsze opisy, a i scena w sypialni też fantastyczna XD. Czekam na jej kontynuacje :D. Troszke sztywna wyszła Ci historia Ethana o poznaniu Josha. Brak mi w tym jakiś głebszych emocji.
    Co do szablonu to jest naprawdę świetny!. Bardziej żywy i okazały. Nagłówek jest uroczy, a kobieta doskonale pasuje do postaci Ivi.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agatko. Starałam się w jak najdelikatniejszy sposób przekazać historię Ethana, ale suche fakty ciężko mi wychodzą. Co do szablonu. Ach, jestem z niego naprawdę dumna i też uważam, że wspaniale ta postać pasuje do Iv. Tylko nie umiem znaleźć odpowiedniego Josha ;D
      A kiedy ty ruszasz z opowiadaniem? Coś ostatnio zaniedbałaś go.

      Usuń
    2. Właśnie dodałam nowy rozdział. Wyjaśnienie powyżej treści :)
      Josh rzeczywiście odrobinę, że tak się wyrażę, od czapy. Nie jest jednak najgorzej, ten z pierwszego szablonu, tego szarawego, świetnie pasował.
      Co do Ethana i jego historii, zawsze mogło być gorzej :p

      Skoro czekałaś na nowy rozdział to zapraszam. Czekam na Twoją opinie :D >;>

      Pozdrawiam Cieplutko

      Usuń
  7. Boże w końcu dotarłam. Tyle mi się zrobiło zaległości, że masakra jakaś. Przepraszam za to opóźnienie ;)
    Możesz być dumna z szablonu. Dziewczyna idealnie pasuje do Iv (do tej nowej, nadprzyrodzonej), a Josh w sumie też, ale mniej już. Ta gładkość skóry opisywana w tym rozdziale się na pewno zgadza :D ŁAdnie go wygładziłaś ^^
    Rozdział też niczego sobie, a nawet świetny. Scena w mieszkaniu Josha i samej ucieczki taka emocjonująca i trzymająca w napięciu. A co iv myślała, że tak od razu dostanie, to czego chce? Marzenia :D ale czekam na ten moment ^^
    A Ethan mógł pokazać troszkę emocji oprócz uśmiechu jak opowiadał historie poznania Josha, ale to w końcu Upadli Aniołowie, to co ja bym chciała, haha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przepraszam, że tak krótko, ale dopiero wracam do blogspota i uczę się na nowo pisania rozdziałów jak i długich komentarzy ^^

      Usuń
  8. Witam, Broz-Tito odeszła z Wszechstronnych, prosimy o wybranie innej oceniającej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Upadli Aniołowie?
    Czytałam kiedyś taką książkę. Bardzo, ale to bardzo mi się podobała i Twoje opowiadanie wciągnęło mnie tak jak ona. Będę śledzić.

    Pozdrawiam.
    Morgue Daughter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję. Niedługo mam zamiar coś tu wstawić, bo zaniedbałam tą stronę

      Usuń